Umrzeć po ludzku
Jakże wielką odmianą w ukazywaniu tego, co nas wszystkich czeka, była śmierć Ojca więtego. O dziwo, nie było dyskusji, dlaczego papież nie zdecydował się na leczenie w szpitalu i heroiczną walkę o przedłużenie życia. Był podziw i szacunek, jakiego chyba nigdy przedtem na taką skalę Jan Paweł II nie wzbudził. Można było nie tylko usłyszeć, ale i odczuć, że właśnie w ten sposób powinna wyglądać naturalna śmierć. Do rangi symbolu urósł uścisk dłoni biskupa Dziwisza, który towarzyszył Ojcu więtemu aż do samego końca.
mierć Jana Pawła II była wyłomem w dyskusji o sprawach ostatecznych. Stało się tak dzięki mediom. Teraz od przychylności mediów zależy, czy wyłom stanie się przełomem. Czy umieranie i śmierć znów zaczną być postrzegane jako jedne z najważniejszych momentów w życiu każdego człowieka? Czy, jak każe polska tradycja, odejście najbliższego będzie przeżywane, o ile to tylko możliwe, w domu, a nie w szpitalu? Czy, jeśli przyjdzie umierać na szpitalnym łóżku, odbędzie się to w warunkach godnych tej chwili?
Na marginesie ostatniego pytania, przyszło mi na myśl pewne medialne przedsięwzięcie. W 1993 roku miesięcznik Twoje Dziecko i ośrodek edukacji ekologicznej EKO-OKO zaapelowali do kobiet o listy opisujące poród i pobyt w szpitalu. Szczere i poruszające wypowiedzi dały początek prowadzonej przez Gazetę Wyborczą akcji "rodzić po ludzku". Efekty przyszły bardzo szybko. Już po roku zauważono zmiany w nastawieniu personelu do rodzących. Stopniowo zmieniał się wizerunek oddziałów położniczych. Nowo powstające i odremontowane przystosowywano do porodów rodzinnych. Dziś, po z górą dziesięciu latach, w przeciętnym polskim szpitalu rzeczywiście rodzi się po ludzku. O umieraniu tego powiedzieć się nie da. Wiele składających się na to powodów można sprowadzić do dwóch o kluczowym znaczeniu, tylko z pozoru sprzecznych. Są to brak intymności i osamotnienie.
Warto byłoby zatem zrealizować podobną do wspomnianej wyżej inicjatywę, tym razem pod hasłem "umrzeć po ludzku". "Po ludzku", czyli śmiercią naturalną, w otoczeniu bliskich. Dokładnie tak, jak to nam pokazał papież. Nie brakuje w środowisku lekarskim osób, z których doświadczeń, przemyśleń, a nade wszystko gotowości poświęcenia własnego czasu można by, realizując to przedsięwzięcie, skorzystać. Mam na myśli przede wszystkim lekarzy związanych z ruchem hospicyjnym, onkologów i hematologów. W bolesnych dniach żałoby po śmierci Ojca więtego doktor Katarzyna Budziszewska, hematolog z warszawskiego szpitala przy ul. Szaserów, zaproponowała w jednym z programów telewizyjnych utworzenie grup wsparcia dla rodzin, których bliscy stoją w obliczu śmierci. Pomysł jest znakomity, tyle że sam potrzebuje mocnego wsparcia.
Źródło: Puls Medycyny
Podpis: lek. Sławomir Badurek