Leki polityczne

  • Ekspert dla "Pulsu Medycyny"
opublikowano: 04-06-2003, 00:00
Ten artykuł czytasz w ramach płatnej subskrypcji. Twoja prenumerata jest aktywna
Od kilku lat sporo się mówi i pisze o korumpowaniu lekarzy przez firmy farmaceutyczne. Przeważnie o sponsorowanych konferencjach pod palmami. Nie spotkałem się jak dotąd z wnikliwą dziennikarską analizą, skąd korupcyjne propozycje się biorą. Opowiadanie o zmuszaniu chorych do wykupywania drogich leków można, znając wysokość rent i emerytur, włożyć między bajki. Odpowiedzi należy szukać w znanym powiedzeniu, według którego ryba psuje się od głowy. Na temat tworzenia list leków refundowanych od lat krążą legendy. Każdy klinicysta zastanawiał się pewnie nieraz, jak to się dzieje, że niektóre bardzo drogie i niezbyt skuteczne leki są dostępne w cenie ryczałtu, podczas gdy do innych, bardzo podobnych, chory musi dopłacać, a jeszcze inne odstraszają wysoką ceną, chociaż powinno być dokładnie odwrotnie. Najbardziej prawdopodobne przyczyny tych niedorzeczności to bałagan i korupcja.
Mariusz Łapiński od początku urzędowania na stanowisku szefa resortu zdrowia obiecywał porządek na rynku leków. Powołanie tajnej komisji ekspertów, deklaracje męskich rozmów z przedstawicielami firm farmaceutycznych i obietnice krociowych oszczędności dla budżetu, powtarzane przez ministra w licznych wystąpieniach w mediach, robiły wrażenie. Czar prysł z chwilą przejścia od słów do czynów. Skład tajnej speckomisji można było poznać z lektury Dziennika Ustaw lub Pulsu Medycyny. Obiecywanych oszczędności do dziś trudno się doliczyć, bo przynajmniej setki tysięcy przewlekle chorych, w obawie przed skokowym wzrostem cen leków i preparatów diagnostycznych z pierwszym dniem kwietnia ubiegłego roku zrobiło ogromne zapasy, znacznie zwiększając przewidywane koszty refundacji. O tym zaś, jak mogły wyglądać owe męskie rozmowy wysokich urzędników ministerstwa z szefami firm farmaceutycznych, sporo mówi sprawa Waldemara Deszczyńskiego.
Były szef gabinetu politycznego ministra M. Łapińskiego okazał się prawdziwą szarą eminencją. Wiadomo już, że pełniąc swoją funkcję, miał w ministerstwie więcej do powiedzenia od wiceministrów. Na ile prowadził prywatną politykę lekową - będzie wyjaśniać prokuratura. Przy okazji cień padł na prezesa NFZ Aleksandra Naumana. Jestem przekonany, iż Nauman zorientował się już, że piastując ważne stanowisko musi bacznie przyglądać się poczynaniom osób z najbliższego, towarzyskiego i zawodowego otoczenia. I na przyszłość będzie mądrzejszy.
Nie bardzo natomiast wierzę, że sprawa Waldemara Deszczyńskiego zakończy się sformułowaniem przeciwko niemu aktu oskarżenia. Szef gabinetu politycznego ministra zdrowia mógł przecież tylko prowadzić ?rozeznanie rynku", jak to ładnie wytłumaczył Mariusz Łapiński. W opinii Łapińskiego, Deszczyński miał taki obowiązek. I konia z rzędem temu, kto będzie w stanie udowodnić coś przeciwnego. Zwłaszcza że tak naprawdę nie bardzo wiadomo, czym zajmuje się taki szef gabinetu politycznego. Próżno by doszukiwać się światowych standardów dla takiej funkcji. Bo w cywilizowanym świecie podobnych stanowisk po prostu nie ma.




Źródło: Puls Medycyny

Podpis: lek. Sławomir Badurek

Najważniejsze dzisiaj
× Strona korzysta z plików cookies w celu realizacji usług i zgodnie z Polityką Plików Cookies. Możesz określić warunki przechowywania lub dostępu do plików cookies w Twojej przeglądarce.