Mam nadzieję, że główne osiągnięcia zawodowe dopiero przede mną
Mam nadzieję, że główne osiągnięcia zawodowe dopiero przede mną
Trudną sztuką jest organizowanie własnego rozwoju naukowego przy codziennych obowiązkach klinicznych i działalności w wielu organizacjach. O satysfakcji z dokonań w minionym roku i planach na przyszłość rozmawiamy z laureatem konkursu „Supertalent w medycynie 2016” dr. hab. n. med Grzegorzem Basakiem z Katedry i Kliniki Hematologii, Onkologii i Chorób Wewnętrznych Warszawskiego Uniwersytetu Medycznego.
Minął rok od przyznania panu tytułu „Supertalent w medycynie”. Co wydarzyło się w tym czasie w pana życiu zawodowym?

Tytuł „Supertalent w medycynie” jest przyznawany za osiągnięcia naukowe, w praktyce klinicznej, organizacyjne — z nadzieją, że nagrodzona osoba będzie wywierała wpływ na system ochrony zdrowia w przyszłości. Uznałem, że tytuł ten zobowiązuje i robiłem wszystko, żeby te zobowiązania wypełnić.
Muszę przyznać, że ten rok minął mi bardzo szybko. Znakomitą większość czasu pochłaniała mi praktyka kliniczna, przez niektórych nazywana „rutyną”, choć w rzeczywistości bardzo rzadko taką bywa. Na co dzień zajmuję się przeszczepianiem komórek krwiotwórczych. Jest to dziedzina wymagająca, poza wiedzą, bardzo dużej uważności i zaangażowania. Wszelkie niedociągnięcia bardzo szybko i niezwykle boleśnie dają o sobie znać. Bardzo angażujące czasowo jest równoczesne zajmowanie się aspektami organizacyjnymi, planowaniem procedur oraz bezpośrednia praca przy łóżku pacjenta. W wielu przypadkach jednak za to zaangażowanie otrzymuje się najwyższe wynagrodzenie — wyzdrowienie chorych, którzy bez mojej pracy nie mieliby szans na przeżycie.
Co do aspektów naukowych, myślę, że podstawowym osiągnięciem w minionym roku było doprowadzenie do zakończenia pierwszego etapu i publikacji wyników wymyślonej przeze mnie innowacyjnej strategii walki z nosicielstwem antybiotykoopornych bakterii za pomocą przeszczepiania flory jelitowej. Uzyskaliśmy wyśmienite wyniki — u 75 proc. pacjentów udało się wyeradykować kolonizację jelita przez bakterie lekooporne i jeszcze zidentyfikować potencjalne szczepy bakterii fizjologicznych, mogące za to odpowiadać. Wkrótce będę prezentować wyniki badań podczas konferencji Europejskiego Towarzystwa ds. Przeszczepiania Krwi i Szpiku (EBMT) w Marsylii. Praca została zakwalifikowana do prezentacji w najbardziej zaszczytnej sesji — tzw. Presidential Symposium, którego to wyróżnienia chyba jeszcze nikt z Polaków nie dostąpił. Praca została też przyjęta do publikacji w „Clinical Infectious Diseases”, piśmie ze współczynnikiem oddziaływania 8.7, drugim w kolejności w dziedzinie chorób zakaźnych.
To duży sukces, gratulujemy...
Nie ukrywam, że jestem z tego bardzo dumny, bo spełniłem jedno ze swoich marzeń: badanie o bezpośrednim przełożeniu klinicznym. W świetle narastającej lekooporności bakterii i potrzeby walki z nią te wyniki mogą mieć doniosłe światowe znaczenie. Teraz czeka nas etap popularyzacji i szerszego wdrożenia.
Warto dodać, że w badaniach tych kluczową rolę odegrał mój doktorant lek. Jarosław Biliński. Jest to trzecia z publikacji o łącznym współczynniku oddziaływania 14.5, które będą stanowić przedmiot jego rozprawy doktorskiej. Uważam to za osobisty sukces, bo ta punktacja skądinąd mogłaby stanowić już podstawę do ubiegania się o stopień doktora habilitowanego.
Jest pan także opiekunem młodszych kolegów w ich drodze zawodowej?
