Trudne przejście na swoje

Anna Gwozdowska
opublikowano: 16-11-2004, 00:00

Półtora roku temu Szpital na Siemiradzkiego w Krakowie odciął państwową pępowinę i jako pierwszy w Polsce przekształcił się w spółkę pracowniczą. Teraz walczy o życie.

Ten artykuł czytasz w ramach płatnej subskrypcji. Twoja prenumerata jest aktywna
W połowie lat 90. ten szpital ginekologiczno-położniczy miał duże powodzenie wśród pacjentek. Jako jedyny na południu kraju oferował usługę ?rooming-in", czyli możliwość przebywania ze swoim nowo narodzonym dzieckiem w jednej sali. Dobre czasy skończyły się, gdy na rynku pojawiły się prywatne, efektywniej zarządzane, małe kliniki położnicze. Spadła również liczba urodzin.
?Prywatne placówki, które obsługują przede wszystkim porody fizjologiczne, nie musiały mieć tak kosztownego wyposażenia i miały niższe koszty osobowe w porównaniu ze szpitalami. W dodatku odbierały nam najtańszego pacjenta - tłumaczy Antoni Marcinek, dyrektor Szpitala na Siemiradzkiego. - Szpital był nastawiony na położnictwo i nie zajmował się bardziej skomplikowanymi problemami ginekologicznymi, dlatego nie można było przerzucić części kosztów stałych na innych pacjentów".
Zaczęły się problemy finansowe, o których dyrektor informował Urząd Marszałkowski w Krakowie, organ założycielski szpitala, już rok przed przekształceniem. Zimą 2002 roku okazało się, że jest tylko jedno wyjście z sytuacji. ?Uczestniczyłam w rozmowach z urzędem. Wiedzieliśmy, że nie mamy wyjścia. Albo szpital zostanie przekształcony, albo zostanie zamknięty" - wspomina Beata Marzec, przełożona pielęgniarek i położnych. Ostatecznie Sejmik Województwa Małopolskiego podjął decyzję o likwidacji szpitala i przekształceniu go w spółkę pracowniczą. Według Krzysztofa Kłosa, dyrektora Departamentu Polityki Społecznej w małopolskim urzędzie marszałkowskim, placówka jest ciągle jedyną spółką pracowniczą w regionie zarządzającą szpitalem.
Ówczesny dyrektor szpitala A. Marcinek zgodził się zarządzać nowo utworzoną spółką pod warunkiem otrzymania większościowego głosu. ?Mimo że bałyśmy się, jak to się wszystko uda, zaufałyśmy dyrektorowi. Musieliśmy mieć lidera, który weźmie na siebie ciężar przekształcenia - przyznaje B. Marzec. - Nie wszyscy ten pomysł popierali, ale kto chciał, mógł odejść w trakcie trzymiesięcznej likwidacji szpitala".
Jak wspomina A. Marcinek, były osoby, które oskarżały go o to, że umyślnie doprowadził szpital do upadku, aby go przejąć. ?Na szczęście wcześniej urząd marszałkowski przeprowadzał u nas kontrole. Chcieli na przykład wiedzieć, czy spodziewając się prywatyzacji, nie zakupiłem jakiegoś drogiego sprzętu - opowiada A. Marcinek. - Kupiłem tylko jedno łóżko porodowe, ponieważ poprzednie się rozleciało. Teraz myślę, że jednak trzeba było nabyć jakiś nowy sprzęt".
Dyrektor spędził wiele czasu na rozmowach z personelem szpitala. Przedstawił między innymi analizy sporządzone przez prawników i ekonomistów, zgodnie z którymi poprawa struktury lokalowej szpitala i restrukturyzacja zatrudnienia były jedyną szansą na przetrwanie. Pojawił się również pomysł zdobycia dla szpitala inwestora strategicznego. ?Załoga bała się jednak, że inwestor zmieni profil szpitala, a ludzie będą musieli szukać pracy" - podkreśla A. Marcinek. Przekształcenie szpitala w spółkę pracowniczą okazało się być jedynym rozwiązaniem, które akceptowali wszyscy zainteresowani, także przedstawiciele trzech związków zawodowych działających na terenie szpitala.

