Rola lekarza poz w terapii depresji

Monika Wysocka
opublikowano: 05-12-2007, 00:00

Już samo zainteresowanie okazane przez lekarza pacjentowi jest dla niego olbrzymią pomocą. Ważne jest jednak nie tylko zadanie pytania, ale i wysłuchanie odpowiedzi. Bo bardzo często lekarz co prawda zadaje pytanie, ale gdy pacjent odpowiada, on zajmuje się np. wypisywaniem recept. Taka rozmowa nie ma sensu, można tylko bardziej skrzywdzić chorego, bo wysyłamy mu sygnały, że nas to kompletnie nie interesuje. A od tego już krok, by pomyślał sobie, że on sam nikogo nie obchodzi - mówi doc. Joanna Meder, zastępca dyrektora ds. lecznictwa w Instytucie Psychiatrii i Neurologii w Warszawie.

Ten artykuł czytasz w ramach płatnej subskrypcji. Twoja prenumerata jest aktywna
Co przede wszystkim doradziłaby pani lekarzowi poz, do którego trafi pacjent z depresją?

- Żeby zbyt długo nie przetrzymywał go u siebie, nie starał się zastąpić psychiatry. Wiedza o człowieku jest tak rozległa, że nie sposób znać się na wszystkim. A kiedy ktoś próbuje, często diagnoza jest niepotrzebnie przedłużana i rzeczywista pomoc przychodzi z opóźnieniem.

Czy depresję rzeczywiście tak trudno jest zdiagnozować?

- Stan psychiczny każdego pacjenta jest ściśle związany z somatycznym. Depresja potrafi udawać zaburzenia somatyczne - nie musi to być wyłącznie smutek. Czasem objawia się pod postacią różnego rodzaju zaburzeń: osłabienia, bólu brzucha, bólu serca. Trafiają do mnie pacjenci, którzy są diagnozowani przez pół roku - badania wychodzą dobrze, a oni czują się coraz gorzej. A z depresją trzeba postępować dość szybko. Dlatego gdy lekarz nie radzi sobie - a nic w tym złego - powinien odesłać pacjenta do specjalisty: do psychologa albo psychiatry. Mamy bardzo duży asortyment leków i jeśli uda nam się dobrze je dobrać, rezultaty są szybko widoczne.

Ale czy łatwo jest odesłać pacjenta do psychiatry?

- To prawda, że nasze społeczeństwo ma trudności z zaakceptowaniem pomocy psychiatrycznej. Wciąż najczęstszą reakcją jest zarzut, że lekarz chce zrobić z pacjenta wariata. Koledzy interniści często skarżą się, że muszą działać ?dookoła", docierać do pacjenta np. poprzez rodzinę. Dlatego gdy nie ma możliwości, żeby przekonać pacjenta do wizyty u psychiatry - sami przepisują niezbyt silne leki. Ale trzeba pamiętać, że leczenie musi być kompleksowe - w depresji nie chodzi tylko o zaleczenie choroby w danym momencie, ale także o przeciwdziałanie na przyszłość. Depresja występuje bowiem rzutami i trzeba to wytłumaczyć choremu.

W ostatnich latach dużo mówi się o leczeniu środowiskowym. Co to oznacza?

- Że chorych wypisuje się szybko ze szpitala i leczenie kontynuuje właśnie w ich naturalnym środowisku. To słuszne, ale jeśli mogę coś doradzić, to proszę, by lekarze zwracali uwagę na młodych ludzi, szczególnie na młodych mężczyzn. Ci pacjenci są bardzo zagrożeni myślami i próbami samobójczymi - w ostatnich latach w Polsce bardzo wzrosła liczba samobójstw popełnianych przez ludzi młodych. Młody człowiek, który trafia po raz pierwszy do szpitala z powodu depresji czy psychozy, ma głowę zajętą różnymi doznaniami, jego myśli kłębią się. Nowoczesnymi lekami psychotropowymi dość szybko udaje nam się opanować tę sytuację.
Wtedy - jak oceniają to sami pacjenci - następuje cisza. Wszystkie doznania ustają, potem wracają prawidłowe myśli, ale wraz z nimi także krytycyzm i świadomość, że coś się stało, coś tak niedobrego, że znalazł się w szpitalu psychiatrycznym. Często chorzy myślą, że to już koniec, że wszystko zaprzepaścili, kogoś obrazili, że koledzy dziwnie patrzą. Do tego lekarz mówi, że trzeba przewlekle brać leki, leczyć się do końca życia - a więc nie ma już ratunku. Uważa się, że najgroźniejszym okresem dla młodego człowieka po wyjściu ze szpitala psychiatrycznego jest pierwsze pół roku, a następnie kolejne dwa lata. I to powinien być okres wzmożonej czujności. Dlatego proponowałabym, aby każdy lekarz, który spotyka się z takim chorym, obserwował i pytał, czy nie ma on myśli samobójczych.

