Lekarze poz i stomatolodzy mogą nadal wynajmować gabinety w publicznych ZOZ-ach
Kiedy 14 maja tego roku Sejm uchwalił poprawioną przez Senat rządową ustawę o zmianie ustawy o zakładach opieki zdrowotnej, środowisko medyczne odetchnęło z ulgą. Dzięki poprawce senatorów, lekarze zajmujący się podstawową opieką zdrowotną i stomatolodzy nadal będą mogli wynajmować pomieszczenia znajdujące się na terenie publicznych placówek.
Konkurencyjne świadczenia
Zgodnie z projektem, na terenie publicznych ZOZ-ów zabroniono prowadzenia działalności polegającej na udzielaniu tych samych świadczeń zdrowotnych, których udziela tenże zakład. Gdyby zapis zaakceptował Senat, niepubliczne placówki medyczne świadczące usługi z zakresu podstawowej opieki zdrowotnej i stomatologii musiałyby wyprowadzić się z pomieszczeń wynajmowanych dotąd od publicznych placówek. Zmiana adresu, zdaniem lekarzy rodzinnych byłaby dla nich kosztowna i niszcząca.
"To mogłoby spowodować utratę 60 proc. pacjentów. Wybiera się nie tylko lekarza, ale i miejsce. Dlatego jesteśmy tak na to uwrażliwieni" - wyjaśnia dr Jacek Łuczak z Kolegium Lekarzy Rodzinnych. Poza tym jego zdaniem, z powodów finansowych, większości lekarzy ciągle nie stać na własne gabinety i dlatego są uzależnieni od dzierżawców. "Z badania, które przeprowadziliśmy kilka lat temu wynikało, że tylko 6-7 proc. lekarzy pracuje we własnych gabinetach - dodaje J. Łuczak. - Nie mówię o sprzęcie, bo inwestycja w sprzęt to około 7 tys. zł, a więc to nie jest problemem, chodzi przede wszystkim o pomieszczenia".
Nieoficjalnie, w rozmowach z Pulsem Medycyny, lekarze określali rządową ustawę, w wersji sprzed senackich poprawek, "zemstą ministra Leszka Sikorskiego" i przypominali, że w Senacie rządowego zapisu broniła jak lew wiceminister Ewa Kralkowska. Jak się jednak okazuje, "zemsta" dosięgłaby w gruncie rzeczy niewielu, ponieważ od kilku lat w zakresie podstawowej opieki zdrowotnej trwa w Polsce prywatyzacyjny boom i większość samorządów zdążyła już zlikwidować SP ZOZ-y oraz przekształcić je w placówki niepubliczne. Ewentualnego konfliktu interesów trzeba więc szukać ze świecą.
Według dr Dariusza Jałochy, prezesa kujawsko-pomorskiego oddziału wojewódzkiego KLR, nie zdarzają się sytuacje, by w tym samym budynku funkcjonowały prywatne i publiczne placówki świadczące te same usługi. "Występowałby wtedy tak duży konflikt interesów, że ich równoległe funkcjonowanie nie byłoby możliwe - argumentuje D. Jałocha. - Zazwyczaj samorządy, właściciele publicznych placówek, decydują się na ich likwidację i dzierżawią pomieszczenia niepublicznym placówkom albo pozwalają na użytkowanie pomieszczeń placówkom prywatnym i publicznym, między którymi nie ma konfliktu interesów, np. pielęgniarkom środowiskowym".
Publiczny ciężarem...
Samorządy decydowały się i decydują na likwidację publicznych przychodni, ponieważ chcą oszczędzić. Według dr. Mirosława Jaskólskiego, starosty Złotowa, samorząd sprzedał już wszystkie nieruchomości związane ze służbą zdrowia, poza szpitalem powiatowym. "Chcieliśmy się pozbyć tego ciężaru. W gminach dzieje się to samo. Z przychodni, którą niedawno sprzedaliśmy, zyskaliśmy 1 mln zł; zainwestowaliśmy go w szpital" - wyjaśnił M. Jaskólski.
Nawet w regionach, gdzie proces prywatyzacyjny ciągle trwa i nadal działają SP ZOZ-y, samorządy starają się sprzyjać niepublicznym placówkom. "Do mnie nie dotarły sygnały o tym, że jakieś samorządy utrudniały powstawanie niepublicznych zakładów opieki zdrowotnej. Najczęściej prywatyzacja następuje tak, że zmienia się osobowość prawna SP ZOZ-ów, a na jej bazie lokalowej powstają placówki niepubliczne" - wyjaśnia Barbara Nawrocka, rzecznik kujawsko-pomorskiego oddziału NFZ w Bydgoszczy. Obecnie w województwie kujawsko-pomorskim działają 103 SP ZOZ-y, 165 niepublicznych ZOZ-ów i 27 indywidualnych praktyk lekarskich. "W ciągu ostatnich 3 lat obserwowaliśmy małe miejscowości i okazało się, że cały czas powstają tam w miejsce filii SP ZOZ-ów i filii szpitali - placówki niepubliczne, ale nikt nie narzekał na trudności ze strony samorządów, raczej opowiadano nam o dobrej współpracy" - dodaje B. Nawrocka.
Źródło: Puls Medycyny
Podpis: Anna Gwozdowska