Czekanie na cud

  • Ekspert dla "Pulsu Medycyny"
opublikowano: 12-11-2003, 00:00
Ten artykuł czytasz w ramach płatnej subskrypcji. Twoja prenumerata jest aktywna
Słucham wykładu znanego socjologa. Na sali kilkadziesiąt osób. Przeważają pracownicy i studenci uniwersytetu. Prawdopodobnie jestem jedynym lekarzem w tym gronie. Na życzenie wykładowcy słuchacze na bieżąco zadają pytania i dzielą się własnymi opiniami. W pewnym momencie profesor powołuje się na badania przeprowadzone przez ?łódzkich lekarzy". Siedzący przede mną czterdziestoletni mężczyzna, na co dzień pewnie dusza towarzystwa, stwierdza donośnym głosem, że lekarze z Łodzi sami potrzebują zbadania. Sala podchwytuje "żart". Padają określenia: "pogotowie", "Pavulon", "eutanazja". Przez moment nie mogę uwierzyć, gdzie jestem. Czuję się nieswojo, mimo że nie po raz pierwszy znalazłem się w podobnej sytuacji.
Od czasu głośnej afery "łowców skór" do łódzkiej medycyny przylgnęła jakaś fatalna etykietka. Wielkie centrum naukowe, będące niezaprzeczalnie w czołówce wiodących ośrodków medycznych w kraju nie może uwolnić się od złych skojarzeń. Po skandalu w pogotowiu cała Polska usłyszała o pijanych lekarzach dyżurnych i śmiertelnych zakażeniach noworodków. I ostatni wstrząsający news z tego miasta. W sierpniu lotem błyskawicy rozeszła się wieść o używaniu wątpliwej czystości płynu do dializ. Tym razem upubliczniono nie rezultaty dziennikarskiego śledztwa, a policyjny przeciek. Winowajcą obwołano ordynatora oddziału. Skazano go na cywilną śmierć. Jak zwykle w takich przypadkach, bez procesu. Wyobrażam sobie, co czuli cierpiący na niewydolność nerek - dializowani i dopiero przygotowywani do leczenia nerkozastępczego. Blady strach padł nie tylko na chorych z Łodzi. Nie ma złudzeń - takie informacje porażają jak żadne inne. O stratach dla napiętnowanego szpitala nie wspominam.
Opracowana kilka tygodni później ekspertyza Instytutu Medycyny Pracy wykazała, że policyjna informacja była tragiczną pomyłką. Dowiedzieliśmy się o tym od dziennikarzy, którzy mieli odwagę sprostować podawane wcześniej nieprawdziwe informacje. Takie zachowanie to rzadkość w naszych mediach, nawykłych do szybkiego ferowania wyroków. Nie mam pewności, czy gdyby chodziło o wyniki dziennikarskiego śledztwa, byłoby podobnie. Dużo bardziej istotne jest dla mnie coś zupełnie innego. Zastanawia mnie bierność naszego środowiska wobec mnożących się, słusznych, ale i zupełnie bezpodstawnych oskarżeń kierowanych do konkretnych lekarzy. Nie umiemy, a może też nie chcemy stawać w obronie oczernianych koleżanek i kolegów. Z jednej strony narzekamy na krzywdzący i fałszywy wizerunek naszej grupy zawodowej, stworzony przez media, lecz z drugiej nie potrafimy sami skutecznie przeciwstawić się nawet najgrubszym oszczerstwom. Takie czekanie na cud grozi utrwaleniem się najgorszych stereotypów. To, jak długo będą krążyły "dowcipy" o lekarzach z Łodzi, zależy w dużym stopniu od postawy nas samych. Nie muszę przekonywać, jak wielką rolę ma do odegrania samorząd i liderzy środowisk, w których pracujemy.





Źródło: Puls Medycyny

Podpis: lek. Sławomir Badurek

Najważniejsze dzisiaj
× Strona korzysta z plików cookies w celu realizacji usług i zgodnie z Polityką Plików Cookies. Możesz określić warunki przechowywania lub dostępu do plików cookies w Twojej przeglądarce.