W wykazach leków refundowanych nadal bez systemowych zmian
Propozycje zmienionych wykazów leków refundowanych, ich cen i limitów nie wzbudziły większego entuzjazmu. Pojawiły się zarzuty, że doszło do naruszenia trybu ich ustalania.
Złe tendencje utrzymane
Przedstawionymi do konsultacji projektami rozczarowani są aptekarze. "Jak zwykle, nie ma żadnego nowego rozwiązania systemowego, a za ewentualne oszczędności znów zapłacą chorzy, aptekarze i hurtownicy" - twierdzi Alina Fornal, wiceprzewodnicząca Warszawskiej Okręgowej Rady Aptekarskiej. Jej zdaniem, na listach - jak zawsze - można znaleźć preparaty, w przypadku których, mimo obniżki ceny urzędowej, pacjent będzie dopłacał więcej. Powód? W projekcie innego rozporządzenia zdecydowanie maleje także limit cenowy, decydujący o poziomie refundacji dla tej grupy leków. W przypadku grupy leków stosowanych w osteoporozie za najtańszy lek przed obniżką cen i limitów w tej grupie pacjent płacił 18,06 zł. Teraz, pomimo spadku ceny urzędowej tego preparatu o 9 zł, pacjent będzie za niego płacił 1,20 zł więcej, czyli 19,25 zł, ponieważ limit dla tej grupy obniżono aż o 12 zł. "Inny przykład: skoro najdroższy lek w tej grupie staniał o 24,98 zł, to dlaczego pacjent zapłaci za niego tylko 20 zł mniej?" - pyta A. Fornal.
Aptekarze twierdzą, że po raz kolejny po ogłoszeniu zmian w wykazach leków refundowanych oraz obniżeniu ich cen urzędowych poniosą wymierne straty. Będą bowiem zmuszeni do sprzedaży posiadanych zapasów, często poniżej wcześniejszej ceny zakupu. Nikt, ich zdaniem, nie zwraca również uwagi na fakt, że to nie tylko strata dla ich firmy, ale także dla państwa, które nie dostaje należnego od zysku podatku. ,Nie rozumiem, dlaczego nie można znaleźć takiego rozwiązania, by to producent leku ponosił koszt takiej przeceny" - mówi A. Fornal.
Niedotrzymane procedury
Firmy farmaceutyczne zarzuciły z kolei resortowi zdrowia, że w przekazanych do konsultacji wykazach znalazły się propozycje cen, które nie zostały zaakceptowane przez producentów. Izba Gospodarcza "Farmacja Polska" otrzymała sygnały o co najmniej kilku takich przypadkach. "Naszym zdaniem, wprowadzono w ten sposób w błąd wszystkich uczestników konsultacji, którzy na podstawie między innymi takich danych oceniali zmienione wykazy. Ponadto oznacza to, że nie zostały zachowane procedury, które obowiązują Zespół ds. Gospodarki Lekami. Wszystkie firmy powinny otrzymać informację o nieuwzględnieniu ich wniosku albo o zmianie ceny i mieć możliwość ustosunkowania się" - twierdzi Robert Pachocki, wiceprezes ,Farmacji Polskiej".
Producenci leków twierdzą, że nadal nie jest jasne, co tak naprawdę kryje się za kryterium konkurencyjności cenowej, co, ich zdaniem, nie jest zgodne z dyrektywą unijną 89/105 w sprawie przejrzystości środków regulujących ustalanie cen produktów leczniczych.
Za zupełnie zaskakujący uznano również fakt, że w trakcie trwających już uzgodnień zewnętrznych Ministerstwo Zdrowia rozesłało dodatkowy projekt, wprowadzający kolejne nowe limity cenowe w pewnych grupach terapeutycznych. Zdaniem niektórych naszych rozmówców, są to dziwne ruchy, nie mające miejsca w dotychczasowej praktyce, dowodzące pewnej nerwowości w obecnych poczynaniach resortu.
Propozycje zmian na listach refundacyjnych komentuje dla Pulsu Medycyny prof. Jacek Spławiński, farmakolog:
W zaproponowanych projektach rozporządzeń zmieniających listy refundacyjne wszystko zostało postawione na głowie. Moim zdaniem, brak w nich logiki, czasem dochodzi wręcz do absurdów. Zupełnie nie wiem, czemu ma służyć nagłe podzielenie grup terapeutycznych, ale tylko tam, gdzie pojawiły się nowe generyki, albo też wyłonienie różnych grup statyn. Rzeczywiście, nowe generyki obniżają cenę danej substancji czynnej w innych lekach zawierających taką samą substancję, ale równocześnie wyrzucono te leki ze wspólnego limitu grupowego. Przykładem takiego zabiegu jest grupa leków stosowanych w chorobie Alzheimera, gdzie pojawił się nowy donepezil za ok. 120 zł, obniżając limit cenowy dla wszystkich donepezili, ale równocześnie z grupy tej nieoczekiwanie wyłączono rywastygminę, za którą NFZ będzie musiał zapłacić 160 zł. I jak znam życie, teraz producenci rywastygminy zrobią wszystko, żeby jak najwięcej pacjentów przeszło na ich preparat.
Inna sprawa, że donepezile nie powinny w ogóle znaleźć się na listach refundacyjnych, ponieważ nie zmieniają przebiegu choroby, nie zmniejszają liczby hospitalizacji i nie mogą być stosowane w drugiej i trzeciej fazie choroby. Poza tym badania donepezili pozostawiają nadal wiele do życzenia, a ich skuteczność oparta jest wyłącznie na MiniMental Questionnaire, czyli poprawie funkcji wypełniania kwestionariusza.
Zakwalifikowanie jakiś czas temu donepezili i rywastygminy, czyli inhibitorów cholinesterazy do pełnej refundacji było decyzją polityczną, podjętą pod naciskiem towarzystw naukowych i pacjentów. Zastrzegam, że bynajmniej nie jest moją intencją odbieranie chorym na alzheimera pieniędzy na ich leczenie. Uważam tylko, że powinny być one właściwie wydawane. Z drugiej strony, gdyby ktoś chciał teraz podjąć decyzję o wycofaniu tych leków, spowoduje olbrzymie nieszczęście. Chorzy mocno wierzą, że ten lek działa, a wiara to połowa powodzenia każdej terapii. Przykład ten dowodzi tylko, że w przypadku refundacji leków nie wolno nigdy podejmować niedobrych decyzji, z których potem nie sposób się wycofać. Dlatego w Polsce jak najszybciej powinna powstać Komisja Refundacji lub Agencja Oceny Technologii Medycznych, zajmująca się profesjonalnie sprawami refundacji, i wprowadzona powinna być zasada, że minister zdrowia nie może decydować o refundacji żadnego leku bez rekomendacji tej instytucji.
Źródło: Puls Medycyny
Podpis: Ewa Szarkowska