Przyspiezona ewolucja pana ministra
Niezależnie gdzie tkwi odpowiedź, związek wydaje się bardzo silny, gdyż znalezienie się u steru wręcz wymusza zostanie reorganizatorem i to nawet wtedy, gdy wcześniej było się zapiekłym monetarystą. Na przykład działacze „Solidarności", a potem AWS-u przez dobrych kilka lat wykrzykiwali, że nie da się przeprowadzić reformy, jeśli składka zdrowotna nie będzie wynosić przynajmniej 10-11 procent. Ich poglądy zmieniły się jednak zgodnie z zasadą głoszącą zależność punktu widzenia od punktu siedzenia, bo kiedy w 1997 roku doszli do władzy, wysmażyli nam reformę, która wystartowała ze składką na poziomie 7,5 proc. Oburzali się na to ówcześni opozycjoniści z SLD, ale tylko do czasu zwycięskich dla nich wyborów jesienią 2001. Powróciwszy na rządowe posady, przedzierzgnęli się oni - jakby inaczej, w reorganizatorów.
Prawa biologii są wszakże nieubłagane. Zajmowanie na przemian pozycji w rządzie i opozycji nie pozostaje bez wpływu na czystość gatunku. Geny monetarystów i reorganizatorów nieustannie się mieszają, co jak wiadomo, leży u podstaw ewolucji. Jak ten proces przebiega, możemy prześledzić na przykładzie ministra Balickiego.
Latem ubiegłego roku obejmował ministerialny urząd jako czystej krwi reorganizator. Co zupełnie zrozumiałe, cieszył się jak dziecko z uchwalenia utrzymanej w reorganizatorskim duchu nowej ustawy zdrowotnej, a także z uporządkowania - mocą sterty przepisów - kolejek do lekarzy. I jak przystało wytrawnemu reorganizatorowi, przygotowywał ustawę reorganizacyjną, nazwaną dla niepoznaki ustawą o pomocy publicznej i restrukturyzacji ZOZ-ów. Na szczęście dla ewoluującego w zadziwiająco szybkim tempie pana ministra, ustawa została odrzucona głosami jego koalicyjnych kolegów, którzy litościwie nie przyszli na głosowanie. Dzięki temu projekt mógł zostać przemodelowany zgodnie z wieloma postulatami zgłaszanymi wcześniej przez monetarystów, a teraz również podlegającego ewolucyjnym przeobrażeniom ministra. O ile poprawiona ustawa, tym razem będąca stricte ustawą o pomocy publicznej, wejdzie w życie, szpitale znów będą mogły liczyć na częściowe oddłużenie. Szkoda tylko, że monetaryści i reorganizatorzy nie porozumieli się, co zrobić, by trwale poprawić finansowanie publicznych placówek medycznych. Niedawna wypowiedź Marka Balickiego, w której - na przekór swojemu wcieleniu sprzed kilku miesięcy - zgodził się on nawet na pobieranie przez państwowe szpitale pieniędzy za leczenie, to stanowczo za mało.
Źródło: Puls Medycyny
Podpis: lek. Sławomir Badurek