Systemy informatyczne wspierają pracę lekarza
Systemy informatyczne wspierają pracę lekarza
O narastaniu potrzeb informatycznych w placówkach szpitalnych, wprowadzaniu systemów informatycznych nowej generacji oraz perspektywach rozwoju tych systemów rozmawiamy z Krzysztofem Groyeckim, dyrektorem Pionu Opieki Zdrowotnej Asseco Poland SA.
Jak kształtują się potrzeby szpitali w zakresie systemów informatycznych typu HIS (hospital information system)?

Potrzeby informatyczne szpitali zrodziły się w momencie wprowadzenia reform zasad rozliczania — najpierw kosztów, a potem kontraktów. Rozliczanie kosztów rozpoczęło się jeszcze w systemie budżetowym i to był pierwszy impuls do wygenerowania zapotrzebowania na informatyzację tzw. części szarej, czyli modyfikację systemów ERP dla opieki zdrowotnej, w szczególności dla szpitali. Po reformie systemu rozliczania opieki zdrowotnej i przejściu na system ubezpieczeniowy, kasy chorych, a potem Narodowy Fundusz Zdrowia oczekiwały od szpitali przygotowywania ofert oraz, co być może ważniejsze, rozliczenia wykonanych świadczeń w formie elektronicznej.
W krótkim czasie okazało się, że samo liczenie kosztów rodzajowych, a później kosztów procedur nie wystarcza. Coraz większa liczba informacji jest potrzebna z miejsc, w których te koszty powstają, czyli z oddziałów, izb przyjęć, laboratoriów analitycznych. To powodowało coraz większą potrzebę przekazywania danych do szpitalnych działów statystyki nie na papierze, lecz w sposób automatyczny, aby zmniejszyć czasochłonność tego procesu oraz ograniczyć liczbę błędów. Na tym etapie zaczęliśmy mówić o systemach typu HIS.
Ponad 10 lat temu Polska uzyskała wsparcie w ramach tzw. przetargu finansowanego przez Bank Światowy, w którym postanowiono sfinansować system przyjęciowo-wypisowy (ang. Admission Discharge Transfer, ADT) oraz system apteki szpitalnej. To stworzyło podwaliny pod obejmowanie także informacji medycznych, związanych ze stanem pacjenta przyjmowanego do szpitala, umieszczaniem na oddziale oraz wypisem.
W niektórych szpitalach rozwój informatyczny zatrzymał się na tym etapie, mimo iż przed pięciu laty pojawiły się bardziej złożone systemy oparte na interfejsach z aparaturą medyczną. Wzrost nasycenia szpitali aparaturą medyczną, w tym rozbudowa systemów diagnostycznych i laboratoryjnych pozwoliły na transferowanie danych bezpośrednio do systemu szpitalnego. Obserwowaliśmy ucyfrowienie aparatów rentgenowskich i tomografii, rezonansu magnetycznego, powstały systemy RIS i PACS, które pomagały zarówno w przetwarzaniu obrazów diagnostycznych, jak i w ich składowaniu. Dzięki temu liczba danych o pacjentach zaczęła przyrastać skokowo. Wzrosła także świadomość użytkowników, że oto mają w ręku coraz więcej istotnych danych, które mogą pomagać nie tylko w rozliczeniach, ale także w procesie leczenia, jeżeli nie dzisiaj, to w przyszłości.
Czy barierą było finansowanie tych systemów?
Byłoby tak, gdyby nie wspomniany przetarg Banku Światowego oraz pojawienie się unijnej perspektywy 2007-2013, w której przeznaczono dość znaczne środki na tzw. e-zdrowie. W przypadku szpitali oznaczało to znaczące dofinansowanie systemów informatycznych. Zaczęto też myśleć o pacjencie, czyli portalach informacyjnych, elektronicznej rejestracji i kolejkach z przeglądem miejsc, w których można się leczyć. Kilka województw przeprowadziło przetargi na wojewódzkie systemy wspomagania, pierwszy powstał Podkarpacki System Informacji Medycznej.
Jakie dało to korzyści szpitalom?
Szpitale skorzystały na ujednoliceniu oprogramowania, stworzeniu warstwy wymiany danych między placówkami oraz udostępnianiu pacjentom informacji na temat swojej struktury czy oferty. Te elementy doprowadziły do zdefiniowania, czym ma być dzisiaj system informatyczny dla szpitala. Jest to kompleksowy system wspomagający pracę szpitala od strony ekonomicznej, finansowo-księgowej oraz wspomagający pracę lekarza.
