Koszyczku, wypełnij się!
Tymczasem brak określenia tego, co należne wszystkim ubezpieczonym, skompromituje każdą próbę poprawy finansowania systemu. Weźmy na przykład dodatkowe ubezpieczenia zdrowotne. Prywatne firmy ubezpieczeniowe z pewnością chętnie sięgną do kieszeni nieco zamożniejszych osób niż statystyczny Kowalski, oferując w zamian miejsce w separatce z telewizorem, tudzież dostęp do specjalisty bez konieczności wielotygodniowego oczekiwania. Dość szybko jednak okaże się, że gwarantująca wspomniane luksusy składka będzie musiała zostać podniesiona, bo świadczeniodawcy zaczną traktować ubezpieczenia dodatkowe jako prosty sposób poprawy swojej sytuacji finansowej. Być może dojdzie do swego rodzaju symbiozy między świadczącymi usługi a komercyjnymi ubezpieczycielami. I jedni, i drudzy będą dążyć do tego, by trzeba było dopłacać do wszystkiego i to jak najwięcej. Tego zgubnego dla finansów obywateli mechanizmu nie zahamuje nawet konkurencja między firmami ubezpieczeniowymi. Podobny scenariusz zacząłby się realizować, gdyby osią czekającej nas reformy miało być wprowadzenie dopłat do usług. Bo same pieniądze to jeszcze nie wszystko. Jeżeli w parze z lepszym finansowaniem nie pójdą zmiany organizacyjne i strukturalne, wymuszone przez obowiązujące wszystkich minimum, o poprawie sytuacji nie ma co marzyć.
Politykom, od których zależy, jak długo sektor ochrony zdrowia trwać będzie w chaosie, realna argumentacja może wszak nie wystarczyć do porzucenia myślenia kategoriami doraźnych korzyści. Magiczne zaklęcia mogą się przydać. A zatem: koszyczku wypełnij się!
Źródło: Puls Medycyny
Podpis: lek. Sławomir Badurek