Samorząd czy rząd?

  • Ekspert dla "Pulsu Medycyny"
opublikowano: 21-05-2003, 00:00
Ten artykuł czytasz w ramach płatnej subskrypcji. Twoja prenumerata jest aktywna
Nie sposób dokładnie określić, jaki odsetek lekarzy ufa swojemu samorządowi i jest zadowolony z jego pracy. Byłby to temat ciekawych badań socjologicznych, których wykonanie mogłyby zlecić odpowiednim specjalistom władze NIL. Mogłyby, ale raczej tego nie zrobią, bo wyniki byłyby pewnie dla nich druzgocące. Do takiego wniosku skłania mnie moja prywatna, praktykowana od paru lat, sonda. Wyłączając izbowych działaczy, z kim nie porozmawiam, ten ma samorządowi wiele do zarzucenia.
Zdecydowanie dominuje postrzeganie izb nie jako zawodowego przedstawicielstwa, a instytucji powołanych do wymierzania kar i kolejnych ?domiarów". Uderza, że coraz więcej koleżanek i kolegów na hasło ?izba" tylko krzywi się lub macha ręką. Widać tę postawę najwyraźniej w czasie wyborów. Bywa, że w szpitalu zatrudniającym stu pięćdziesięciu lekarzy, zainteresowanych wyborem delegatów do izb (nie mylić z zadeklarowaniem chęci pracy w samorządzie) jest kilkunastoosobowa garstka. Ci, którzy nie głosują, mówią potem, że w izbowych władzach zasiadają nieodpowiedni ludzie i dlatego izba tak źle działa.
Małe to pocieszenie, że podobnie dzieje się również w innych grupach zawodowych mających swoje samorządy. Bo mizerne zainteresowanie działalnością wespół z niskimi notami wystawianymi samorządom to dla rządu, który chyba niczego tak nie pragnie jak kontrolować co tylko się da, wprost wymarzony czas, by kilkunastu korporacjom zawodowym mocno ograniczyć prawo do decydowania o sprawach dla własnego środowiska istotnych. I nie są to wcale jakieś tam domysły. Do końcowego etapu uzgodnień międzyresortowych trafił właśnie rządowy projekt ustawy mający zapewnić właściwym ministrom kontrolę nad działalnością samorządów zawodowych. Ustawa ma objąć szesnaście korporacji zawodowych. Oprócz lekarzy i stomatologów wymienia się m.in. pielęgniarki i położne, diagnostyków laboratoryjnych oraz psychologów. Urzędnicy mają na przykład sprawować nadzór nad prowadzeniem postępowań dyscyplinarnych z obliczaniem kosztów postępowań i określaniem wielkości kar włącznie, występować do właściwego organu samorządu o podjęcie uchwały w określonej sprawie i zwracać się z wnioskiem o zwołanie posiedzenia organu samorządu zawodowego.
O ile ustawa wejdzie w życie, to z pojęcia samorząd zostanie tylko rząd. Będzie to rząd urzędników. Naiwnością byłoby sądzić, że ich nadzór to rodzaj kary dla ?złych" izb i odtąd samorząd zacznie działać sprawnie, zgodnie z oczekiwaniami środowiska. Bardzo prawdopodobne natomiast, że wyposażeni w szeroki zakres kompetencji ministerialni nadzorcy będą paraliżować pracę izby, jeśli ta nie zechce podporządkować się rządowym dyspozycjom. A od tego notowania samorządu lekarzy na pewno nie wzrosną. Może się nawet okazać, że za kilka lat taki twór jak izba lekarska nie będzie w ogóle potrzebny, bo wszystkimi naszymi zawodowymi sprawami zajmą się urzędnicy. Gwarantuję, że biurokraci zrobią to chętnie. Oczywiście po swojej myśli i za nasze pieniądze.




Źródło: Puls Medycyny

Podpis: lek. Sławomir Badurek

Najważniejsze dzisiaj
× Strona korzysta z plików cookies w celu realizacji usług i zgodnie z Polityką Plików Cookies. Możesz określić warunki przechowywania lub dostępu do plików cookies w Twojej przeglądarce.