W poszukiwaniu entuzjastów
Po kilku latach boom na medycynę rodzinną minął. Dziś specjalizacja stoi otworem, jest gdzie pracować, ale nie ma już nimbu fascynującej nowości, a możliwości zostania wziętym GP i jednocześnie menedżerem własnej firmy znacznie zmalały. Medycyna rodzinna to najczęściej praca niezbyt dobrze opłacanego najemnika z kiepskimi szansami na poprawę. Szarzyznę jest w stanie zrekompensować pasja. Ale i ona może z czasem zaniknąć, bo system w żaden sposób nie premiuje entuzjastów. W sytuacji, gdy wysokość wynagrodzenia jest wypadkową liczby chorych pomnożonej przez stawkę kapitacyjną i oszczędności na badaniach dodatkowych, nie może dziwić, że lekarz rodzinny nie jest zainteresowany leczeniem, ale kierowaniem do specjalistów i szpitala. Odbija się to negatywnie na prestiżu specjalizacji i skłania do pytań o sens utrzymywania instytucji lekarza rodzinnego w dotychczasowej formie.
Prostych recept na poprawę nie ma. Moim zdaniem, konieczne jest zwiększenie konkurencyjności w ramach poz przez danie internistom i pediatrom prawa do zakładania własnych praktyk - odpowiednio dla dorosłych i dzieci. Trzeba zmotywować lekarzy rodzinnych do diagnostyki i leczenia chorób cywilizacyjnych, wiążąc finansowanie zarówno z liczbą chorych, jak i jakością leczenia. Stawka kapitacyjna powinna być zastąpiona opłatą za procedury lub stanowić część wynagrodzenia. Tylko czy rządzący Ministerstwem Zdrowia lekarze rodzinni zdecydują się na poważne zmiany?
Źródło: Puls Medycyny
Podpis: lek. Sławomir Badurek