Lista Stu 2007 (miejsca od 11 do 20)

Redakcja
opublikowano: 16-01-2008, 00:00
Ten artykuł czytasz w ramach płatnej subskrypcji. Twoja prenumerata jest aktywna
11. +
Andrzej Szczeklik,
l. 69, prof., specjalista chorób wewnętrznych, cieszy się opinią jednego z najbardziej znanych i cenionych oraz najczęściej cytowanych na świecie polskich lekarzy, kierownik II Katedry Chorób Wewnętrznych Collegium Medicum UJ. Urodził się w Krakowie w 1938 r., tutaj ukończył średnią szkołę muzyczną, a następnie Wydział Lekarski Akademii Medycznej. Będąc na początku lat 90. ub. wieku rektorem tej uczelni, doprowadził do powrotu wydziałów medycznych do Uniwersytetu Jagiellońskiego. Jego zainteresowania badawcze koncentrują się wokół chorób serca i płuc. Autor niezliczonych prac, m.in. teorii rozwoju tzw. astmy aspirynowej czy opisu mechanizmu działania prostacykliny na ustrój ludzki. Laureat wielu nagród, członek licznych zagranicznych towarzystw naukowych, jest doktorem honoris causa kilku uczelni.
"W ubiegłym roku zespół naszej katedry wygrał duży międzynarodowy konkurs na badania naukowe, który pozwolił na zakup tandemowego spektrometru mas z chromatografem cieczowym - jednej z dwu najpotężniejszych maszyn tego typu w Polsce. Zaczynamy pierwsze badania i marzy się nam, iż odkryjemy w płynach ustrojowych (kondensatach powietrza, krwi, moczu etc.) nowe związki, pozwalające lepiej zrozumieć i rozpoznać choroby serca i płuc" - zdradza plany profesor A. Szczeklik.
Profesor znany jest także ze swej pozamedycznej działalności i humanistycznych zainteresowań - literaturą, muzyką, sztuką. W 2003 r. ogromny sukces odniósł napisany przez niego, przetłumaczony już na kilka języków esej pt. "Katharsis. O uzdrowicielskiej mocy natury i sztuki". W 2007 roku ukazała się kolejna jego książka: "Kore. O chorych, chorobach i poszukiwaniu duszy medycyny", którą - podobnie jak poprzednią, natychmiast uznano za bestseller. "Cieszę się, iż ta książka została tak dobrze przez czytelników przyjęta" - skromnie mówi na ten temat profesor.

12. -
Jarosław Pinkas, l. 52, dr n. med., lekarz rodzinny, dyrektor Państwowego Zakładu Higieny w Warszawie, do 28 listopada 2007 r. podsekretarz stanu w Ministerstwie Zdrowia. W resorcie był najbardziej zaufanym człowiekiem Zbigniewa Religi, przeciwwagą dla skonfliktowanego z ministrem Bolesława Piechy. Jak przyznawał w wywiadach, zawsze chciał być konstytucyjnym ministrem. U boku Religi zadowolił się funkcją wiceministra. Nie na długo. W połowie 2007 r. zaskoczył wszystkich decyzją startu w konkursie na dyrektora PZH. To, że konkurs organizowany przez jeden z ministerialnych departamentów, wygrał właśnie on, dziwiło już tylko nielicznych. Czas pokazał, że wykazał się zapobiegliwością. Po przegranej PIS-u, wraz z ekipą Religi musiał odejść z ul. Miodowej. Zanim pod koniec roku oficjalnie objął stery w Państwowym Zakładzie Higieny, przez kilka miesięcy łączył funkcje dyrektora PZH i wiceministra. Formalnie będąc na urlopie bezpłatnym, zobowiązał się dokończyć prace rozpoczęte w resorcie. Jego legislacyjnym dorobkiem pozostanie ustawa o ratownictwie medycznym, którą skutecznie udało mu się przeprowadzić przez parlament. Jedni poczytują to za jego sukces, inni uważają, że ustawa jest porażką. Jego oponenci zarzucają jej m.in. to, iż niedostatecznie reguluje ona kwestię finansowania szpitalnych oddziałów ratunkowych i domagają się jej nowelizacji.
Ewidentną porażką natomiast zakończyła się próba uporządkowania polskiego rynku osocza. Powstałe z jego inicjatywy Narodowe Centrum Krwi nie ma wielkich osiągnięć. Nie udało się mu zapewnić Polsce stałego, taniego źródła dostaw frakcjonowanego osocza ani przyjąć strategii samowystarczalności w produkty krwiopochodne.
Dużo emocji wzbudził nadzorowany przez Pinkasa przetarg na nowe śmigłowce dla Lotniczego Pogotowia Ratunkowego, który został rozstrzygnięty jesienią ub.r. Na łamach prasy pojawiły się nawet zarzuty korupcyjne pod adresem wiceministra. Dwa odwołania do sądu złożyła firma, która przegrała przetarg. J. Pinkas zarzucił dziennikarzom działanie na jej zlecenie i stosowanie czarnego PR wobec resortu zdrowia. Sąd Okręgowy w Warszawie orzekł, że procedury przetargu były zgodne z obowiązującym prawem i gwarantowały równe traktowanie oferentów.
2007 rok nie był łatwy, więc relaksu po pracy szukał najczęściej w kuchni. Gotowanie jest jego wielkim hobby. Lubi przygotowywać wyszukane potrawy, np. peruwiańskie ceviche. Do dobrego jedzenia niezbędny jest odpowiedni napój. Dlatego inną pasją byłego wiceministra jest enologia, czyli nauka o winach.

