W poszukiwaniu entuzjastów

  • Ekspert dla "Pulsu Medycyny"
opublikowano: 13-05-2009, 00:00
Ten artykuł czytasz w ramach płatnej subskrypcji. Twoja prenumerata jest aktywna
Dobrze pamiętam narodziny medycyny rodzinnej w Polsce. To był początek lat 90. Kończyłem wtedy studia. Przypominam sobie, jak podczas spotkań z władzami uczelni w sprawie pracy straszono nas bezrobociem. Zabezpieczeniem miała być medycyna rodzinna. Z tej furtki skorzystało wtedy wiele osób. Większość stanowili nie świeżo upieczeni lekarze, ale doświadczeni specjaliści, którzy nie chcieli dłużej być "zwykłymi" internistami czy pediatrami. Nowa specjalizacja była silnym magnesem, bo dawała możliwość zatrudnienia praktycznie tam, gdzie się chciało i doskonale wpisywała się w panującą w tamtych czasach modę na wszystko, co zachodnie. A i pod względem materialnym też nie było źle. Dzięki pomocy samorządów lokalnych można było liczyć na dofinansowanie wyposażenia praktyki, a w wielu przypadkach symboliczny kapitał wystarczał, by zostać właścicielem przychodni. Tak powstały bardzo prężnie działające dziś spółki lekarzy, mające pod opieką od kilkunastu do kilkudziesięciu tysięcy pacjentów.

Po kilku latach boom na medycynę rodzinną minął. Dziś specjalizacja stoi otworem, jest gdzie pracować, ale nie ma już nimbu fascynującej nowości, a możliwości zostania wziętym GP i jednocześnie menedżerem własnej firmy znacznie zmalały. Medycyna rodzinna to najczęściej praca niezbyt dobrze opłacanego najemnika z kiepskimi szansami na poprawę. Szarzyznę jest w stanie zrekompensować pasja. Ale i ona może z czasem zaniknąć, bo system w żaden sposób nie premiuje entuzjastów. W sytuacji, gdy wysokość wynagrodzenia jest wypadkową liczby chorych pomnożonej przez stawkę kapitacyjną i oszczędności na badaniach dodatkowych, nie może dziwić, że lekarz rodzinny nie jest zainteresowany leczeniem, ale kierowaniem do specjalistów i szpitala. Odbija się to negatywnie na prestiżu specjalizacji i skłania do pytań o sens utrzymywania instytucji lekarza rodzinnego w dotychczasowej formie.

Prostych recept na poprawę nie ma. Moim zdaniem, konieczne jest zwiększenie konkurencyjności w ramach poz przez danie internistom i pediatrom prawa do zakładania własnych praktyk - odpowiednio dla dorosłych i dzieci. Trzeba zmotywować lekarzy rodzinnych do diagnostyki i leczenia chorób cywilizacyjnych, wiążąc finansowanie zarówno z liczbą chorych, jak i jakością leczenia. Stawka kapitacyjna powinna być zastąpiona opłatą za procedury lub stanowić część wynagrodzenia. Tylko czy rządzący Ministerstwem Zdrowia lekarze rodzinni zdecydują się na poważne zmiany?

Źródło: Puls Medycyny

Podpis: lek. Sławomir Badurek

Najważniejsze dzisiaj
× Strona korzysta z plików cookies w celu realizacji usług i zgodnie z Polityką Plików Cookies. Możesz określić warunki przechowywania lub dostępu do plików cookies w Twojej przeglądarce.