Obowiązki lekarza nie kończą się na leczeniu
Pewną rolę odgrywa tu, jak sądzę, nieprzemyślane i dość tradycyjne wyobrażenie o funkcjach medycyny. Przeciętny lekarz uważa, że zadaniem medycyny jest leczyć, i ten sam lekarz jest też zdania, że ból nie jest chorobą, tylko jej symptomem. Te dwa przekonania wzięte każde z osobna są trafne i pożyteczne. Wyrabiają w lekarzu spostrzegawczość, wrażliwość i chęć pomocy. Dopiero gdy są wzięte razem, stają się groźne. Niekiedy lekarz ma do czynienia z pacjentem, który wprawdzie odczuwa silny ból, ale jest to ból niefunkcjonalny, ponieważ żadna dodatkowa interwencja nie może już pacjentowi pomóc. Zrobiono dla niego wszystko, co możliwe. Taki pacjent ma jeden wielki symptom i żadnej wyleczalnej choroby. Staje się nieznośnym ciężarem, podobnym do hipochondryka, upartego narkomana lub masochisty, który celowo zadaje sobie ból. Lekarz czuje się przy nich bezradny i przypomina sobie jedną linijkę z przysięgi Hipokratesa: Ars longa vita brevis.
Można zrozumieć, że lekarz boi się takiego pacjenta, bo widzi w nim zmaterializowany wyrzut sumienia. Ma leczyć, a nic zrobić nie potrafi. Mógłby mu dać środki przeciwbólowe lub znieczuleniowe, ale one nie leczą pacjenta, tylko go otępiają, ograniczają świadomość, sprowadzają ciężki sen, wyłączają krok po kroku z życia. Przykro przyspieszyć taki proces. Więc lekarz woli nie widzieć i nie słyszeć; może ból sam przejdzie; przecież nie wszystko wiemy na ten temat.
To główny powód wytrzymałości na ból pacjentów, z jaką się spotykamy u lekarzy. W pewnym zakresie można ją zrozumieć. Ale do tego głównego powodu dochodzą jeszcze dwa, których akceptować nie wolno: "środki znieczuleniowe kosztują" i "pacjent jest chory, więc musi cierpieć".
To prawda, że środki znieczuleniowe kosztują, ale na uśmierzenie bólu, który w przeciwnym przypadku może doprowadzić do śmierci pacjenta, pieniądze muszą się znaleźć. I każdy lekarz, który realnie staje przed takim problemem, doskonale wie, gdzie pieniądze znaleźć. W instytucji, w której pracuje, zawsze są jakieś zbędne wydatki, które można zatrzymać. "Pacjent musi cierpieć?" - to też prawda, ale może cierpieć tylko niewiele. Na początku, gdy zacznie chorować, i zanim go lekarz zbadał, albo w trakcie rekonwalescencji, gdy silniejsze środki przeciwbólowe osłabiłyby reakcje organizmu, w sytuacji, gdy musi być w pełni świadomy tego, co się z nim dzieje.
Trudno zaprzeczać, że cierpienie jest potrzebne, gdy pełni funkcje mobilizującą lub ujawnia uszkodzenie organizmu, ale taką funkcję pełni cierpienie umiarkowane i dające się wytrzymać. Każde większe jest zbędne i powinno być opanowane. Bo cierpienie nie jest jakimś metafizycznym stanem, którego nie wolno naruszyć. Nie jest nakazem pochodzącym od Boga - mimo odpowiedniej przestrogi dla Ewy na temat rodzenia dzieci - ani nie jest wymysłem szatańskim. Jest stanem fizjologicznym, który daje się kontrolować. Zatem choć jest prawdą, że lekarz powinien przede wszystkim leczyć, na tym jego obowiązki się nie kończą. Zwalczanie bólu, usuwanie dysfunkcji organicznych niebędących chorobą, troska o przyszły stan chorego - to też są obowiązki medycyny. Nie powinny być zaniedbywane lub zapominane.
Źródło: Puls Medycyny
Podpis: prof. Jacek Hołówka,; Uniwersytet Warszawski