13. +
Marek Balicki, l. 54, lekarz, specjalista w dziedzinie anestezjologii i psychiatrii. Były senator RP i minister zdrowia w gabinetach Leszka Millera i Marka Belki. Od listopada ub.r. jest posłem na Sejm z ramienia Lewicy i Demokratów. Pełni funkcję wiceprzewodniczącego sejmowej Komisji Zdrowia. Przez ostatnie 2 lata był dyrektorem warszawskiego Szpitala Wolskiego (teraz jest na urlopie), który - jak sam przyznaje - realizuje od roku dość trudny program naprawczy. "Całkowite oddłużenie szpitala to największy sukces w 2007 r." - twierdzi. Za porażkę uważa brak zgody władz Warszawy na otwarcie w Szpitalu Wolskim Szpitalnego Oddziału Ratunkowego.
"Rządy PiS-u w ochronie zdrowia to dwa zmarnowane lata. Dwa lata niewykorzystanej szansy" - twierdzi M. Balicki. Jego zdaniem, mechanizmy, jakie wprowadził ten rząd, m.in. zapisy w ustawie podwyżkowej w niektórych przypadkach mogły wręcz motywować lekarzy do protestu. "Rząd PiS był jedynym rządem, który w momencie obejmowania władzy w 2005 r. zastał ustabilizowaną sytuację w opiece zdrowotnej i gotowy pakiet ustaw pozostawiony przez poprzedników" - uważa M. Balicki. Jego adwersarze przypominają, że też był ponad rok ministrem zdrowia i niewiele udało mu się wtedy zrealizować. M. Balicki uważa, że obecne kłopoty 50 najbardziej zadłużonych szpitali to efekt utrącenia w 2005 r. projektu ustawy umożliwiającej ich przekształcenie w samorządowe spółki użyteczności publicznej. Dlatego oczekuje, że w 2008 r. będzie realizowany program zmian w ochronie zdrowia, ale nie wywracający wszystko do góry nogami, tylko będący kontynuacją działań rozpoczętych wcześniej, choćby przekształcenia szpitali w spółki. Za konieczne uważa zwiększenie finansowania całego systemu. "To kluczowa i strategiczna sprawa" - przekonuje M. Balicki.
W czasie ostatniej kampanii wyborczej opowiadał się za likwidacją centrali NFZ, utworzeniem agencji, której zadaniem będzie wyliczenie stawek za świadczenia zdrowotne oraz ich coroczne negocjowanie z organizacjami świadczeniodawców. Jest zwolennikiem przekazania wszystkich szpitali samorządowych w gestię samorządu wojewódzkiego, wprowadzenia możliwości pobierania przez szpitale publiczne opłat za podwyższony standard usług związany z warunkami pobytu.

