Słodko-gorzki jubileusz odrodzenia samorządu
7 stycznia samorząd lekarski w Polsce obchodził 15-lecie swego odrodzenia. Jubileuszowe uroczystości odbyły się w Krakowie. O rocznicowych nadziejach i rozczarowaniach Puls Medycyny rozmawia z doktorem Jerzym Friedigerem, prezesem Okręgowej Rady Lekarskiej w Krakowie, która była gospodarzem uroczystości.
Jerzy Friediger: Właściwie powodem do radości jest przede wszystkim sam fakt istnienia reprezentacji środowiska lekarskiego. Ale więcej w tym rozczarowania i niespełnionych oczekiwań niż satysfakcji. Z odrodzeniem samorządu lekarze wiązali ogromne plany i nadzieje. Wierzyliśmy, że nasz głos będzie się liczył. Jednak ustawa o samorządzie lekarskim pozbawiła nas złudzeń, nie mamy wpływu na wiele kwestii, o których powinniśmy decydować, a nasze uprawnienia są mniejsze od uprawnień innych samorządów zawodowych.
- W czym czujecie się gorsi na przykład od adwokatów, o czym chcielibyście decydować?
- Mogę mówić o swoich osobistych odczuciach. Na przykład obciąża się nas winą za kondycję środowiska lekarskiego, ale środowisko nie ma żadnych możliwości wpływu na to, kto jest do zawodu dopuszczany. Dlaczego to nie my decydujemy o kształceniu podyplomowym lekarzy? Nasza reprezentacja powinna mieć praktyczny udział w tym, co się dzieje w ochronie zdrowia, a możemy tylko uchwalać apele i stanowiska, z którymi potem i tak nikt się nie liczy. Od lat atmosfera jest taka, że mimo sporadycznych gestów dobrej woli, generalnie uważa się, iż z lekarzami w ogóle nie warto rozmawiać, bo i tak są wiecznie niezadowoleni. Kto ma rację, widać wyraźnie po sytuacji w ochronie zdrowia.
- Kieruje pan krakowską radą lekarską. W Krakowie i całej Małopolsce głos waszego środowiska wcale nie jest lekceważony, decydenci często podpierają swoje decyzje stanowiskiem lekarzy. Poza polityką centralną, liczy się chyba też ta lokalna.
- To prawda, że z władzami samorządowymi Krakowa i Małopolski dobrze nam się współpracuje. Zarówno władze miasta, jak i województwa wiele robią dla ochrony zdrowia. Nasze opinie mają tu znaczenie. Warto podkreślić, że od pewnego czasu ten środowiskowy głos jest w Małopolsce mocniejszy, ponieważ zaczęliśmy działać wspólnie z Małopolską Okręgową Izbą Pielęgniarek i Położnych. Razem można więcej osiągnąć. Wspólny głos jest lepiej słyszalny.
Teraz na przykład staramy się o pozwolenie na budowę domu lekarza seniora na terenie jednego ze szpitali wojewódzkich w Krakowie i liczymy na przychylność marszałka. Natomiast od wielu lat zabiegamy o odzyskanie w Krakowie dwóch kamienic zakupionych przez izbę przed wojną z lekarskich składek. Jedna stoi przy Rynku Głównym i mieści się tam m.in. klub dziennikarski, w drugiej znajduje się siedziba Izby, ale ten budynek też nie jest naszą własnością. Niemożność odzyskania majątku zagarniętego kiedyś przez państwo to jeden z przykładów niespełnienia oczekiwań związanych z reaktywacją samorządu lekarskiego. Ustawa powinna zostać zmieniona, zmian wymaga również ustawa o zawodzie lekarza.
- Czego życzy pan sobie przy okazji jubileuszu?
- Mimo wszystko wierzę, że politycy w końcu udoskonalą prawo i przywrócą samorządowi lekarskiemu należną rangę. Na razie musimy chyba jeszcze głośniej bić na alarm. Jeśli się coś zniszczy, nieprędko da się to odbudować. Nie można dalej przykrawać potrzeb zdrowotnych do możliwości finansowych systemu. Nie można też lekceważyć ucieczki lekarzy i pielęgniarek z polskich szpitali. Marzę o tym, by polski lekarz, pracując w jednym miejscu, mógł zarobić na godziwe życie.
Źródło: Puls Medycyny