Jak to zrobić? Jak opiekować się pacjentem depresyjnym?

- Trzeba o tym z nim rozmawiać - to jedyny sposób, żeby uratować życie. Pytać, dlaczego myśli o samobójstwie, pytać o plany, o to, co sądzi o swoim życiu, o sytuacji, w której się znalazł. Konieczny jest także wywiad na temat tego, czy takie zdarzenia miały już miejsce w jego rodzinie, bo to w znaczący sposób podnosi ryzyko. Spotykając takiego pacjenta, lekarz po prostu musi o to zapytać. Opieka nad pacjentem, który wychodzi ze szpitala, musi być zorganizowana: każdy powinien dostać karteczkę z informacją o kontynuacji leczenia i kolejnej, najlepiej wyznaczonej już wizycie. Dobrze byłoby, aby lekarz, który leczy pacjenta w oddziale pełnodobowym, później prowadził go razem z lekarzem w poradni.
W Polsce niestety to wciąż nie funkcjonuje, a w chwili obecnej, gdy borykamy się ze strajkami, zmianą czasu pracy lekarzy - wydaje się to niemożliwe. Nie możemy jednak pozwolić, aby taki chory był wypisywany w przestrzeń. Leczenie musi być kontynuowane w środowisku naturalnym.

Jak odróżnić, kiedy mamy do czynienia ze zniżką nastroju, a kiedy już z depresją?

- Każdy człowiek choruje inaczej i nie ma ostrej granicy, która oddziela stan prawidłowy od choroby. My nawet nie staramy się o nią, bo to mogłoby prowadzić do popełniania błędów. Mogę jedynie powiedzieć, że powinno być niepokojące, gdy człowiek przestaje radzić sobie z codziennym funkcjonowaniem, z którym dotąd nie miał problemów. Gdy skarży się, że gorzej sypia, gorzej jada i szczególnie - gdy to postępuje. Taka sytuacja wymaga wizyty u psychiatry czy chociażby u psychologa. I dopiero specjalista po dłuższej rozmowie z takim pacjentem podejmuje decyzję - czy trzeba już wprowadzić leki, czy może wskazana byłaby psychoterapia. Generalnie depresja wymaga leczenia farmakologicznego, szczególnie na początku, dla opanowania zaburzeń nastroju. Potem najczęściej kontynuuje się jeszcze niewielkie dawki leków, łączy się je z psychoterapią. Remisja to nie tylko brak objawów, ale i prawidłowe funkcjonowanie w życiu, umiejętność radzenia sobie, odnalezienia się w środowisku, radzenie sobie ze zdrowiem somatycznym - to wiele różnych rzeczy, o które człowiek musi zadbać, by czuł się szczęśliwy.
W chorobach psychicznych nigdy nie możemy powiedzieć, że doszło do całkowitego wyleczenia, nie możemy o tym zapewniać pacjenta. Ale możemy mu obiecać, że jeżeli będzie aktywnie współpracował, to liczba rzutów choroby będzie mniejsza i wspólnie uda nam się nad nią zapanować, a to jest bardzo dużo.

Skoro lekarze rodzinni nie powinni zajmować się leczeniem chorób psychicznych, co mogą zrobić, by nie zostawiać swoich pacjentów bez pomocy?

- Rolą lekarza poz jest rozmowa, zwrócenie uwagi na problem, np.: ?widzę że jest pan smutniejszy, że gorzej pan sobie radzi, czy mogę jakoś pomóc? Czy nie myślał pan o rozmowie z psychologiem?" ?Bardzo schudła pani ostatnio, czy ma pani jakieś kłopoty?". Takie zainteresowanie jest olbrzymią pomocą, dlatego że daje choremu szansę, aby powiedział, co mu dolega. Może też dać mu do myślenia: inni już widzą, muszę więc coś z tym zrobić.
Proszę jednak pamiętać, że ważne jest nie tylko zadanie pytania, ale i wysłuchanie odpowiedzi. Bo bardzo często lekarz co prawda zadaje pytanie, ale gdy pacjent odpowiada, on zajmuje się np. wypisywaniem recept. Taka rozmowa nie ma sensu, można tylko bardziej skrzywdzić chorego, bo wysyłamy mu sygnały, że nas to kompletnie nie interesuje. A od tego już krok, by pomyślał sobie, że on sam nikogo nie obchodzi. Poza tym na każdego pacjenta trzeba patrzeć - z twarzy można wiele wyczytać. Idea lekarza rodzinnego polega nie tylko na tym, by wiedział, jakie ktoś ma ciśnienie, ale również, jak mu się układa w życiu.