Początek nowego
W wyniku przekształcenia 23 osoby z personelu szpitala mają udziały w spółce. Mimo że oferta kupna udziałów została skierowana do wszystkich pracowników szpitala, wielu nie zdecydowało się na taki krok. ?Przystąpienie do spółki wiązało się z wniesieniem określonej kwoty, tworzącej kapitał założycielski - wyjaśnia dyrektor A. Marcinek. - To nie była próba stworzenia ograniczenia w nabywaniu udziałów, ale chodziło o zdobycie środków na rozruch, choćby na wynagrodzenia i inwestycje". Spółka i urząd marszałkowski podzieliły się zobowiązaniami szpitala, wynoszącymi prawie 1,4 mln zł. Urząd przejął zobowiązania finansowe, natomiast szpital zadeklarował chęć zatrudnienia wszystkich pracowników. Ci, którzy zdecydowali się odejść, otrzymywali trzymiesięczną odprawę. Według A. Marcinka, do nowego szpitala przeszło około 85 proc. starej załogi. 60 proc. tych, którzy odeszli, stanowiły osoby przechodzące na emeryturę. W rezultacie pojedyncze osoby otrzymały odprawy, a ich koszt dla szpitala nie przekraczał 70 tys. zł.
Warunkiem powodzenia przekształcenia było zmniejszenie zatrudnienia. Ze 150 etatowych pracowników zostało 40. Większość pracuje teraz na kontraktach. Położne założyły własną spółkę i odtąd mogą lepiej dysponować swoim czasem. Jeśli chcą, pracują również poza szpitalem. Personel zgodził się na obniżenie zarobków o 1/3. Do poziomu zarobków sprzed przekształcenia, kiedy na przykład położne zarabiały średnio 2500 zł brutto, dyrekcja wróciła w 2004 roku. ?Najważniejsze, że mamy pracę. Mamy też poczucie, że się rozwijamy i idziemy do przodu" - zapewnia B. Marzec.
Przybywa wyremontowanych, zaopatrzonych w łazienki sal. W szpitalu, mieszczącym ponad 50 łóżek, rodzi się około 100 dzieci miesięcznie. Przeprowadza się coraz więcej operacji ginekologicznych. Dyrektor A. Marcinek myśli również o leczeniu chorób piersi, szczególnie nowotworów. Ze szpitalem współpracują chirurdzy onkolodzy, opłacani za wykonanie konkretnej procedury. Zabiegów usunięcia guzków z piersi wykonuje się kilkanaście w miesiącu. Dyrektor będzie starać się o certyfikat szpitala przyjaznego dziecku, co jest związane z odbyciem szkoleń i przeprowadzeniem remontu na oddziale położnictwa. Przyznaje jednak, że choć przygotowuje plany na przyszłość, zdążył już poznać gorzki smak samodzielności.

Trudna niezależność
Szpital potrzebuje około 2 mln zł na modernizację bloku operacyjnego i prawie 300 tys. zł na nowe windy. Trwają też remonty przedwojennego budynku, niezbędna jest termomodernizacja. Na inwestycje brakuje jednak pieniędzy. ?Biorąc pod uwagę nieprzewidywalność płatnika, sytuacja szpitala jest trudna - przyznaje A. Marcinek. - W zeszłym roku Narodowy Fundusz Zdrowia płacił za wszystkie procedury położnicze i mimo że właśnie wtedy szpital się przekształcał, był to rok lepszy finansowo. W tym roku nie otrzymaliśmy z NFZ środków za ponad 30 proc. procedur, które wykonaliśmy. Teoretycznie powinniśmy upaść".
W pierwszym półroczu 2004 roku szpital był na dużym minusie. Beata Marzec, która jak podkreśla, wyraża też opinie innych, uważa, że niepewność związana z corocznymi negocjacjami z NFZ jest najgorszą stroną niezależności. ?Tego się boimy najbardziej. Chcielibyśmy wyjść z jak największą liczbą usług na zewnątrz, ale kontrakt z NFZ to jednak nasze podstawowe źródło utrzymania. Co roku przeżywamy ten sam niepokój, czy uda się wynegocjować ten kontrakt na godnych dla nas warunkach" - opowiada B. Marzec.
Tylko 3 proc. przychodów szpitala pochodzi spoza kontraktów z NFZ. Marzeniem dyrektora A. Marcinka jest zwiększenie takich przychodów do poziomu 10 proc. ?Trudno przecież brać kredyt pod usługę, o której nie wiadomo, czy zostanie opłacona przez NFZ. Tymczasem musimy inwestować w szpital - przyznaje A. Marcinek. - Najlepiej byłoby, gdyby zmienił się system i powstały dodatkowe dwa filary ubezpieczenia zdrowotnego. Szukam również usług medycznych, za które pacjent prędzej zapłaci, na przykład rekonstrukcja piersi po zabiegach amputacji. Być może to nie są takie usługi, które są dla szpitala priorytetem, ale dają potrzebne na jego utrzymanie pieniądze".