Wiele wysiłku włożyłem w ostatnim roku w promowanie ich rozwoju — obecnie pod moim nadzorem siedem osób prowadzi badania zmierzające do pracy doktorskiej. Uważam, że to ważna działalność, którą warto rozwijać, choć niewątpliwie jest bardzo pracochłonna i na krótką metę nie przynosząca doraźnych korzyści. Młodzi ludzie, najczęściej pełni entuzjazmu, chcą robić rzeczy doniosłe. Trzeba dla nich wymyślić odpowiednio interesujący, ale obciążony jak najmniejszym ryzykiem niepowodzenia temat.
Potem następuje długotrwały i najczęściej dość uciążliwy etap przyuczania nowej osoby do warsztatu badawczego. Nagrodą jest, jeśli dana osoba szybko się uczy i widać postępy, bo staje się coraz bardziej samodzielna. Te interakcje są najczęściej bardzo budujące, także dla mnie. Jestem często zaskakiwany i muszę się też dostosować. Myślę, że chroni mnie to przed skostnieniem i mylnym przeświadczeniem, że tylko ja mam rację. Gdy ta osoba zyskuje coraz większą autonomię, jestem tak dumny, jak rodzic z dorastającego dziecka. Zdejmuje to ze mnie częściowo odpowiedzialność za jej losy naukowe i mogę wtedy świadczyć usługi doradcze.
Udzielał się pan również w jednej z grup wspomnianego EBMT...
Wiele czasu i energii wkładałem w ostatnim roku w pełnienie funkcji sekretarza Grupy Roboczej ds. Powikłań i Jakości Życia Europejskiego Towarzystwa ds. Przeszczepiania Krwi i Szpiku (CQLWP EBMT). EBMT to organizacja zrzeszająca niemal 600 ośrodków transplantacji szpiku z Europy i świata. Z jednej strony uczestniczyłem w działalności organizacyjnej, m.in. przygotowaliśmy kurs edukacyjny i spotkanie badaczy w Madrycie. Z drugiej — sam prowadziłem swoje wątki badawcze.
Chyba najważniejsze osiągnięcie to finalizacja projektu dotyczącego oceny wyników transplantacji komórek krwiotwórczych u osób powyżej 65. roku życia. Analizy objęły ponad 7000 pacjentów po transplantacjach alogenicznych i ponad 20 000 pacjentów po transplantacjach autologicznych komórek krwiotwórczych. Było to więc badanie o bardzo dużej skali, które wykazało, że zaawansowany wiek, o ile pacjenci są w dobrej kondycji, nie powinien ich dyskwalifikować z przeszczepienia. Zidentyfikowałem też czynniki rokownicze, a wyniki przedstawiłem na konferencji Amerykańskiego Towarzystwa Hematologicznego (ASH) w San Diego. Zostały ocenione jako jedne z najistotniejszych na konferencji, następnie wtórnie zaprezentowane na sesji Highlights of ASH. Szykuje się odpowiednio wartościowa publikacja.
Moja działalność w grupie badawczej została dostrzeżona i nominowano mnie na kandydata na przewodniczącego CQLWP EBMT. Uzyskałem wiele głosów wspierających i motywujących mnie do ubiegania się o tę funkcję, a moja wizja prowadzenia tej grupy spotkała się z bardzo pozytywnym odzewem. Obecnie odbywa się głosowanie, którego wyniki poznamy wkrótce. Pełnienie roli lidera tej grupy roboczej to byłby prawdziwy zaszczyt, ale też obowiązek i wyzwanie, któremu mam nadzieję sprostać.
W minionym roku miałem zaszczyt być zapraszany z wykładami na różne tematy i wygłaszać je na bardzo prestiżowych konferencjach, m.in. na I Międzynarodowym Kursie Transplantacji Komórek Krwiotwórczych w Barcelonie, na konferencji edukacyjnej CQLWP EBMT w Madrycie, na konferencji Polskiej Konfederacji Ośrodków Transplantacyjnych w Poznaniu, na konferencji Current and Future Treatment of Myeloma w Warszawie i na Ogólnopolskich Warsztatach MDS.
Czy czegoś nie udało się zrealizować?
Nigdy nie jest tak, że się wszystko udaje. Wielkie nadzieje wiązałem z rozpoczęciem badań nad tworzeniem genetycznie modyfikowanych limfocytów tzw. CAR T cells — limfocytów z wprowadzonym genem kodującym receptor rozpoznający komórki nowotworowe. Dzięki sieci współpracowników nawiązałem w tym celu kontakt z badaczem z USA posiadającym prawa własności intelektualnej i know how dotyczący tej technologii. Razem złożyliśmy wniosek o grant TEAM do Fundacji na Rzecz Nauki Polskiej na stworzenie zespołu zajmującego się określonymi CAR T cells. Miał obejmować zatrudnienie ludzi, wyedukowanie ich w USA oraz przeprowadzenie serii badań na modelu zwierzęcym na Warszawskim Uniwersytecie Medycznym. Niestety, grantu nie przyznano, ale walczymy dalej — tym razem skupiając się na technologii jak najbliższej zastosowaniu klinicznemu. Mam nadzieję, że historia ta będzie miała pozytywne zakończenie.
