Nikt nas nie pożałuje

  • Ekspert dla "Pulsu Medycyny"
opublikowano: 22-10-2009, 00:00
Ten artykuł czytasz w ramach płatnej subskrypcji. Twoja prenumerata jest aktywna
Dwa lata temu, po fali obejmujących niemal cały kraj protestów, lekarze z większości szpitali i przychodni wywalczyli znaczące podwyżki. Nasze środowisko wykazało się wówczas ogromną determinacją i silną jak nigdy wcześniej solidarnością. Ale nie to, moim zdaniem, przesądziło, że odnieśliśmy sukces. Nie byłoby wzrostu wynagrodzeń, gdyby nie dwa bardzo istotne czynniki. Pierwszym były obawy rządzących związane z wchodzącymi w życie przepisami o ograniczeniu czasu pracy lekarzy. Drugim, co można uznać za spore zaskoczenie, okazał się wyjątkowo przychylny nam vox populi. Mieliśmy poparcie pacjentów, którzy wielokrotnie publicznie nie kryli swojego zażenowania naszymi niskimi wynagrodzeniami. Tymczasem w ostatnich miesiącach w Polskę poszły wieści, że spośród dużych grup zawodowych lekarze zarabiają najwięcej. Wskazały na to wyniki "Diagnozy Społecznej 2009" prof. Janusza Czapińskiego, poparte danymi zgromadzonymi przez naszą redakcję i Ministerstwo Zdrowia.

Informacje o kilkunasto-, a nawet kilkudziesięciotysięcznych apanażach zrobiły wrażenie, szczególnie w czasach kryzysu, gdy wiele firm zwalnia, zamraża lub ogranicza pensje. Liczby puszczono w eter, a tłumaczenia, że chodzi o wynagrodzenia z przeważnie kilku źródeł za pracę w wymiarze zdecydowanie większym niż etat, dotarły do nielicznych. Teraz ludzie wiedzą jedno - lekarze w Polsce zarabiają dużo lub bardzo dużo. Jakie to ma znaczenie? Niebagatelne. U progu ostatniego kwartału roku wiele szpitali i poradni specjalistycznych musiało ograniczyć przyjęcia z powodu wyczerpania limitów i usztywnienia stanowiska NFZ w sprawie nadwykonań. Najgorsza jest sytuacja w szpitalach. W wielu nie tylko nie przyjmuje się pacjentów na diagnostykę i planowe operacje, ale i zamyka się niektóre oddziały. W sytuacji, gdy większość lekarzy szpitalnych pracuje na kontraktach, prostą konsekwencją wspomnianych ograniczeń jest zmniejszenie ich zarobków. Tymczasem najgorsze dopiero przed nami, bo pieniędzy już brakuje, a do końca roku daleko.

Rok 2010 też nie zapowiada się różowo, bo w związku ze spowodowanymi kryzysem mniejszymi wpływami do NFZ szpitale będą musiały podpisać mniejsze kontrakty. Biorąc pod uwagę inflację w okresie dwóch lat, jakie dzielą nas od podwyżek, może to oznaczać spadek zarobków lekarzy szpitalnych o około 20-25 proc. Tym samym znajdziemy się bardzo blisko punktu wyjścia. Żałował nikt nas jednak nie będzie. Przeciwnie, nie zabraknie twierdzących, że dobrze nam tak, krezusom. Atmosfera, by ciąć lekarskie zarobki, bo "brakuje na leczenie", jest dla rządzących wymarzona.

Źródło: Puls Medycyny

Podpis: Sławomir Badurek

Najważniejsze dzisiaj
× Strona korzysta z plików cookies w celu realizacji usług i zgodnie z Polityką Plików Cookies. Możesz określić warunki przechowywania lub dostępu do plików cookies w Twojej przeglądarce.