Klient nasz pan
Beata Marzec, która pracuje w Szpitalu na Siemiradzkiego od 17 lat, czyli od początku swojej kariery zawodowej, dostrzega, że samo przekształcenie szpitala spowodowało olbrzymie zmiany na lepsze. Jej zdaniem, pracownicy szpitala starają się dużo bardziej niż kiedyś. Chcą być blisko pacjentek, aby nie czuły się anonimowe. ?Każdy pracuje już na swoim. To się czuje. Wszyscy liczą koszty i oszczędzają - podkreśla B. Marzec. - Każdemu zależy na tym, aby pacjent tu przyszedł, bo jeśli nie będzie pacjentek, to nie będziemy mieć na pensje". B. Marzec uważa, iż usamodzielnienie się szpitala uzmysłowiło po prostu ludziom, jak wygląda strona ekonomiczna jego działalności. Wie, co mówi, niedawno skończyła studia na Wydziale Organizacji Ekonomiki Ochrony Zdrowia w Wyższej Szkole Ubezpieczeń i Bankowości. ?Zaczęłam studia jeszcze zanim zostałam przełożoną położnych i myślałam o lżejszej pracy w przyszłości, ale teraz nie zamierzam odchodzić z tego zawodu" - deklaruje B. Marzec.



Pracownicy przejmują w zarządzanie gliwickie szpitale

Do końca 2005 roku szpital nr 2 i szpital wielospecjalistyczny z Gliwic przekształcą się w spółki pracownicze.

Na początku personel szpitali, mających przekształcić się w spółki pracownicze, był przeciwny jakimkolwiek zmianom. Zarząd miasta, które dwa lata temu przejęło gliwickie szpitale od powiatu, nie widzi jednak innego sposobu, aby zapobiec narastaniu długów.
?Opór materii jest duży, tym bardziej, że Polacy mają cały czas roszczeniowy stosunek do państwa. Poza tym narusza się status quo - przyznaje Marek Jarzębski, rzecznik prasowy Urzędu Miasta w Gliwicach. - Powiedzieliśmy jednak załodze, że spółki muszą zostać zrestrukturyzowane, ponieważ nie ma innego wyjścia. Inaczej szpitale przestaną w ogóle istnieć. Pracownicy zrozumieli: wóz albo przewóz".
Miasto bierze długi
Szpitale zostały postawione w stan likwidacji i zgodnie z prawem miasto przejmie ich zobowiązania, które obecnie przekraczają 18 mln zł. Największe zadłużenie ciąży na szpitalu nr 1, który zostanie przekształcony w spółkę miejską. Nowo powstałe NZOZ-y będą mogły rozpocząć działalność z czystym kontem. ?Spółki pracownicze wydzierżawią budynki i sprzęt od miasta - tłumaczy M. Jarzębowski. - To jest nasze zabezpieczenie przed niepożądaną zmianą profilu działalności placówek".
Zdaniem M. Jarzębowskiego, spółki, które powstaną w miejsce szpitali, mają duże szanse powodzenia. ?Od kilku lat wszystkie zakłady w podstawowej opiece zdrowotnej w Gliwicach są prywatne, chociaż prowadzą działalność w budynkach miejskich. Wszystkie są spółkami pracowniczymi - argumentuje M. Jarzębowski. - I nic nie zmieniło się na gorsze, wręcz odwrotnie, jest lepiej, mimo że na początku mieszkańcy Gliwic mieli mnóstwo wątpliwości".
Sztuka zarządzania
Przykłady, na które powołuje się M. Jarzębowski, dotyczą jednak poz, gdzie rzeczywiście zarządzanie spółkami przejęli lekarze i pielęgniarki. Zarządzanie szpitalami jest według specjalistów nieporównanie trudniejsze. ?Do wyjątków należy sytuacja, w której dobry lekarz jest również dobrym menedżerem - uważa Roman Walasiński, prezes notowanej na giełdzie spółki Swissmed. - Tymczasem wchodząc na rynek, podlega się wszystkim jego zasadom. Dlatego uważam, że przyszłość należy do menedżerów, to oni będą zarządzać placówkami medycznymi. Tak działa to na świecie i nie ma potrzeby poszukiwania innej, tzw. polskiej drogi".
Kolejna trudność wynika z faktu, że spółek pracowniczych, z wyjątkiem szpitala ginekologiczno-położniczego z Krakowa (piszemy o nim powyżej), w polskich szpitalach nie ma. A przykłady z innych dziedzin gospodarki też nie są budujące. ?W innych branżach często dzieje się tak, że akcjonariusze-pracownicy nie zgadzają się na daleko idącą restrukturyzację, a bez tego nie ma dobrego zarządzania" - uważa Wiktor Masłowski, były podsekretarz stanu w resorcie zdrowia, który wraca na stanowisko dyrektora Centrum Leczniczo-Rehabilitacyjnego Medycyny Pracy ?Attis" w Warszawie. Zdaniem W. Masłowskiego, gdyby świadomość ludzi była większa, powodzenie spółek pracowniczych byłoby bardziej prawdopodobne. ?Obecne, wadliwe prawo regulujące działalność SP ZOZ-ów zachęca do niegospodarności. W SP ZOZ-ie nie ma jasnych reguł zarządzania i kontroli, dlatego funkcjonowanie oparte na przepisach prawa handlowego jest dla szpitala lepsze" - argumentuje Wiktor Masłowski.
W opinii innych ekspertów, spółki pracownicze to po prostu krok w dobrą stronę, bez względu na to, jaki będzie dalszy ciąg ich restrukturyzacji. ?Czasami (spółka pracownicza) funkcjonuje świetnie, czasem jest to tylko etap pośredni przed wejściem inwestorów zewnętrznych, ale każdy scenariusz otwiera perspektywy dla nowych inwestycji i restrukturyzacji, wolniejszej albo szybszej, ale zawsze jakiejś - twierdzi Michał Rusiecki, partner w Enterprise Investors. - Stąd uważam pomysł za dobry".