14. -
Jerzy Miller, l. 55, prezes NFZ w latach 2004-2006. Od 29 listopada 2007 r. pełni funkcję wojewody małopolskiego. Przed przeprowadzką do Krakowa przez ponad rok był wiceprezydentem Warszawy odpowiedzialnym za zdrowie i finanse. To za jego kadencji w stołecznym ratuszu powstał projekt przekształceń własnościowych warszawskich ZOZ-ów. Po odejściu z NFZ brał udział w pracach zespołu powołanego przez rzecznika praw obywatelskich do opracowania założeń reformy systemu ochrony zdrowia, który za niezbędne uznał m.in. wprowadzenie konkurencji między płatnikami w obszarze usług zdrowotnych dostępnych w ramach koszyka świadczeń gwarantowanych oraz wprowadzenie ubezpieczeń dodatkowych.
Zwolennik konkurencji na rynku płatników - zabiegał o powstanie w miejsce NFZ kilku silnych funduszy.
Cieszy się opinią bezpartyjnego fachowca, osoby, której nie sposób krytykować za brak kompetencji. "Nie mogę powiedzieć o nim złego słowa. Znam go z bardzo dobrej organizacji pracy, był dobrym urzędnikiem" - tak na łamach krakowskiej prasy ocenił go poseł PiS Andrzej Adamczyk, choć wypomina mu, że świetnie sobie radził w Unii Wolności, a potem w rządzie SLD. "Uporządkowany, ale z pomysłami, porządny chłop" - mówi o nim jeden z radnych wojewódzkich z PO.
Objęcie przez J. Millera fotela wojewody było sporym zaskoczeniem. W ocenie zarówno wielu zwolenników, jak i przeciwników jest za dobry na to stanowisko, zwłaszcza że po ostatnich wyborach parlamentarnych najpierw był wymieniany jako ewentualny kandydat na ministra zdrowia, a potem wiceministra finansów. Za możliwy uznawano także jego powrót do NFZ.
Jerzy Miller uważa, że sondaż opinii społecznej, z którego wynika, iż warszawiacy wolą leczyć się w prywatnych placówkach, dowodzi poparcia społeczeństwa dla przekształceń własnościowych w ochronie zdrowia. "Społeczeństwo jest zmęczone brakiem odwagi w podejmowaniu decyzji. Mamy dość biegania za własnym ogonem w szukaniu cudownego rozwiązania problemów ochrony zdrowia" - uważa J. Miller. Jest przeciwnikiem podnoszenia składki zdrowotnej, bo to jest - jego zdaniem - droga donikąd. W ten sposób można doprowadzić tylko do obniżenia przychodów NFZ.

15. +
Andrzej Bochenek, l. 58, prof., kardiochirurg. Uczeń prof. Z. Religi. Szef I Kliniki Kardiochirurgii Śląskiej Akademii Medycznej w Katowicach, uznawanej za jedną z najlepszych na świecie, jeżeli chodzi o operacje małoinwazyjne i stosowanie nowoczesnych technologii. Jako pierwszy w Polsce przeprowadził zabieg za pomocą robota chirurgicznego Zeus.
Rok 2007 ocenia jako bardzo trudny. Największą porażką jest, jego zdaniem, lawinowo spadająca liczba kardiochirurgów w Polsce, którzy wyjeżdżają do pracy za granicę lub wręcz zmieniają specjalizację. W ośrodku kierowanym przez prof. A. Bochenka w ub.r. z pracy zrezygnowało aż 8 specjalistów. Jego zdaniem, duży wpływ na to miała, oprócz finansów, atmosfera, jaka powstała po publikacjach o Mirosławie G. "Nie czujemy się już elitą, zaczyna brakować nam entuzjazmu" - ocenia profesor. Na dodatek dynamiczny rozwój kardiologii interwencyjnej powoduje, że ubywa "prostych" pacjentów, a kardiochirurgom zostają wyłącznie skomplikowane przypadki. Ale mimo trudności, szef katowickiego ośrodka potrafi docenić też pozytywy: za największy uważa świetnie działający Narodowy Program Ochrony Serca, dzięki któremu polskie ośrodki kardiochirurgiczne zaopatrzone są w doskonałą aparaturę, powstają nowe ośrodki, pojawiła się możliwość wykonywania nowoczesnych procedur.
Za prawdziwy sukces minionego roku uważa jednak stworzenie ośrodka kardiochirurgii w Kazachstanie. Pod koniec ubiegłego roku jego 12-osobowy zespół wykonał tam - bez powikłań - 50 operacji serca, 300 koronarografii, 150 operacji z użyciem stentów oraz pierwsze leczenie zawału bezpośrednio w pracowni hemodynamicznej. "To było prawdziwe wyzwanie dla zespołu, który sprawdził się w trudnych warunkach. Dostaliśmy specjalne podziękowania od prezydenta, gubernatorów - to było bardzo miłe, poczuliśmy się dowartościowani. Okazuje się, że polska medycyny zrobiła dla promocji naszego kraju za granicą więcej niż polityka. Napoiło nas to nowym entuzjazmem" - mówi profesor.
Rok 2007 to także wprowadzenie w katowickiej klinice do rutynowego już postępowania operacji plastyki zastawki dwudzielnej z minitorakotomii.
Wypoczynek zimowy w tym roku chce profesor połączyć z pracą podczas zjazdu kardiologów interwencyjnych w Kolorado. Latem, jak zwykle, pojedzie do Chorwacji, gdzie przez trzy tygodnie nie zamierza robić nic - może poza pływaniem.

