Utracona umiejętność współodczuwania

  • Ekspert dla "Pulsu Medycyny"
opublikowano: 19-04-2004, 00:00
Ten artykuł czytasz w ramach płatnej subskrypcji. Twoja prenumerata jest aktywna
Po czym poznaje się dziś wartościową procedurę medyczną? Niezależnie od tego, czy chodzi o farmakoterapię, metodę diagnostyczną, czy rodzaj zabiegu operacyjnego, odpowiedź jest zawsze taka sama. Dobre jest to, co wydłuża życie. Małe prawdopodobieństwo spełnienia tego warunku często skazuje nową technologię lub odkrycie na pozostanie w murach laboratorium. I odwrotnie, realna obietnica przechytrzenia śmierci, choćby przez darowanie dodatkowych kilku miesięcy życia, daje duże szanse pozyskania hojnych sponsorów. Takie podejście wydaje się bardzo logiczne. I przy tym dobrze umotywowane, bo średnia długość życia nadal się wydłuża. Ale czy to znaczy, że ludzie dziś mniej chorują niż dawniej? Albo czy w przyszłym wieku ziemia zaludni się zażywnymi stulatkami? Odpowiedź na pierwsze pytanie brzmi: nie. Drugie tylko z pozoru jest zagadką, bo maksymalna długość życia stoi w miejscu. Jak w tej sytuacji wytłumaczyć, dlaczego dzisiejsza medycyna na każdym kroku ściga się ze śmiercią i co za tym idzie nas - pacjentów i lekarzy, do tych wyścigów zachęca?
Szukając odpowiedzi gdzieś między humanizmem a ekonomią, warto wziąć pod uwagę, jak obecnie traktuje się umieranie. ?Ludzie umierają osamotnieni, bo nie ma się kto nimi zająć. Nie ma rodziny, bo rodzina pracuje. Szpitale wypisują, bo już nic nie można zrobić; nie chcą marnować łóżka i psuć sobie statystyk. Nieraz widać chęć pozbycia się chorego i ludzie odchodzą w tragicznych warunkach". Te gorzkie, lecz jakże prawdziwe słowa wypowiedział profesor Kornel Gibiński w opublikowanym w Wielki Piątek wywiadzie dla Gazety Wyborczej. Ma rację wybitny lekarz, zarzucając współczesnej medycynie brak zainteresowania umieraniem: ?Wiele wysiłku idzie na ratowanie noworodków, na poprawę komfortu rodzenia, na zabezpieczenie płodu i matki. A co zrobiono dla umierania? Nic!" Dysponująca coraz to nowszymi technologiami medycyna XXI wieku zachęca do ścigania się ze śmiercią. Lecz gdy nikną nadzieje na wygranie tego wyścigu, umierającego często pozostawia się samemu sobie.
Tak wielu lekarzy z zapałem ratuje i przedłuża życie, a tak nieliczni mają coś do zaoferowania umierającemu. Paradoksalnie, pierwsi, dzielnie zmagający się ze śmiercią, potrzebują do działania potężnych pieniędzy. Drudzy potrafią zazwyczaj obyć się bez kosztownej aparatury i drogich leków. Wystarcza im kontakt z chorym, rozmowa, dotyk, a nade wszystko zdolność współodczuwania. Ortodoksyjni wyznawcy medycyny opartej na dowodach powiedzą: to efekt placebo. Ale umiejętność bycia z chorym w jego cierpieniu to coś więcej niż neutralny środek. Znacznie więcej.





Źródło: Puls Medycyny

Podpis: lek. Sławomir Badurek

Najważniejsze dzisiaj
× Strona korzysta z plików cookies w celu realizacji usług i zgodnie z Polityką Plików Cookies. Możesz określić warunki przechowywania lub dostępu do plików cookies w Twojej przeglądarce.