Kolejnym krokiem ma być wprowadzenie elektronicznej dokumentacji medycznej. Znamy jednak perturbacje związane z projektami odpowiednich ustaw oraz projektem P1, prowadzonym przez Ministerstwo Zdrowia, który zakładał możliwość elektronicznej wymiany danych o pacjencie między szpitalami. Być może bardziej niż sami użytkownicy, czyli szpitale, to legislatorzy doszli do wniosku, że na tyle już dojrzeliśmy, iż można zrezygnować z dokumentacji papierowej i za pomocą systemów informatycznych nie tylko gromadzić dane, ale też je przekazywać we właściwe miejsca w sposób wystarczająco bezpieczny.
Ten optymizm dotyczący e-dokumentacji podlega w tej chwili weryfikacji. Okazuje się, że nie wszystkie wyobrażenia o stopniu przygotowania zarówno technicznego, jak też mentalnego czy organizacyjnego okazały się trafne. Ale jesteśmy na drodze jednokierunkowej, od tego procesu nie ma odwrotu. Nie wiadomo jedynie, czy zakończy się jednorazowo dużym sukcesem w postaci wspaniałego, wszechogarniającego systemu, czy być może — co bardziej prawdopodobne — do tego celu będziemy się zbliżali etapami. Ważne, że weszliśmy na tę drogę i w najbliższych latach będziemy przechodzili zarówno z dokumentacją, elektroniczną receptą, jak i z internetowym kontem pacjenta na zupełnie inny poziom.
Szpitale muszą się do tego wprowadzenia przygotowywać.
Żeby to wszystko mogło się wydarzyć, potrzebne są bardzo wydajne systemy szpitalne klasy HIS. Taki system, po kilkunastu latach doświadczeń, został zaprojektowany i zbudowany przez moją firmę. Jego aktualna handlowa nazwa to Asseco Medical Management Solutions, w skrócie AMMS. Jest on już wdrożony w 190 szpitalach w Polsce, a w ogóle nasze systemy szpitalne w różnym zakresie wdrożyliśmy w 420 placówkach. W ostatnim okresie nastąpiło przyspieszenie rozwoju, a wszyscy nasi klienci mogą oczywiście liczyć na przejście na najnowszą wersję.
Przyspieszenie? Rozumiem, że szpitalom zaczęło bardziej zależeć na informatyzacji?
Kiedy mamy do czynienia z nowszymi wersjami oprogramowania, producent zobowiązuje się zawsze do pełnego rozwoju tej najnowszej wersji. Wersje poprzednie są oczywiście wspierane jeszcze przez dość długi czas. Natomiast pełen rozwój systemu dotyczy zawsze jego najnowszej wersji. Użytkownicy o tym wiedzą i w coraz większym zakresie, korzystając także z pieniędzy unijnych, decydują się na unowocześnienie systemów.
Jakie są najważniejsze korzyści dla szpitala z wdrożenia takiego systemu?
Najważniejsza różnica polega na tym, że najnowszy system wykorzystuje nowsze technologie, dzięki którym ma bardziej przyjazny interfejs użytkownika, daje dużo większe możliwości personalizacji ustawień, a dla pewnych grup zawodowych można przygotowywać specjalne pulpity. Udało się nam ten system odmiejscowić. Systemy poprzedniej generacji działają zwykle w danym miejscu — w izbie przyjęć albo na oddziałach, albo w aptece. My bardziej zajęliśmy się procesami, które odbywają się u naszych klientów, niezależnie od miejsca. Patrzymy na grupę zawodową, którą dany użytkownik reprezentuje. Dla niej są przygotowane odpowiednie ekrany i odpowiednie ścieżki przejściowe. To oczywiście nie oznacza, że inni producenci nie wykonują tej pracy w podobny sposób.
Czym zatem się różnicie?