Niezbędne kroki

o -Znalezienie dobrego menedżera, który przeprowadzi zmiany.
o -Opracowanie szczegółowego planu restrukturyzacyjnego.
o -Zdobycie poparcia i zaufania personelu.
o -Zagwarantowanie środków na rozruch spółki.
o -Twarde negocjowanie warunków przekształcenia z przedstawicielami organu założycielskiego szpitala.
o -Uzyskanie bonifikaty na odkupywany sprzęt.


Ani lepsze ani gorsze

Dla Pulsu Medycyny komentuje Katarzyna Tymowska, kierownik Studium Podyplomowego Ekonomiki Zdrowia w Katedrze Ekonomii Uniwersytetu Warszawskiego:

Nie ma jakiejś teorii, która powiadałaby, że spółka pracownicza jest lepszą czy gorszą formą własności od innych. Wiele zależy od tego, czy owa spółka będzie dobrze zarządzana, czy właściciele będą dysponowali kapitałem na rozwój, bez którego nie można wyobrazić sobie nowoczesnego szpitala. Taka forma spółki dla pracowników może być na jakiś czas bardzo dobrym rozwiązaniem: będą mieli pracę, na początku na pewno nie będzie dużych redukcji zatrudnienia, a spółka wystartuje bez żadnych długów, natomiast gdy zainwestują - mogą poprawić swoją pozycję w przyszłości. Może być też tak, że spółkę utworzą pracownicy, ale statut spółki pozwoli im po jakimś czasie sprzedać udziały albo
dołączyć nowych właścicieli dla pozyskania kapitału.

Kocham położnictwo

Dr med. Antoni Marcinek, 55 lat, II stopień specjalizacji w ginekologii i położnictwie, absolwent Akademii Medycznej w Krakowie, wiceprezes Okręgowej Izby Lekarskiej w Krakowie, od 5 lat dyrektor Szpitala im. R. Czerwiakowskiego na Siemiradzkiego w Krakowie, główny udziałowiec zarządzającej szpitalem spółki pracowniczej. Oto jak wyjaśnia Pulsowi Medycyny motywy swojego działania:
Może zabrzmi to nieskromnie, ale podjęcie się tego zadania w sytuacji, w jakiej znajdował się szpital, wymagało odwagi. Nie powodowała mną chęć sprawdzenia się jako menedżer, ponieważ byłem już ordynatorem dużego, 160-łóżkowego Oddziału Ginekologiczno-Położniczego w Szpitalu im. G. Narutowicza. Na pewno trudno mi było uciekać ze szpitala tylko dlatego, że miał problemy. Właściwie trudna sytuacja szpitala podziałała na mnie mobilizująco. Poza tym, mimo że dużo operuję jako ginekolog, to jednak muszę powiedzieć, że kocham położnictwo.
Czy żałuję swojej decyzji? Z perspektywy kontaktów z personelem - nie, chociaż trudno przekonać ludzi, że to nie jest już stary, tylko nowy szpital, gdzie obowiązują inne zasady, a szczególnie inny stosunek do pacjentów. W tej chwili chciałbym i muszę skupić się na sprawach zawodowych, tym bardziej, że szpital nabiera coraz większego rozpędu i spraw zawodowych jest coraz więcej. Jestem w trakcie reorganizacji zarządzania szpitalem, dzięki czemu będę mógł odzyskać część poświęcanego mu w tej chwili czasu.

Źródło: Puls Medycyny

Podpis: Anna Gwozdowska

Najważniejsze dzisiaj
× Strona korzysta z plików cookies w celu realizacji usług i zgodnie z Polityką Plików Cookies. Możesz określić warunki przechowywania lub dostępu do plików cookies w Twojej przeglądarce.