Tolerowanie zła
O ile wiem, to pierwszy taki przypadek w kraju. Nie jest to, niestety, dowód niewyobrażalnie wysokich kompetencji zawodowych polskich lekarzy, a jedynie wyjątek potwierdzający regułę niekorzystania przez samorządy ze swoich kompetencji. Trudno znaleźć racjonalne argumenty tłumaczące przemożną niechęć izb do karcenia (zasłużonego!) swoich członków. Prócz wspomnianych uprawnień, samorządy mają doskonałą, przewyższającą wszelkiego rodzaju inne instytucje, orientację, co na ich terenie dzieje się w środowisku lekarskim. Małe okręgi wyborcze i rozbudowane struktury samorządu sprawiają, że zdecydowana większość lekarzy znana jest bezpośrednio jeśli nie izbowym władzom, to członkom rozmaitych komisji i sądu na pewno. Najlepiej pod tym względem jest w małych izbach, ale i w aglomeracjach warszawskiej i śląskiej też nie pracuje się anonimowo. Najprędzej, jak wiadomo, rozchodzą się złe wieści. Jeśli zatem ktoś bierze łapówki, wystawia bandziorom lewe zwolnienia albo ma problemy z alkoholem, to wiedzą o tym nie tylko najbliżsi współpracownicy, ale i samorządowcy.
Dlatego nie wierzę, by w OIL w Gdańsku, do czasu prokuratorskiego śledztwa, nic nie wiedziano o poczynaniach Wiesława P., byłego ordynatora okulistyki Szpitala Wojewódzkiego w Słupsku. Pan doktor miał sprzedawać w publicznym szpitalu nie tylko swoje prywatne usługi, ale i implanty soczewek, zakupione przez kasę chorych. Słupski okulista ?zarobił" w ciągu ośmiu miesięcy pracy aż 85 prokuratorskich zarzutów. Tony akt, w których zgromadzono je wraz z najmocniejszymi z możliwych dowodami (doktor wystawiał chorym faktury) to jednak tylko niewiele warta makulatura. Bo Wiesław P. został przez biegłych psychiatrów uznany za niepoczytalnego. Traf chciał, że okulista nie rozpoznawał znaczenia swoich czynów dokładnie w tym samym czasie, gdy w wyrafinowany sposób oszukiwał swoich pacjentów i kasę chorych.
Wykrzesanie wiary w chorobę Wiesława P. wymaga ode mnie wielkiego wysiłku. Lecz jeśli rzeczywiście cierpi on na poważną chorobę psychiczną, to nie może zajmować się stawianiem diagnoz i leczeniem. Taka powinna być decyzja izby lekarskiej w Gdańsku, która zajmuje się sprawą doktora P. Boję się jednak, że o losach niezrównoważonego okulisty będą decydować ci sami ludzie, którzy wpierw doprowadzili go na szczyty zawodowej kariery, a potem tolerowali jego wybryki na stanowisku ordynatora.
Źródło: Puls Medycyny
Podpis: lek. Sławomir Badurek