Naszą przewagą konkurencyjną jest na pewno olbrzymie doświadczenie i udział w rynku. Pracujemy z połową polskich szpitali. Mamy przegląd sytuacji od szpitali szczebla powiatowego do największych w Polsce placówek klinicznych; kontakt z olbrzymią liczbą użytkowników i to wszystkich szczebli — od dyrektorów do laborantów. W Polsce jest dosłownie kilka takich firm, które zapewniają pewne bezpieczeństwo użytkownikowi. Teraz bariera wejścia na rynek jest bardzo wysoka, wymaga inwestycji rzędu kilkudziesięciu milionów złotych. W dodatku obecnie sprzedaż nowych systemów do szpitali jest stosunkowo ograniczona, bo z wymienionych wcześniej powodów szpitale musiały wykonać już w ciągu ostatnich lat pewną pracę i wyposażyć się w systemy informatyczne. W tej chwili prowadzimy unowocześnianie tych systemów, poszerzanie liczby licencji, raczej update i rozbudowę niż walkę o nowych klientów.
Rocznie zaledwie kilka polskich szpitali decyduje się na wymianę oprogramowania, ponieważ jest to proces kosztowny, liczony w setkach tysięcy lub milionach złotych. Warto dodać, że uspokojenie na rynku wynika także z tego, że w Polsce nie przyjęło się oprogramowanie zachodnie. Prawodawstwo związane z opieką zdrowotną, tak jak w każdym kraju, jest dosyć specyficzne i dużym firmom amerykańskim czy europejskim nie bardzo się opłaca dokonywanie tylu zmian na życzenie naszych klientów, ilu by oczekiwali. W tej chwili praktycznie wszystkie szpitale używają oprogramowania krajowego lub takiego, które powstało w Polsce.
Czy z punktu widzenia lekarzy wdrażanie systemu HIS w szpitalu nie oznacza wzrostu biurokracji?
Tu nie ma jednoznacznej odpowiedzi, ponieważ wdrażanie systemów informatycznych jest od kilku lat związane przede wszystkim ze zmianą oczekiwań NFZ lub Ministerstwa Zdrowia bądź też wynika z licznych zmian przepisów. Nic dziwnego, że użytkownicy narzekają na liczbę danych, które muszą wprowadzać. My staramy się ułatwiać to w taki sposób, żeby te dane były wprowadzane jednorazowo, niemniej jednak w porównaniu ze stanem sprzed kilku lat faktycznie mamy do czynienia z kilkakrotnie większą liczbą danych. Ponieważ to się dzieje równolegle z informatyzacją, często operuje się skrótem myślowym, że to właśnie informatyka powoduje większą biurokrację.
Warto zwrócić uwagę na różnice między grupami wiekowymi lekarzy. Młodsze pokolenie, które wyrastało z komórką pod poduszką, zupełnie inaczej podchodzi do tych systemów, choć wcale nie mniej krytycznie. Ci lekarze narzekają przede wszystkim na biurokrację, a poza tym dużo lepiej wyłapują błędy programistów i pytają: „Dlaczego na tym ekranie nie mogę mieć tego w takim układzie, tylko w innym?”. Nieco starsi lekarze pamiętają, że kiedyś zajmowali się czymś innym, a teraz muszą dużo czasu spędzać przed komputerami. Są mniej aktywni w zgłaszaniu swoich uwag albo bardziej radykalni, bo potrafią oświadczyć, że czegoś na pewno nie będą robili. Natomiast my zawsze w dobrej wierze dążymy do tego, żeby lekarzom odjąć część pracy, a nie dodawać, jednak nadmierne wymagania NFZ powodują wzrost biurokracji. W mojej ocenie, co najmniej połowa wymaganych raportów jest bezużyteczna.
Czyli uwagi lekarzy pomagają w dostosowywaniu programu do potrzeb użytkowników.
Z jednej strony jest to pomoc w tworzeniu lepszych systemów, z drugiej jednak przy dużej liczbie klientów wpadamy w pewną pułapkę. Oczywiście, staramy się utrzymywać jednolitą wersję oprogramowania dla wszystkich szpitali, a jednocześnie otrzymujemy kwartalnie ponad tysiąc próśb o modyfikacje systemu, często sprzecznych ze sobą.
Jestem przeciwnikiem wydzielania informatyki jako osobnego bytu. Dla lekarza to jest pewne narzędzie pracy, bez którego w tej chwili trudno sobie ją wyobrazić. Im bardziej ten element jest przezroczysty i nie wzbudza emocji, tym lepiej.
W jakim kierunku będą się rozwijać systemy informatyczne dla szpitali?