Ma pan bardzo istotne osiągnięcia w medycynie — brał pan udział w przełomowych zabiegach transplantacyjnych, uczestniczył we wdrożeniu nowego leku. Czy są jeszcze jakieś niespełnione marzenia zawodowe?
Jest ich wiele. Mam nadzieję, że główne osiągnięcia zawodowe dopiero przede mną. Marzę np. o zastosowaniu klinicznym wspomnianych wyżej CAR T cells, zwłaszcza w chorobach rzadkich, gdzie nie istnieją alternatywne terapie. Przede wszystkim marzę o rozwoju w kierunku immunoterapii komórkowych oraz zmniejszaniu toksyczności naszych działań, m.in. za pomocą medycyny regeneracyjnej. Marzę o rozwinięciu dobrej i ciągłej współpracy z zakładami teoretycznymi. Sam wywodzę się z tego środowiska i wiem, jak bardzo byłoby to ważne i pożyteczne. Chodzi o to, by duch naukowy przeniknął klinikę, a wiedza o rzeczywistości szpitalnej czy klinicznej wpływała na kształt i cele projektów badawczych. Nadal moim marzeniem jest przeprowadzenie projektu: od pomysłu, dowodów eksperymentalnych, przez próby kliniczne, do powszechnego zastosowania w praktyce.
Bardziej przyziemne, choć niemniej ważne jest moje marzenie o stworzeniu perfekcyjnie działającego zespołu ludzi, którzy będą dynamicznie się rozwijać, osiągać sukcesy, zaskakiwać mnie swoją mądrością i kreatywnością. W takim zespole będziemy wzajemnie się wspierać i wzmacniać w dobrej międzyludzkiej atmosferze. Chciałbym, żeby naturalne predyspozycje ludzi mogły być w pełni wykorzystane, a wielu moich współpracowników ma do tego mocne podstawy. Marzę o takim zespole, przed którym będę otwierał nowe furtki do wątków badawczych, umożliwiał współpracownikom kontakty międzynarodowe, zdobywał fundusze, wspierał merytorycznie, a oni sami na tej podstawie będą zmieniać otaczającą rzeczywistość.
Dokształca się pan także w zakresie zarządzania — ukończył pan m.in kursy SIMS, SKlLS, Top 500 Innovators. Jak chce pan wykorzystać nowe umiejętności?
W zasadzie już odpowiedziałem na to pytanie. To kwestia stworzenia zespołu, a następnie optymalnego nim zarządzania — wykreowanie środowiska, w którym samemu chciałoby się być i pracować. Oczywiście, część działań opiera się na intuicji, jednak istnieje szereg rozwiązań, które warto znać i wdrażać.
Wiedza pomaga skupić się na aspektach, które są najważniejsze. Między innymi już stosuję, a mam nadzieję szerzej wykorzystać elementy strategii i zarządzania projektem. Bo projektem jest nie tylko badanie naukowe, ale także leczenie pacjenta, a nawet nasze własne życie. Umiejętność realizacji misji, kreowania wizji, stawiania celów, wykonywania konkretnych zadań, weryfikacja osiągania „kamieni milowych” i zamykanie projektu w ramach określonego czasu to podstawa skutecznego działania. Przy tym wszystkim warto samemu stosować (oraz uczyć tego innych) zasady dobrze rozumianej asertywności, okazywać szacunek współpracownikom, unikać manipulacji, poprawiać jakość komunikacji i przepływ informacji.
Chciałbym też wykorzystać w zespole narzędzia pomagające w rozwijaniu kreatywnego myślenia. Zarządzanie to także wiedza o tym, co dla pracownika i zespołu jest ważne, m.in. warunki socjalne, poczucie wspólnoty, odpowiedzialności i współodpowiedzialności. Wykorzystuję także pewne tricki i pomysły na nowoczesną oraz dostosowaną do potrzeb studentów dydaktykę. Mam zamiar przekazać tę wiedzę innym, niekoniecznie w postaci dostępnych online wykładów czy prezentacji.
