Ewidentna słabość dyrektorów
Powie ktoś, że jest istotne, by - jeśli jest to zabieg planowy - wspomniana operacja zaczęła się o wyznaczonej godzinie, by chory nie musiał czekać na spóźnialskiego chirurga lub anestezjologa. Zgadzam się, ale ten cel można osiągnąć bez zakładania lekarzom "elektronicznych obroży". To ordynator odpowiada za to, by podległy mu zespół pracował w taki sposób, żeby zobowiązania kontraktowe były wykonane. Jeśli ordynator z tym zadaniem sobie nie radzi - dyrektor ma możliwości, by go zdyscyplinować. Z pozbawieniem stanowiska włącznie. Dlatego, w mojej ocenie, elektroniczna ewidencja czasu pracy to oznaka słabości dyrektorów. Pójście po linii najmniejszego oporu. W dodatku kosztowne, bo instalacja systemu to wydatek kilkudziesięciu tysięcy złotych, a bieżąca obsługa i serwis to stałe i niemałe wydatki.
Przepytywany przez Puls Medycyny dyrektor szpitala w Krośnie przyznał, że "po godzinie 12 spotykał na mieście uśmiechniętego pracownika albo mijał się z nim, bo wychodził właśnie ze szpitala". Aż kusi zapytać, co wtedy robił poza szpitalem jego dyrektor? Bawił akurat na urlopie? Odbierał dziecko ze szkoły? Robił zakupy? Pewnie usłyszelibyśmy, że był poza placówką służbowo. Ale czyż trudno sobie wyobrazić lekarza, który przebywa w godzinach pracy poza szpitalem służbowo...
Źródło: Puls Medycyny
Podpis: Sławomir Badurek