Prof. Mirosław Ząbek: terapia genowa mózgu to zwieńczenie wszystkiego, co robiłem

Rozmawiała Katarzyna Matusewicz
opublikowano: 06-03-2024, 07:30

Każde wydarzenie w życiu traktuję jak mały kamyczek, a czasem duży kamień milowy. Swoim podopiecznym cały czas powtarzam, żeby patrzyli na to podobnie i traktowali np. każdą pierwszą operację jak taki kamyczek na drodze zawodowej. Jeżeli ludzie tego nie zauważają, to nie mogą świadomie się rozwijać - twierdzi dr hab. Mirosław Ząbek, który zajął 2. miejsce w plebiscycie Lista Stu 2023 najbardziej wpływowych osób w polskiej medycynie.

Ten artykuł czytasz w ramach płatnej subskrypcji. Twoja prenumerata jest aktywna
Dr hab. n. med. Mirosław Ząbek prof. CMKP, specjalista w dziedzinie neurochirurgii i neurotraumatologii, kierownik Kliniki Neurochirurgii i Urazów Układu Nerwowego Centrum Medycznego Kształcenia Podyplomowego oraz Interwencyjnego Centrum Neuroterapii Mazowieckiego Szpitala Bródnowskiego, dyrektor Centrum Gamma Knife w Warszawie.
Dr hab. n. med. Mirosław Ząbek prof. CMKP, specjalista w dziedzinie neurochirurgii i neurotraumatologii, kierownik Kliniki Neurochirurgii i Urazów Układu Nerwowego Centrum Medycznego Kształcenia Podyplomowego oraz Interwencyjnego Centrum Neuroterapii Mazowieckiego Szpitala Bródnowskiego, dyrektor Centrum Gamma Knife w Warszawie.
Fot. Tomasz Pikuła

W 2023 r. znalazł się pan po raz kolejny w czołówce najbardziej wpływowych osób polskiej medycyny. Jak wspomina pan te 12 miesięcy?

Ostatnie lata są dla mnie, kliniki, oddziału szpitala, a także całej medycyny bardzo dobre. W zeszłym roku miało miejsce kilka bardzo ważnych, przełomowych dla nas wydarzeń. Przede wszystkim kontynuowaliśmy dotychczas prowadzone terapie genowe mózgu. Pracowaliśmy również nad przygotowywaną terapią genową mózgu w tzw. Bruce Willis’ disease. Zostaliśmy wybrani jako jedyny ośrodek na naszym kontynencie do leczenia wszystkich europejskich pacjentów z tą chorobą, którzy będą rekrutowani w innych placówkach.

Termin pierwszej operacji mamy zaplanowany na 26 marca. Poza tym rozwijamy technologię ultradźwiękową, monitorowaną rezonansem magnetycznym, służącą do kontrolowanych uszkodzeń pewnych struktur mózgu w chorobie Parkinsona oraz drżeniu samoistnym. Zakończyliśmy też starania o certyfikację naszego ośrodka w zakresie trombektomii mechanicznej, czyli leczenia udarów mózgu poprzez wczesne usunięcie skrzepliny. W ten sposób udało nam się wejść do ministerialnego programu pilotażowego.

Cofnijmy się do początku pana drogi zawodowej. Co sprawiło, że zdecydował się pan poświęcić medycynie, a później wybrał neurochirurgię?

Człowiek zazwyczaj dokonuje wyboru ścieżki zawodowej na etapie szkoły średniej, gdy jest jeszcze bardzo młody i niedojrzały. Wiele zależy wówczas od wsparcia rodziców, ale też wyników w nauce, losu, a może i przeznaczenia. W moim przypadku niezwykle istotne było to, że moja mama chorowała na stwardnienie rozsiane. Bardzo przy tym cierpiała, miesiącami leżała w szpitalu, była okaleczona neurologicznie. Często przytaczała takie wspomnienie, że jako dziecko mówiłem, że zostanę lekarzem i ją wyleczę. Na pewno jakoś to na mnie wpłynęło. Później, już podczas studiów medycznych, spotkałem neurochirurga, który miał z nami dwa dni zajęć pokazowych. Nie wykonywał żadnych skomplikowanych zabiegów, ale tak pięknie mówił o swojej pracy, że postanowiłem pójść tą drogą.