A farmakoterapia? Czy lekarz rodzinny powinien przepisać leki takiemu pacjentowi?

- Jeśli to możliwe, ale nadmiaru leków należy unikać, a jeżeli są konieczne - wypisywać tylko tyle, by starczyło do czasu dotarcia do specjalisty. Pacjenci często idą na jedną wizytę do psychiatry, a potem tylko przedłużają sobie recepty. Tymczasem psychiatra rzadko zaleca branie leków na stałe, zmiany dawek lub leku bez regularnych konsultacji. Uczulam lekarzy pracujących w lecznictwem podstawowym, by zwracali na to uwagę i nie przedłużali recept w nieskończoność. Ja często umawiam się z kolegami tak, że piszę informację do lekarza poz: co i jak długo pacjent bierze. Dobrze jest wyraźnie zaznaczyć, na jak długo zostało zaplanowane leczenie. Problem polega jednak na tym, że zapomnieliśmy o konsultacjach między sobą, o pisaniu do siebie, telefonowaniu, wzajemnym doradzaniu. A przecież to żaden wstyd. Medycyna rozwija się tak szybko, że nie sposób wiedzieć wszystkiego. Osobiście wolę dowiedzieć się o tym, że popełniłam błąd od kolegi, niż żeby pacjent miał usłyszeć to od innego lekarza.

A jaką rolę w tym wszystkim pełnią farmaceuci?

- Na rynku jest mnóstwo leków bez recepty zalecanych w stanach depresyjnych. Każdy farmaceuta powinien zwrócić uwagę pacjentowi, który prosi o takie leki, że trzeba je zażywać ostrożnie, szczególnie gdy chory bierze też jeszcze inne leki, a także że nie można ich brać przewlekle. Jego obowiązkiem jest także doradzenie mu, by koniecznie, jeśli leki nie pomogą, zwrócił się o pomoc do lekarza.


To warto wiedzieć
Depresje można podzielić na trzy duże grupy, w zależności od czynników, które je wywołują:
- depresje endogenne: uważa się, że są wywołane przez biochemiczne zaburzenia funkcjonowania mózgu, systemu hormonalnego lub nerwowego. Pewne znaczenie ma tu płeć, wiek i osobowość, a także warunki życia i zmiany w ośrodkowym układzie nerwowym. Ten rodzaj depresji często markuje się dolegliwościami ze strony układu krążenia, układu pokarmowego, bólami głowy, kręgosłupa. Obniżenie nastroju schodzi na dalszy plan.

- depresje wywołane chorobą somatyczną: towarzyszą chorobom przewlekłym lub zagrażającym życiu, np. nowotworom (depresje reaktywne);

- depresje psychogenne: mogą być spowodowane utratą bliskiej osoby (depresje w reakcji żałoby), pozycji zawodowej, przejściem na emeryturę. Do czynników urazowych można zaliczyć również długotrwałe stresy związane z pracą zawodową, przewlekłe konflikty rodzinne, wyobcowanie społeczne (depresje nerwicowe).

Depresje sezonowe
- Wiele osób skarży się na zmęczenie i senność, chandrę lub wyraźne obniżenie nastroju w sezonie jesiennym i zimowym. Choć śpimy dłużej, narzekamy na niewyspanie, wzrasta łaknienie, szczególnie rośnie apetyt na słodycze, co z kolei prowadzi do przyrostu wagi. Są to bardzo charakterystyczne cechy depresji zimowej. Istotne jest, iż uczucie ciągłego zmęczenia przeważa nad przeżywaniem smutku - w pewnych przypadkach depresja sezonowa może przebiegać bez przygnębienia.

- Opisano również depresję letnią. Objawy depresyjne, które nawracają latem, wydają się być związane ze wzrostem temperatury i wilgotności powietrza.




Źródło: Puls Medycyny

Podpis: Monika Wysocka

Najważniejsze dzisiaj
× Strona korzysta z plików cookies w celu realizacji usług i zgodnie z Polityką Plików Cookies. Możesz określić warunki przechowywania lub dostępu do plików cookies w Twojej przeglądarce.