16. +
Marek Nowacki, l. 69, prof., dyrektor Centrum Onkologii w Warszawie i jednocześnie kierownik Kliniki Nowotworów Jelita Grubego.
Wciąż narzeka na wszechobecną biurokrację i zbyt małe stawki, jakie NFZ płaci za procedury medyczne. Nadal marzy o dodatkowych ubezpieczeniach i współpłaceniu przez pacjentów za leczenie - twierdzi, że to uzdrowiłoby polską służbę zdrowia.
Za jedyny pozytyw minionego roku uważa publikację Euro Care, porównującą wyniki leczenia w krajach europejskich, z których wynika, że w ostatnich latach w Polsce nastąpiła odczuwalna poprawa wyników populacyjnych. Wiodące ośrodki leczą na światowym poziomie, a poprawa jakości leczenia Polaków jest paradoksalnie większa niż przypływ środków.
Prof. M. Nowacki ma nadzieję, że zamieszanie, jakie wywołała ustawa o zmianie czasu pracy lekarzy, stanie się pretekstem do wyklarowania jednoznacznych przepisów w tej kwestii dla wszystkich zawodów medycznych, co bardzo ułatwiłoby współpracę m.in. z radiologami czy patologami.
Za sukces uważa ugodę sądową z NFZ w sprawie roszczeń za nadwykonania z 2003 roku. Pieniądze, które z tego tytułu wpłynęły do kasy szpitala, pozwoliły choć na chwilową poprawę sytuacji finansowej. Dyrektor warszawskiego Instytutu Onkologii jest zdania, że racjonalne podejście kierownictwa mazowieckiego NFZ do tej sprawy dobrze rokuje także w dwóch kolejnych procesach tego typu.
W nowym roku profesor chce kontynuować walkę o wprowadzenie rzeczywistej referencyjności. Jego zdaniem, bez tego placówki wysokiej rangi wkrótce zaczną upadać. Choć miniony rok uważa za trudny, pozostaje niepoprawnym optymistą i wierzy, że zmiana ekipy rządowej i kolejny minister zdrowia poprawią sytuację w polskiej służbie zdrowia.
Zaangażowanie w sprawy placówki, którą od lat kieruje, sprawia, że brakuje mu czasu na zajmowanie się swoim hobby. Wciąż nie udało mu się zrealizować planów skończenia albumu ze swoimi pracami i zorganizowania wystawy zdjęć wielkoformatowych. Całkowicie swojej pasji jednak nie porzucił. Gdy tylko w jakąś wolną sobotę lub niedzielę zdarzy się "dobre światło", wyrywa się z domu na godzinkę, by porobić nowe zdjęcia. Ostatnio najchętniej fotografuje obrzeża Puszczy Kampinoskiej, gdzie znalazł wiele wspaniałych, niewyeksploatowanych jeszcze miejsc i tematów. Fotografowanie na świeżym powietrzu jest w ostatnim czasie jego jedyną rozrywką.
To także wina kłopotów zdrowotnych - po kilkudziesięciu latach stania przy stole operacyjnym dyskopatia, która dopadła go w zeszłym roku, nie zamierza odpuścić. Nie poddaje się jednak i w lutym, w czasie ferii szkolnych, wybiera się wraz ze swoją 11-letnią córką na narty.

