Śladem Zbigniewa Trzeciaka
Praca lekarza nijak nie mieści się w granicach podanej definicji, bo po pierwsze jest niematerialna, a nawet antymaterialna, wziąwszy pod uwagę, ile drogich materiałów lekarz zużywa, a po drugie lekarzom trzeba co prawda zapłacić, ale na ogół tylko tyle, by ?nie zabrakło pieniędzy na leczenie". Piszę o konkretnym dyrektorze Trzeciaku, ale takich Trzeciaków są w Polsce setki, o ile nie tysiące. Są wśród nich dyrektorzy szpitali, wysocy urzędnicy NFZ, politycy i dziennikarze. A zatem ci, którzy podejmują kluczowe decyzje w ochronie zdrowia i mają wpływ na jej społeczny odbiór. Ludzie ci są moim zdaniem największym nieszczęściem lekarzy. Mentalnie należą oni do bliskich krewnych propagatorów gomułkowskiego "lekarz i tak sobie dorobi".
Nieprzypadkowo dyrektor Trzeciak chwalił się w mediach, że w jego szpitalu lekarze zarabiają z dyżurami 12-20 tysięcy miesięcznie, dając do zrozumienia, by przypadkiem nikt ich nie pożałował. Szkoda, że żaden z dziennikarzy nie zapytał pana dyrektora o jego zarobki. Nie jest to przecież tajemnica. Swoją drogą jestem ciekawy, gdzie były dyrektor ciechanowskiego szpitala znajdzie zatrudnienie. Mam przeczucie, że jego predyspozycje do pełnienia funkcji menedżera w ochronie zdrowia nie zostaną zapomniane. Może przecież liczyć na mocne poparcie innych Trzeciaków. A są ich w Polsce setki, o ile nie tysiące.
Źródło: Puls Medycyny
Podpis: lek. Sławomir Badurek