Mało czasu na negocjacje dyrektorów z lekarzami
Minister zdrowia Ewa Kopacz nie ma dodatkowych pieniędzy na podwyżki dla lekarzy. Związkowcy grożą protestami. Tak jak wcześniej zapowiadali, zmianę przepisów o czasie pracy chcą wykorzystać w walce o wyższe zarobki. Od dawna nie mieli tak skutecznej broni w ręku. I czują swoją siłę.
Lekarze chcą konkretów
Na IX Nadzwyczajnym Krajowym Zjeździe Delegatów OZZL 7 grudnia w Warszawie minister zdrowia Ewa Kopacz prosiła lekarzy, by pozwolili dyrektorom szpitali tak ułożyć grafiki pracy, aby można było pracować i jednocześnie rozmawiać o wyższych zarobkach. Jednak atmosfera zjazdu była zła, lekarze nie chcieli kolejnych obietnic, ale konkretów.
"Obecna ekipa rządząca chce zrzucić wszystko na dyrektorów, licząc na to, że ci, bojąc się o swoje stołki, będą robić różne sztuczki, będą straszyć, szantażować, prosić, błagać. I że to się jakoś samo ułoży - komentuje wypowiedzi minister zdrowia Krzysztof Bukiel, przewodniczący Zarządu Krajowego OZZL. - Podejrzewam jednak, że bardzo wielu lekarzy nie zrezygnuje z żądań finansowych w zamian za zgodę na wydłużony czas pracy i dyrektorzy będą się musieli zadłużać. Bo co dyrektor może w takiej sytuacji zrobić, gdy nie będzie miał dyżurnych? Ma zamknąć szpital?!".
Problemy z obsadą dyżurów
W tej sytuacji trudno się dziwić, że zarówno dyrektorzy szpitali, jak i lekarze, grają na czas. "Rozmawialiśmy już kilka razy. Mamy zamiar przeprowadzić kolejne rozmowy z ordynatorami, którzy potem będą rozmawiać ze swoim personelem. Ani lekarze nie wiedzą, jak do tego podejść, ani my tym bardziej" - mówi Jolanta Drewnowska, zastępca dyrektora szpitala MSWiA w Lublinie. Jej zdaniem, część lekarzy w zamian za wyższe wynagrodzenie zgodziłaby się na podpisanie klauzuli opt-out, ale czekają na jakieś ustalenia dotyczące finansowania służby zdrowia.
Wojewódzkiego w Łomży.
Nie ukrywa, że na niektórych oddziałach (neonatologii, pediatrii i urologii) po 1 stycznia 2008 roku będzie miał problem z obsadą nawet przy zastosowaniu klauzuli opt-out, bo w szpitalu brakuje specjalistów.
Jarosław Rosłon, dyrektor Międzyleskiego Szpitala Specjalistycznego w Warszawie, by uniknąć negocjowania zgody na opt-out zdecydował się na różne systemy, a jako dominujący wybrał równoważny czas pracy. Szpital jest w szczęśliwej sytuacji, bo nie narzeka na brak kadry. Za mało jest tylko pediatrów na oddziale położnictwa. ?Jeżeli na oddziale jest 12 czy 13 lekarzy, w ciągu dnia normalnej pracy zajętych jest trzech lub czterech. Pozostałych można rozpisać na różne pory, np. po południu. Nadal istnieje pojęcie etatu, tylko rozpisuje się go czasowo. Dyżurami, które będą realizowane wyłącznie w trybie nadgodzin, lekarz będzie mógł sobie dorobić" - planuje Jarosław Rosłon i podkreśla, że dzięki temu praca lekarzy zostanie zoptymalizowana. To rozwiązanie ma zasadniczą zaletę z punktu widzenia dyrekcji. "Pracodawca regulaminem pracy wprowadza określony system pracy, który jest dozwolony kodeksem. Lekarz ma tylko jedną obronę przed taką decyzją - zwolnić się" - uważa J. Rosłon.
Rozmowy o opt-out
Jednak i on nie uniknie rozmów o opt-out. Spośród zatrudnionych w tym szpitalu ok. 200 lekarzy podpisanie klauzuli zaproponuje tylko 10-20 lekarzom. "Negocjacje będę musiał prowadzić tylko tam, gdzie lekarzy jest mało i będą musieli pracować powyżej 48 godzin. Nawet jeśli wszyscy pediatrzy zgodzą się na opt-out, to i tak będzie mi ich brakowało na oddziale położnictwa, bo będą mnie obowiązywały normy odpoczynku" - zauważa J. Rosłon. Dodatkowo będą ich musieli wesprzeć lekarze kontraktowi.
Systemu zmianowego nie da się jednak automatycznie przenieść do szpitali, gdzie obsada lekarzy nie jest wystarczająca. W niektórych może zabraknąć specjalistów nawet do obsady wariantu opt-out, co docelowo grozi zawieszeniem działalności takiej placówki. Coraz częściej dyrektorzy szpitali myślą więc o dogadywaniu się z innymi placówkami i ?wymianie" pracowników do obsady dyżurów. Ani NFZ, ani Ministerstwo Zdrowia nie zajęły jeszcze stanowiska w tej sprawie.
Źródło: Puls Medycyny
Podpis: Beata Lisowska