17. -
Bolesław Piecha, l. 53, lekarz ginekolog, wiceminister zdrowia w rządach współtworzonych przez PiS w latach 2005-2007. Poseł na Sejm w barwach PiS. Jest przewodniczącym sejmowej Komisji Zdrowia, choć pod koniec 2007 r. zanosiło się na to, że przestanie pełnić tę funkcję. W listopadzie 2007 r. zawiesił swoje członkostwo w PiS i zapowiedział rezygnację z przewodniczenia komisji po tym, jak Dziennik oskarżył go o dokonanie zmian na liście leków refundowanych pod wpływem lobbingu jednej z firm farmaceutycznych. W klubie PiS prowadzono wobec B. Piechy postępowanie wyjaśniające, ale nie znaleziono dowodów jego winy. Feralna lista leków refundowanych została ostatecznie opublikowana, a B. Piecha zapowiedział wytoczenie gazecie procesu o zniesławienie. "Jestem poobijany, ale to ryzyko polityka" - przyznaje. Mówi się, że jako minister bardzo się zmienił. Miał wpaść w pułapkę, którą dla wielu ludzi staje się sprawowanie władzy. Polubił bycie ważnym człowiekiem, a inni to wykorzystali. Jednak niektórzy posłowie z Komisji Zdrowia, której B. Piecha nadal przewodniczy, mają teraz do niego ograniczone zaufanie. On się tym nie przejmuje, liczy na docieranie się stanowisk w komisji w dyskusjach, podkreśla, że nie zamierza blokować projektów ustaw, nawet jeśli nie będą się mu podobać. Deklaruje, że będzie w komisji przestrzegał zasad savoir-vivre'u. Dodaje, że skład sejmowej Komisji Zdrowia nigdy nie był tak mocny i wymienia jednym tchem Andrzeja Sośnierza, Marka Balickiego, Zbigniewa Religę i... Ludwika Dorna.
Zdaniem B. Piechy, 2007 r. był dla pacjentów dobry, bo udało się obniżyć ceny prawie 6 tys. leków, zarówno innowacyjnych, jak i generycznych. Jest także zadowolony z tego, że pomimo olbrzymiego napięcia w czasie strajków lekarzy, nie doszło do żadnej tragedii. Oponenci podkreślają, że jako wiceminister mnóstwo zapowiadał, ale w praktyce niewiele zrobił.