Oprócz codziennej pracy w klinice, jest pan członkiem kilku towarzystw, organizacji, angażuje się w działalność Rady Młodych Naukowców, jest promotorem kilku przewodów doktorskich i opiekunem studiów doktoranckich młodych naukowców, wykłada, pisze artykuły, przygotowuje prezentacje... Jak znajduje pan czas na te wszystkie aktywności?
Sam się temu dziwię. Poza wymienionymi mam jeszcze inne obowiązki. Nie unikam też spotkań towarzyskich, imprez, sportu, aktywności kulturalnych, wizyt w domu rodzinnym czy choćby spacerów z psem. Nie mógłbym tego wszystkiego pogodzić, gdybym nie organizował sobie czasu, nie wybierał rzeczy najważniejszych, w zależności od pilności realizacji. Przy organizacji pracy posługuję się zarówno narzędziami informatycznymi, jak Xmind, ale pożyteczniejsze są samoprzylepne żółte karteczki, na których wypisuję zadania, a następnie mogę je przyklejać, grupować itp. Chyba kluczowe jest wybieranie z nadmiaru aktywności tych najważniejszych w danej chwili (czy dalekosiężnie) i skupianie się na nich, inne traktując bardziej pobieżnie.
Jakie ma pan plany najbliższą przyszłość?
W klinice mam zamiar pracować jak dotychczas z pacjentami, wprowadzając jednak zmiany w zakresie swojej odpowiedzialności (m.in. systemu kwalifikacji do transplantacji). Nadal będę wspierać współpracowników i doktorantów — dwoje z nich ma obronić się w najbliższych miesiącach, inni mają otworzyć przewody doktorskie. Dużą nadzieję wiążę z rozwojem projektu dotyczącego leczenia chorych na oporne nowotwory hematologiczne za pomocą rozwijanej eksperymentalnej terapii komórkowej.
W najbliższych dniach okaże się, czy zostanę przewodniczącym CQLWP EBMT. Ta funkcja będzie oznaczać zarządzanie dużym, międzynarodowym, profesjonalnym zespołem ekspertów, zwykle znacznie starszych osób. Mam zamiar realizować zadania określone w moim manifeście, zwłaszcza wykorzystać obecny potencjał grupy, zdecentralizować zarządzanie w kierunku powołania kierowników podgrup roboczych, zorganizować współpracę z innymi grupami roboczymi i pozyskać fundusze na zatrudnienie dodatkowych menedżerów danych.
O kim mowa
Dr hab. n. med. Grzegorz Basak
Specjalista chorób wewnętrznych i hematologii. Pracuje w Klinice Hematologii, Onkologii i Chorób Wewnętrznych, Samodzielnego Publicznego Centralnego Szpitala Klinicznego na Oddziale Transplantacji Szpiku, gdzie koordynuje prace zespołu transplantacji szpiku, a także wykonuje zabiegi. Przeprowadza ok. 45 transplantacji rocznie, w tym 80 proc. alogenicznych komórek krwiotwórczych.
Źródło: Puls Medycyny
Podpis: Rozmawiała Monika Wysocka
Trudną sztuką jest organizowanie własnego rozwoju naukowego przy codziennych obowiązkach klinicznych i działalności w wielu organizacjach. O satysfakcji z dokonań w minionym roku i planach na przyszłość rozmawiamy z laureatem konkursu „Supertalent w medycynie 2016” dr. hab. n. med Grzegorzem Basakiem z Katedry i Kliniki Hematologii, Onkologii i Chorób Wewnętrznych Warszawskiego Uniwersytetu Medycznego.
Minął rok od przyznania panu tytułu „Supertalent w medycynie”. Co wydarzyło się w tym czasie w pana życiu zawodowym?
Dostęp do tego i wielu innych artykułów otrzymasz posiadając subskrypcję Pulsu Medycyny
- E-wydanie „Pulsu Medycyny” i „Pulsu Farmacji”
- Nieograniczony dostęp do kilku tysięcy archiwalnych artykułów
- Powiadomienia i newslettery o najważniejszych informacjach
- Papierowe wydanie „Pulsu Medycyny” (co dwa tygodnie) i dodatku „Pulsu Farmacji” (raz w miesiącu)
- E-wydanie „Pulsu Medycyny” i „Pulsu Farmacji”
- Nieograniczony dostęp do kilku tysięcy archiwalnych artykułów
- Powiadomienia i newslettery o najważniejszych informacjach