Hospicja na językach

  • Ekspert dla "Pulsu Medycyny"
opublikowano: 07-05-2003, 00:00
Ten artykuł czytasz w ramach płatnej subskrypcji. Twoja prenumerata jest aktywna
Gdyby zapytać lekarzy, dlaczego na mapie opieki hospicyjnej jest jeszcze tak wiele białych plam, zdecydowana większość wskazałaby zapewne na brak środków finansowych. Jest to argument nie do odrzucenia. Osobiście zwróciłbym uwagę na jeszcze jedną przyczynę, moim zdaniem równie ważną: ciągle niedostateczny poziom akceptacji społecznej dla leczenia paliatywnego.
W Toruniu, po sąsiedzku ze szpitalem, w którym pracuję, od lat działa hospicjum. Chorzy w terminalnym stadium choroby nowotworowej objęci są opieką stacjonarną lub domową. Na fachową pomoc specjalnie przeszkolonych lekarzy i pielęgniarek mogą liczyć wszyscy. Hospicjum jest przy tym instytucją znaną w mieście i okolicy, bo jego dyrektorka słusznie widzi w reklamie sposób na pozyskiwanie funduszy. Mimo to nadal nie brakuje chorych, a szczególnie ich rodzin, którzy zupełnie nie akceptują leczenia hospicyjnego. Wydaje mi się, że liczba ludzi, postrzegających hospicjum jako umieralnię wcale nie maleje. Dlatego idea opieki paliatywnej musi być propagowana w o wiele większym niż dotąd stopniu.
Dużo dobrego mogą zrobić lokalne media, które z definicji powinny być najbliżej zwykłych spraw zwyczajnych ludzi. Z drugiej strony nawet pojedynczy, nierzetelny artykuł w regionalnej prasie, dyskredytujący sens leczenia hospicyjnego, może sporo zaszkodzić. W ?Gazecie Pomorskiej" z 5 kwietnia przeczytałem jak to do jednego z toruńskich szpitali nie został przyjęty 52-letni chory w terminalnym stadium choroby nowotworowej. Jak wynika z relacji dziennikarza, wezwany przez rodzinę na prywatną wizytę lekarz zalecił natychmiastową hospitalizację. Dyżurny ze szpitala nie przyjął jednak skarżącego się na duszność i osłabienie pacjenta, proponując leczenie w hospicjum. Następnego dnia chory zmarł w domu. Zdaniem ochoczo cytowanego przez autora relacji krewnego zmarłego, lekarz ze szpitala ?w okrutny sposób skrócił mu życie". To oczywiście wystarczający powód zawiadomienia przez rodzinę prokuratora. Jest też osobny akapit o tym, w jak niegodnych warunkach chory musiał umrzeć - bez tlenu i ?odpowiednich środków". Budzący grozę materiał zatytułowano ?Służba śmierci". Kto nie wierzy, niech zajrzy do internetowego archiwum ?Gazety Pomorskiej". W podobnym tonie o sprawie pisał lokalny dodatek ?Wyborczej". Komentarz wydaje się zbędny.
Gwoli ścisłości wyjaśnię, że wezwany na wizytę domową internista badał chorego nie dzień, a kilka dni przed śmiercią. Ani on, ani lekarz z hospicjum, który był u pacjenta po nim, nie wystawli skierowania do szpitala. Zrobił to dopiero lekarz pogotowia, zapewne pod presją rodziny. Lekarz ze szpitala, nim podjął decyzję, upewnił się, czy w hospicjum są miejsca i skonsultował się ze swoim ordynatorem. Nierzetelnością obydwu dzienników zajmie się sąd.




Źródło: Puls Medycyny

Podpis: lek. Sławomir Badurek

Najważniejsze dzisiaj
× Strona korzysta z plików cookies w celu realizacji usług i zgodnie z Polityką Plików Cookies. Możesz określić warunki przechowywania lub dostępu do plików cookies w Twojej przeglądarce.