18. !
Dorota Gardias, l. 45, przewodnicząca Ogólnopolskiego Związku Zawodowego Pielęgniarek i Położnych, mgr pedagogiki socjalnej i edukacji zdrowotnej, ukończyła też podyplomowe studia z zarządzania w ochronie zdrowia. Przez 20 lat pracowała w szpitalu specjalistycznym w Słupsku (tu poznała Jolantę Szczypińską), gdzie była naczelną pielęgniarką i szefem tutejszego oddziału OZZPiP. Przed dziesięcioma laty założyła pierwszy w Słupsku prywatny gabinet dla osób leczących się z alkoholizmu. W czerwcu 2007 r. stanęła na czele protestu pielęgniarek i położnych, wraz z trzema koleżankami przez siedem dni okupowała kancelarię premiera, do głodówki się nie przyłączyła z powodu cukrzycy. Ta akcja przerodziła się w widowiskowe namiotowe miasteczko, w którym protestujące pielęgniarki spędziły pod oknami Jarosława Kaczyńskiego 27 dni. Odeszły z kwitkiem, zapowiadając, że jeszcze się upomną o swoje.
"Zrobię wszystko, by pielęgniarki pracujące przy pacjencie godnie zarabiały, chcę współpracować z rządem, zobaczyć dobrze przygotowany program naprawy systemu ochrony zdrowia. Przekształcenia szpitali są konieczne, ale bez rozmowy o pakiecie osłonowym dla pracowników nie widzę możliwości dyskusji o przekształceniach szpitali w spółki prawa handlowego" - mówi D. Gardias. Jej zdaniem, różne związki zawodowe powinny ze sobą współpracować, ale wszystko zależy od konkretnych ludzi. "Na szczeblu krajowym my się z Bukielem dogadujemy" - twierdzi.
Do związku zawodowego pielęgniarek zapisała się podczas pierwszych strajków w 1997 r. Pod koniec lat 90. została członkiem SLD. W 2002 r. kandydowała do sejmiku wojewódzkiego z listy SLD-UP, ale nie zdobyła mandatu. Kiedy wybrano ją przewodniczącą związku, zawiesiła działalność w SDPL. Szacunek - także swoich oponentów - zdobyła rezygnując z kandydowania do Sejmu z listy LiD, a potem nie przyjmując proponowanego jej przez minister Ewę Kopacz stanowiska Naczelnej Pielęgniarki Kraju w randze podsekretarza stanu. "Dobrze, że nie poszła na lep stanowiska" - usłyszeliśmy. "Nie mogłam przyjąć tych propozycji, bo jestem w połowie kadencji, a obiecałam koleżankom, że zrobię wszystko, żeby zarabiały po 3 tys. zł" - tłumaczy. Osoby, które zapytaliśmy o opinię o niej, mówiły: jest skuteczna, mam o niej dobre zdanie, chociaż jej socjalistycznych poglądów nie podzielam, rasowy związkowiec, twardy negocjator, uparta, konsekwentna, zorganizowana. "Pchnęła związek na nowe tory: to generał, my jesteśmy żołnierzami" - mówi Ewa Obuchowicz, rzecznik OZZPiP.
Lubi życie towarzyskie, świetnie gotuje i piecze. Zawsze jest "zrobiona": doskonała fryzura, make up, zadbane paznokcie, dobrany strój. "Czy pielęgniarka nie ma prawa chodzić do fryzjera? Czy powinna pokazywać się w worku pokutnym?" - pyta retorycznie.
Od 20 lat w związku z lekarzem radiologiem, ma dorosłego syna.

19. +
Jan Lubiński, l. 55, prof., specjalista w dziedzinie genetyki onkologicznej, kierownik Zakładu Genetyki i Patomorfologii Pomorskiej Akademii Medycznej w Szczecinie oraz działającego przy uczelni Międzynarodowego Centrum Nowotworów Dziedzicznych, od 1998 roku konsultant krajowy w dziedzinie genetyki klinicznej. Uczony o międzynarodowej sławie zajmujący się m.in. dziedzicznym rakiem piersi, dziedzicznym rakiem jajnika oraz dziedzicznym niepolipowatym rakiem jelita grubego. Jest współtwórcą sieci poradni onkologicznych w Polsce oraz sieci rejestrów nowotworów dziedzicznych w Europie, a także organizatorem przesiewowych badań genetycznych kobiet w Polsce. Wiele z jego osiągnięć było przełomowych dla rozwoju genetyki klinicznej. Do takich należy m.in. opracowanie testu pozwalającego zidentyfikować mutację w genie BRCA1. Jest autorem około 200 artykułów dotyczących genetyki klinicznej i molekularnej nowotworów, a także autorem i koordynatorem kilku projektów UE. W 2005 r. otrzymał tytuł doktora honoris causa Riga Stradins University na Łotwie.
Rok 2007 przyniósł duży postęp w badaniach prowadzonych przez zespół prof. Jana Lubińskiego. Do druku przygotowywane są dwie przełomowe, bardzo istotne z punktu widzenia chorych, publikacje dotyczące markerów genowych dla wszystkich typów raka oraz korelacji pomiędzy skutecznością chemioterapii a genotypem pacjenta. Szczecińscy badacze uzyskali też amerykańskie patenty na markery genowe dla raka prostaty, raka piersi, raka jelita grubego, nerki i tarczycy. Dzięki temu będą mogli uruchomić własną działalność diagnostyczną na terenie USA.
Rok 2008 zapowiada się dla prof. Jana Lubińskiego równie owocnie. Już na początku roku rozpocznie się nadzorowany przez niego duży program badawczy oceniający zasadność stosowania testów genetycznych na obecność tzw. markerów średniego i niskiego ryzyka onkologicznego w populacyjnych badaniach przesiewowych. W czerwcu 2008 r. odkodowane zostaną rezultaty badania klinicznego dotyczącego redukcji ryzyka raka u kobiet z mutacją w genie BRCA1 poprzez suplementację diety preparatem selenowym opracowanym przez zespół naukowców ze Szczecina.
Żona profesora - Teresa jest ekonomistką, do 26 listopada 2007 r. była sekretarzem stanu w Kancelarii Prezesa Rady Ministrów, a także przewodniczącą Zespołu do Spraw Metodyki i Wdrażania Budżetu Zadaniowego. Choć docenia ciężką pracę żony i jej ostatnie osiągnięcia w zakresie reformowania finansów państwa, to bardzo cieszy się z jej powrotu do domu. Profesor ma dwóch synów i dwóch wnuków.