To, co dzisiaj pan robi, jest zupełnie przełomowe, ale kiedy zaczynał pan pracę, nie było wielu możliwości, które obecnie daje medycyna i nowoczesne technologie. Jak na przestrzeni tych lat zmieniła się neurochirurgia?

Stoję okrakiem w dwóch różnych epokach - tej, w której zaczynałem i tej, w której funkcjonuję teraz. Kiedyś diagnozę ustalało się podczas opukiwania młotkiem, badania odruchów. Do dzisiaj ta umiejętność jest ważna, ale obecnie zwykle rozpoznanie jest stawiane na podstawie wysokospecjalistycznych badań, do których służy zaawansowana aparatura. Pojawiły się też nowe techniki terapeutyczne.

Jestem w grupie trzech, może pięciu osób na świecie, które zoperowały najwięcej tętniaków mózgu. Mam na koncie ponad 3 tys. tego typu zabiegów, mimo że prawie od 20 lat operacje takie wykonuje się rzadko. Obecnie nie trzeba już otwierać głowy, ponieważ ponad 90 proc. tętniaków leczy się wewnątrznaczyniowo przez tętnice na kończynie górnej lub w pachwinie. Dysponujemy też nawigacją, czyli systemami, które naprowadzają na konkretny cel w czasie operacji. Mamy technologię zogniskowanych ultradźwięków sterowanych obrazowaniem rezonansem magnetycznym (MRgFUS). Używamy robotów do operacji kręgosłupa czy mózgu. Na ekranie pokazujemy, w którym miejscu ma zostać wkręcona śruba, a robot sam na nie najeżdża, kalibruje, ustawia trajektorię i tor dojścia do tego segmentu. Udało mi się wprowadzić do Polski nóż gamma, dzięki któremu zostało już zoperowanych 13 tys. osób. W ten sposób leczymy guzy o trudnych położeniach, neuralgię nerwu trójdzielnego, naczyniaki, drżenie, odrastające nowotwory.

Dzisiaj kończyć studia medyczne i zaczynać pracę to wielka radość, bo można skorzystać z całego dobrodziejstwa techniki. Z drugiej strony, nie ma najmniejszej możliwości, żeby ktoś stał się tak chirurgicznie wszechstronny jak ja czy inne osoby z mojego pokolenia. Niektóre umiejętności zanikają wśród neurochirurgów. Dotyczy to np. wspomnianych otwartych operacji na tętniakach mózgu, a przecież nie każdego tętniaka da się leczyć wewnątrznaczyniowo. Coraz bardziej widoczna jest wąska specjalizacja w każdej dziedzinie medycyny. Nie dotyczy to już tylko onkologii czy kardiologii. Dzisiaj są eksperci od zabiegów w obrębie kręgosłupa albo mózgu czy innych narządów. Co więcej, w Japonii, ale również innych, bardziej rozwiniętych krajach, jeden lekarz operuje guzy łagodne, a drugi guzy złośliwe. Może to i dobrze, bo jeśli jest się specjalistą w jakimś ograniczonym segmencie, to zna się doskonale piśmiennictwo i poglądy innych ekspertów. Jednak na 24-godzinny dyżur może trafić każdy pacjent, dlatego ja od swoich asystentów wciąż oczekuję wszechstronności.

Co pan uważa za największy sukces czy kamień milowy w swoim życiu zawodowym?

Każde wydarzenie w życiu traktuję jak mały kamyczek, a czasem duży kamień milowy. Swoim podopiecznym cały czas powtarzam, żeby patrzyli na to podobnie i traktowali np. każdą pierwszą operację jak taki kamyczek na drodze zawodowej. Jeżeli ludzie tego nie zauważają, to nie mogą świadomie się rozwijać. Tymczasem wszystko, co czyni się świadomie, jest głębsze, bardziej inteligentne i na dłużej pozostaje w pamięci.

