Izby do Trybunału
Nieprzypadkowo odwołuję się do emocji, które taka decyzja by wzbudziła. Fatalny w środowisku wizerunek izb lekarskich wynika bowiem nie tyle z chłodnej, ile emocjonalnej oceny działalności izb.
Osią negatywnych emocji narosłych wokół samorządu jest przeświadczenie, że izby "nic nie robią dla lekarzy" i jeszcze każą sobie za to słono płacić. Takie rozumowanie prowadzi do tezy, że gdyby izb nie było, to przynajmniej można by zaoszczędzić 480 złotych rocznie, bo tyle wynosi składka.
Szkopuł w tym, że to typowy przykład wishful thinking. "Ktoś" musiałby przecież prowadzić rejestr lekarzy, wydawać prawa wykonywania zawodu i pozwolenia na prowadzenie praktyk prywatnych. "Ktoś" musiałby także przejąć zadania rzecznika odpowiedzialności zawodowej oraz komisji etyki. Tym "kimś" byłyby organy administracji państwowej oraz wymiaru sprawiedliwości. Czy byłoby wtedy taniej i lepiej dla lekarzy? To dyskusyjne.
Likwidacja izb, a taki byłby najprawdopodobniej skutek zniesienia przymusowego członkostwa, oznaczałaby też zawieszenie w próżni ustawowych działań samorządu związanych z reprezentowaniem interesów środowiska, jego integracją, udzielaniem pomocy materialnej lekarzom i ich rodzinom. Najprawdopodobniej po kilku latach rozpocząłby się proces odradzania samorządu. Niewykluczone, że powstałoby wiele instytucji przypominających związki zawodowe, broniących interesów określonych grup. Bardzo prawdopodobne, że pojawiłaby się silna tęsknota za posiadającym szerokie uprawnienia samorządem, zrzeszającym możliwie największą liczbę lekarzy. W ten sposób po latach znaleźlibyśmy się w punkcie wyjścia. Czy nie lepiej wobec tego przestać liczyć na mało prawdopodobny wyrok TK, znoszący obowiązkową przynależność do korporacji zawodowych i postarać się, by samorząd lekarski działał lepiej? Okazją do zrobienia dużego kroku w tym kierunku będą zaplanowane na bieżący rok wybory do władz izb lekarskich.
Źródło: Puls Medycyny
Podpis: lek. Sławomir Badurek