Pieniędzy za dużo czy pacjentów za mało?

Ewa Stępień, Lublin
opublikowano: 02-03-2005, 00:00

Lubelski oddział Narodowego Funduszu Zdrowia nie jest w stanie wydać pieniędzy, które jeszcze w ubiegłym roku dostał z Ministerstwa Zdrowia na programy profilaktyczne. Czy to wina pacjentów, którzy nie chcą się badać, czy lekarzy, bo nie potrafią propagować badań profilaktycznych? A może to fundusz źle rozdzielił środki?

Ten artykuł czytasz w ramach płatnej subskrypcji. Twoja prenumerata jest aktywna
Konkurs na programy profilaktyczne chorób układu krążenia, obturacyjnej choroby płuc, raka szyjki macicy i raka piersi lubelski oddział NFZ rozstrzygnął w połowie ubiegłego roku. Ponad 66 tys. badań zakontraktował w kilkudziesięciu przychodniach i ośrodkach na terenie całego województwa. Wykupił je w sumie za 3,8 mln zł, które dostał z Ministerstwa Zdrowia.
Chociaż mamy już nowy rok i niedługo wejdą w życie tegoroczne programy profilaktyczne, lubelskie przychodnie i ośrodki mają jeszcze 14 tys. wolnych miejsc z ubiegłorocznych programów. Z przyznanej na 2004 rok puli nie wykorzystały więc blisko 1 mln zł, realizując wspomniane cztery programy jedynie w 79 procentach.
?Wśród pacjentów obserwujemy zmniejszone zainteresowanie profilaktyką - ubolewa Elżbieta Fałdyga, dyrektor oddziału NFZ w Lublinie. - Nie wiem, jaki jest tego powód. Jeśli nie wykorzystamy pieniędzy, będziemy musieli zwrócić je do budżetu państwa. W związku z tym przedłużamy termin badań do 15 marca".
NFZ nie czuje się winny. ?Programy ruszyły w połowie ubiegłego roku, podczas gdy we wcześniejszych latach rozpoczynały się w okolicach lutego - dodaje Tomasz Kwiatkowski, zastępca dyrektora ds. medycznych oddziału NFZ. - Ale to nie nasza wina. Pieniądze z resortu dostaliśmy z kilkumiesięcznym opóźnieniem".
Ośrodki, które podpisały kontrakty na profilaktykę, dzielą się na dwie grupy: te, które za obecną sytuację winią pacjentów oraz te, które winą obarczają ministerstwo i fundusz zdrowia.
?Małe zainteresowanie wśród ludzi - usłyszeliśmy w ?Intermedzie" w Lublinie. - Nie mamy pojęcia, czemu społeczeństwo nie chce się badać. Niby mówi się o tym, że rak piersi zbiera tragiczne żniwo, a nie ma chętnych na mammografię".

Spóźnione decyzje
Spółka lekarska ?Top Medical" w Lublinie, która dostała kontrakt na badania wykrywające raka szyjki macicy i raka piersi ma inne spojrzenie na sprawę. ?Niektóre wymogi co do osób mogących się przebadać są absurdalne - twierdzi Renata Gil-Kisielewicz, dyrektor ?Top Medicalu". - Na cytologię mogą się zgłaszać tylko kobiety w wieku 30-59 lat. I tylko te, które nie robiły badania w ciągu ostatnich trzech lat. Trudno znaleźć panie, które miałyby tak odległą przerwę w profilaktyce, bo pacjentki nauczyły się już, że cytologię robi się raz na rok".
?Top Medical" uważa, że NFZ sam sobie zawinił, ponieważ w odpowiednim momencie nie potrafił szybko podejmować decyzji. ?Włożyliśmy dużo energii, by wypromować badania - opowiada R. Gil-Kisielewicz. - Udało się. Uwinęliśmy się z przyznanym limitem szybko. Ponieważ w kolejce na badania zapisanych było jeszcze wiele kobiet, poprosiliśmy NFZ o dodatkowe limity. Fundusz zaczął się zastanawiać, zwlekać. I tak minęło parę tygodni. W międzyczasie pacjentki zrezygnowały. W końcu przyznano nam dodatkowe limity. Nie wiem, czy obecnie uda nam się je zrealizować. Jestem zła, ponieważ teraz to NFZ pogania mnie, bym się śpieszyła. Widocznie pali mu się pod nogami".
Zła selekcja partnerów
Zdaniem tych lekarzy, którzy nie dostali kontraktów na profilaktykę w 2004 roku, taki finał można było przewidzieć. Do konkursu stanęło wiele ośrodków świadczących usługi w zakresie poz. ?Niestety, fundusz wybrał np. z Lublina tylko kilka, w tym jedynie dwa typowe poz - mówi lek. Kamil Umiński z przychodni lekarza rodzinnego ?Alfa" w Lublinie. - Wiadomo było, że sobie nie poradzą z dużą liczbą przyznanych limitów. Bo jeżeli przychodnia ma 10 tys. pacjentów, a dostaje 2 tys. badań na wykrycie raka szyjki macicy, jest skazana na niepowodzenie". W takiej grupie pacjentów trudno bowiem znaleźć tyle kobiet w odpowiednim wieku, które na dodatek w ciągu ostatnich trzech lat nie robiły cytologii.
?Za dużo środków skierowano do szpitali i dużych ośrodków specjalistycznych - uważa K. Umiński. - One nie są w stanie dotrzeć do właściwego odbiorcy tak skutecznie, jak poz. Lekarze rodzinni znają swoich pacjentów, mają ich adresy, telefony. Mogą wysłać listy zawiadamiające, mogą porozwieszać plakaty na osiedlach. To po prostu trzeba odpowiednio wypromować".

Źródło: Puls Medycyny

Podpis: Ewa Stępień, Lublin

Najważniejsze dzisiaj
× Strona korzysta z plików cookies w celu realizacji usług i zgodnie z Polityką Plików Cookies. Możesz określić warunki przechowywania lub dostępu do plików cookies w Twojej przeglądarce.