Takich moich dużych osiągnięć, kamieni milowych było 16. Gdybym miał wymienić najważniejsze oraz te, z których jestem najbardziej dumny, to na pewno przekroczeniem pewnej granicy było rozpoczęcie przed wielu laty terapii genowej mózgu u dzieci z niedoborem dekarboksylazy L-aminokwasów aromatycznych. Robiliśmy to jako jedyny ośrodek w Europie, we współpracy z prof. Krzysztofem Bankiewiczem z USA. Gdy obserwuję dzisiaj tych małych pacjentów, którym wszczepiliśmy brakujący gen, to wiem, że urodziły się one drugi raz na nowo. Niektórzy rodzice wręcz liczą wiek dziecka nie od daty ich narodzin, tylko od daty przeprowadzenia terapii genowej. Później jako pierwsi i jedyni w Europie zaczęliśmy leczyć w podobny sposób chorobę Parkinsona i chorobę Huntingtona. Myślę, że terapia genowa mózgu to zwieńczenie wszystkiego, co robiłem.

Drugim kamieniem milowym było dla mnie wprowadzenie do użytku noża gamma. Jednocześnie wiem, że nie było to początkowo dobrze przyjęte w Polsce, ponieważ odbierało pacjentów radioterapeutom i neurochirurgom. Atmosfera wokół tego wydarzenia nie była najlepsza, przez co był to trudny czas. Udało się jednak zabiegi te wprowadzić do katalogu świadczeń gwarantowanych i dzisiaj wszyscy pacjenci leczeni są nożem gamma bezpłatnie. Dumny jestem również z faktu, że wprowadziłem do Polski głęboką stymulację mózgu. To również nie było łatwe, ale dzisiaj zabieg ten jest wykonywany w całym kraju, korzystają z niego dziesiątki tysięcy pacjentów. Nie byłoby „Gwiezdnych Wojen”, gdyby człowiek nie poleciał na Księżyc, do dzisiaj wysyłana byłaby tam Łajka.

Trzy słowa, które najlepiej pana opisują to…

Pracowitość, kreatywność i konsekwencja.

Jakie ma pan plany na rok 2024?

Przede wszystkim chciałbym, żeby dalej rozwijała się w moim ośrodku i pod moim kierownictwem terapia genowa. Liczę, że osiągniemy sukces w leczeniu wspomnianej Bruce Willis’ disease, a wkrótce też choroby Alzheimera. Ze względu na postęp medycyny społeczeństwo żyje coraz dłużej, a wiele chorób, które uzależniają chorych od opieki dzieci czy rodziny, ujawnia się w starszym wieku. Jeżeli uda nam się wydłużyć tym pacjentom czas względnie samodzielnego funkcjonowania o 3 czy 5 lat, to będzie ogromny sukces.

Po drugie, chciałbym, aby nasze centrum doskonałości technologii ultradźwiękowych uszkodzeń mózgu uzyskało dostęp do systemu otwierającego barierę krew-mózg. Mózg jest strukturą całkowicie izolowaną, 98 proc. cząsteczek, które krążą w organizmie, nie jest w stanie dostać się do niego. To sprawia, że niektóre rodzaje nowotworów nie mogą być skutecznie leczone, ponieważ np. chemioterapia nie dociera w miejsce lokalizacji guza. Dotyczy to również antybiotykoterapii czy terapii genowych. Otworzenie bariery krew-mózg byłoby absolutnym przełomem terapeutycznym.

W końcu bardzo bym chciał dalej rozwijać ośrodek terapii genowej, inwestować m.in. w nowoczesny sprzęt i nowe technologie. Do tego potrzebne są jednak pieniądze, które niemal w całości pochodzą z dotacji unijnych. Przez ostatnie lata pisałem wnioski o kolejne granty. Jeden z nich, w wysokości 10 mln euro — mimo że został mi przyznany - nigdy do mnie nie dotarł, ponieważ był to czas, kiedy Polska nie przyjmowała pieniędzy unijnych. Jeżeli one nadal czekają w Brukseli, to chciałbym je spożytkować, aby jeszcze lepiej służyć pacjentom.

ZOBACZ TAKŻE: Prof. Maciej Banach: Warto konsekwentnie realizować swoje pasje i marzenia

Źródło: Puls Medycyny

Najważniejsze dzisiaj
× Strona korzysta z plików cookies w celu realizacji usług i zgodnie z Polityką Plików Cookies. Możesz określić warunki przechowywania lub dostępu do plików cookies w Twojej przeglądarce.