Wybudowali oddział, teraz muszą sfinansować koszty jego utrzymania
Na początku kwietnia otwarto pierwszy w Polsce Oddział Hematologii i Onkologii Dziecięcej, wybudowany w Szczecinie przez rodziców chorych dzieci.
Lepsze warunki dla dzieci
Decyzja o budowie zapadła w 1995 roku po wizycie ówczesnej konsultantki krajowej ds. onkologii dziecięcej, prof. Urszuli Radwańskiej, która powiedziała, że w tak złych warunkach poważnie chore dzieci nie mogą być leczone. ?To była prawda - te dzieci umierały, ale nie tylko z powodu choroby, lecz także dlatego, że w takich warunkach nie umieliśmy ustrzec ich przed infekcjami. 5-6-osobowe sale, jedna izolatka i toaleta na cały oddział - dla pacjentów, którzy wymagają szczególnego traktowania. Zrozumieliśmy, że albo coś zrobimy, albo będzie jeszcze gorzej, bo na leczenie będziemy musieli jeździć kilkaset kilometrów - opowiada dziś już spokojnie M. Górska. - Zebraliśmy się więc i postanowiliśmy, że budujemy szpital".
Wtedy jeszcze - choć nazywano ich szaleńcami - nie zdawali sobie sprawy z ogromu przedsięwzięcia, ale nie było też nikogo, kto hamowałby tę inicjatywę. Lekarze włączyli się z nie mniejszym zapałem.
Udało się wygospodarować plac tuż przy szpitalu przy ul. Unii Lubelskiej, by korzystać z jego zaplecza sprzętowego. W 1997 roku łopaty poszły w ruch. ?Mieliśmy ogromne poczucie odpowiedzialności - wiedzieliśmy, że nie możemy zawieść zaufania tych wszystkich, którzy dawali nam swoje pieniądze" - mówi M. Górska. Prawie 10 mln zł, jakie pochłonęła budowa oddziału, udało się uzbierać dzięki zwykłym mieszkańcom Szczecina oraz wielkim sponsorom, m.in.: PZU, Fundacji Jolanty Kwaśniewskiej, niemieckiej fundacji J.J. Haubenstock, Urzędowi Miasta w Szczecinie, wojewodom trzech dawnych województw, z których dzieci leczyły się w szczecińskim szpitalu i w końcu - także Ministerstwu Zdrowia, które dołączyło do tego grona w 2003 r. Nadzór nad budową i koordynowanie działań przejęła Pomorska Akademia Medyczna.
Szczęśliwi i przerażeni
Powstał oddział z dwuosobowymi salami wyposażonymi w łazienki dla 45 pacjentów i 15 miejscami hotelowymi dla rodziców, bawialniami, salami szkolnymi, salką komputerową - wszystko wyposażone w meble i sprzęt wyprodukowane w kraju. ?Nazwaliśmy ten oddział ?oddziałem św. Mikołaja", bo kojarzy się z bezinteresownością, dzięki której powstał" - podkreśla M. Górska.
Pierwsi mali pacjenci trafią na oddział w połowie maja.
To jedyna taka inicjatywa w Polsce i rzadka gdzie indziej na świecie: szpital wybudowany przez rodziców chorych dzieci. ?Jesteśmy szczęśliwi, choć tuż po otwarciu podcięto nam nieco skrzydła. ?Wybudowaliście, to teraz pomóżcie utrzymać" - usłyszeliśmy. Zrozumieliśmy jednak, że jesteśmy wielką siłą społeczną, którą można i trzeba wykorzystywać. I chyba już nie boimy się tego - tyle zrobiliśmy, to zrobimy jeszcze więcej. Znajdziemy pieniądze na bieżące finansowanie naszej placówki" - mówi M. Górska.
Kontrakty otwartego w Państwowym Szpitalu Klinicznym nr 1 w Szczecinie Oddziału Hematologii i Onkologii Dziecięcej z Narodowym Funduszem Zdrowia na rok 2004 opiewają łącznie na kwotę ok. 5 mln złotych. ?Przyznana przez nas suma z pewnością nie wystarczy na pokrycie kosztów utrzymania tak dużego budynku. Chociaż placówka ta jest niezwykle potrzebna małym pacjentom, stanowi poważne obciążenie finansowe dla szpitala" - wyrokuje Małgorzata Koszur, rzecznik prasowy Zachodniopomorskiego Oddziału Wojewódzkiego Narodowego Funduszu Zdrowia.
Jako przyczynę takiej sytuacji rozgoryczeni ?budowniczy" Oddziału Hematologii uważają niedoszacowanie procedur hematologicznych przez NFZ i zbyt małą liczbę punktów przyznanych szpitalowi w tym zakresie. ?Dochodzi do sytuacji patologicznych, kiedy to każdy dodatkowy pacjent oddziału rzeczywiście pogrąża szpital" - zauważa Marek Migdal, prezes Zachodniopomorskiej Agencji Rozwoju Turystyki, aktywnie uczestniczący w tworzeniu nowej kliniki.
?Przyczyny ekonomiczne prawdopodobnie zadecydują o przekształceniu Oddziału Hematologii i Onkologii Dziecięcej w oddział mniej specjalistyczny, np. pediatryczny, mogący przyjmować pacjentów także z innymi schorzeniami" - prognozuje M. Koszur. Aby do tego nie dopuścić, powołano specjalny zespół ds. ratowania placówki w jej obecnym profilu, w skład którego wchodzą m.in. rodzice ze stowarzyszenia, rektor Pomorskiej Akademii Medycznej i dyrektor PSK nr 1.
Źródło: Puls Medycyny
Podpis: Monika Wysocka, ; Marta Koton-Czarnecka