W Polsce, podobnie jak w całej Europie, w bardzo niewielkim stopniu wspomaga się lekarza w procesie leczenia. Głównie dlatego, że nie mamy obowiązujących standardów leczenia. Nie wykorzystujemy systemów informatycznych tak, jak mogłyby być wykorzystane do szkolenia, do wprowadzania nowych metod leczenia. System wspomagający pracę lekarzy to nie jest prowadzenie ich za rękę i wyręczanie w decyzjach, lecz pokazywanie wielu różnych możliwości i wskazywanie, dokąd mogą one prowadzić. Kiedyś takie systemy zajmą należne im miejsce, podobnie jak tomografy czy innego rodzaju urządzenia, bez których nie da się postawić diagnozy i właściwie postępować. One dadzą lekarzowi dostęp do ogromnych zasobów informacji i możliwość analizy tysięcy podobnych przypadków w ciągu paru minut.
Czyli analiza big data.
Niestety, jednostki naukowe czy szpitale są bardzo przywiązane do danych, które same wytworzyły, bo one są używane do własnych doktoratów, do promowania własnych osiągnięć. Udostępnianie tych danych dla jakichś większych warstw budzi obawy, wiąże się z syndromem oddawania własnego dziecka. Ale mam nadzieję na przełom. Na corocznej konferencji dla dyrektorów szpitali, w której bierze udział 200 osób, zapytaliśmy o gotowość udostępniania swoich danych, aby można było wprowadzić benchmarking. Aż 69 proc. dyrektorów poparło ten pomysł, jednak 31 proc. było zdecydowanie przeciw. Sporo problemów jest z danymi NFZ. Część danych, ich zakres i jakość zależą od polityki refundacyjnej. A jeżeli zmieniamy wycenę punktową, to nagle się okazuje, że liczba sprawozdawanych przypadków w danym miejscu rośnie.
Czy można być optymistą w sprawie informatyzacji polskiego systemu ochrony zdrowia?
Wydaje się, że kilka lat temu decydentom zabrakło wyobraźni, kiedy myśleli, że można jednocześnie wprowadzić wszechogarniający system P1, internetowe konto pacjenta (IKP), elektroniczną receptę. Wydawało się, że wszyscy ze wszystkimi będą wymieniali dane, lekarz będzie miał do nich łatwy dostęp i tak dalej. To po prostu nierealne. Do tego dodajmy chaotyczny proces legislacji czy nagłe zmiany, jak autopoprawka usuwająca w ostatniej chwili wprowadzenie indywidualnych kart dla pacjentów.
Czy telemedycyna może znacząco usprawnić polski system?
Nie jest celowe sztuczne wydzielanie telemedycyny z całości informatyki i listy narzędzi opieki zdrowotnej. To naturalny element rozwoju technologicznego, jeden z wielu. Oczywiście nie do przecenienia jest gałąź telemedycyny, która się wiąże z monitoringiem pacjenta poza szpitalem — tu w zasadzie są same plusy, także ekonomiczne. Ale telemedycyny nikt nie chce finansować. Moim zdaniem, przełom nastąpi dokładnie wtedy, gdy instytucje finansujące zaczną ją postrzegać jako bardzo istotne narzędzie skuteczniejszego leczenia. Dopóki tak się nie stanie, będziemy mieli głównie gadżety do opisywania, robienia doktoratów, czasem do konsultacji — w chwili wolnej od klasycznego leczenia. Masowe wykorzystanie telemedycyny stanie się faktem, gdy będzie ona w istotnej części refundowana przez instytucje finansujące naszą opiekę zdrowotną.
O narastaniu potrzeb informatycznych w placówkach szpitalnych, wprowadzaniu systemów informatycznych nowej generacji oraz perspektywach rozwoju tych systemów rozmawiamy z Krzysztofem Groyeckim, dyrektorem Pionu Opieki Zdrowotnej Asseco Poland SA.
Jak kształtują się potrzeby szpitali w zakresie systemów informatycznych typu HIS (hospital information system)?
Dostęp do tego i wielu innych artykułów otrzymasz posiadając subskrypcję Pulsu Medycyny
- E-wydanie „Pulsu Medycyny” i „Pulsu Farmacji”
- Nieograniczony dostęp do kilku tysięcy archiwalnych artykułów
- Powiadomienia i newslettery o najważniejszych informacjach
- Papierowe wydanie „Pulsu Medycyny” (co dwa tygodnie) i dodatku „Pulsu Farmacji” (raz w miesiącu)
- E-wydanie „Pulsu Medycyny” i „Pulsu Farmacji”
- Nieograniczony dostęp do kilku tysięcy archiwalnych artykułów
- Powiadomienia i newslettery o najważniejszych informacjach