20. -
Henryk Skarżyński, l. 54, prof., otolaryngolog, audiolog, kierownik Międzynarodowego Centrum Słuchu i Mowy w Kajetanach oraz dyrektor Instytutu Fizjologii i Patologii Słuchu w Warszawie i kierownik tamtejszej kliniki chorób uszu. W 2007 r. profesor otrzymał tytuł Człowieka Roku 2007 w Ochronie Zdrowia w konkursie organizowanym przez wydawnictwo Termedia. Stołeczna Gazeta Wyborcza, która przyznaje "Stołki" za zrobienie czegoś wyjątkowego dla miasta, nominowała go do nagrody za zbadanie słuchu wszystkich szóstoklasistów w Warszawie. Kierowany przez niego Instytut zajął drugie miejsce w I edycji Ogólnopolskiego Konkursu Medycznego Perły Medycyny 2007 w kategorii szpitale monospecjalistyczne, ogłoszonego przez Polską Konfederację Pracodawców Prywatnych Lewiatan, Związek Pracodawców Warszawy i Mazowsza oraz firmę Europa 2000 Consulting Sp. z o.o. Liczne międzynarodowe nagrody zdobył też stworzony w Instytucie audiometr Kuba Mikro AS służący do przesiewowych badań słuchu.
"Miniony rok był kolejnym, w którym nasz Instytut wykonał najwięcej w świecie operacji poprawiających słuch. Ukazało się kilka publikacji w piśmiennictwie międzynarodowym, w których mamy najlepsze wyniki leczenia częściowej głuchoty u dorosłych oraz jako jedyni bardzo dobre wyniki z leczeniem podobnych wad słuchu u dzieci - mówi profesor z dumą. - Podsumowaliśmy także 15 lat realizacji programu leczenia głuchoty w Polsce. Osobiście czuję wielką satysfakcję, że moje rozwiązanie operacyjne, maksymalnie bezpieczne dla ucha wewnętrznego, w leczeniu różnych typów głuchoty, spotkało się na wielu międzynarodowych forach z dużym zainteresowaniem, a prawie 100 otochirurgów ze świata szkoliło się w tym zakresie w Kajetanach".
Profesor z obawą patrzy na zmiany wprowadzane w polskim systemie ochrony zdrowia, ale ma też nadzieję na usunięcie zaniedbań. "W mojej naturze nie leży narzekanie, widzę więc szansę na trwałe zmiany, które zapewnią większe bezpieczeństwo i nam, i naszym pacjentom. Myślę, że byłoby lepiej mówić o przyszłości mając perspektywę finansowania usług medycznych przez najbliższe 3 lata, a nie miesiące. W polskiej medycynie jest duża grupa znakomitych, przedsiębiorczych ludzi. Jak dostaną szansę, to na pewno ją wykorzystają. Wtedy nam wszystkim będzie lepiej" - mówi z nadzieją.
Praca to jego pasja. Odpoczywa czynnie, najczęściej podczas gry w piłkę na sali. "Te mecze są dla mnie święte, po nich zasypiam błyskawicznie. To znakomita regeneracja" - twierdzi.

Źródło: Puls Medycyny

Podpis: Redakcja

Najważniejsze dzisiaj
× Strona korzysta z plików cookies w celu realizacji usług i zgodnie z Polityką Plików Cookies. Możesz określić warunki przechowywania lub dostępu do plików cookies w Twojej przeglądarce.