Publiczna placówka żegna konkurencję
Od problemu fundacji, które do tej pory spokojnie egzystowały na terenie szpitali, nie ucieknie wielu dyrektorów publicznych ZOZ-ów. Na razie niektórzy zdają się problemu nie zauważać. Przeglądu działających na swoim terenie fundacji dokonał Szpital Kliniczny Dzieciątka Jezus - Centrum Leczenia Obrażeń w Warszawie. Z czterech podmiotów, dwa muszą sobie poszukać nowej siedziby.
"Pokazaliśmy wszystkie swoje bilanse i sprawozdania, by nas prześwietlono maksymalnie. Fundacja ma wpisane w statucie prowadzenie działalności gospodarczej, ale z tej możliwości nigdy nie korzystała. Nie prowadzimy działalności medycznej ani żadnej innej, która przynosiłaby nam zyski. Mamy na strychu maluteńki pokoik z oknem w suficie. To jest kawałek biura, faks i dwa komputery. Dlatego tak prosiliśmy o inne spojrzenie na naszą działalność" - mówi Maria Kulesza, prezes Fundacji Zjednoczeni dla Transplantacji.
Dla dobra szpitala
Pani prezes wylicza korzyści dla szpitala z istnienia fundacji na jego terenie. "Kupiliśmy karetkę, z której szpital często korzysta, komputery, urządzenia do kolonoskopii, które stały się szpitalną własnością. Stąd nasza odwaga wystąpienia, abyśmy zostali potraktowani inaczej niż fundacje, które prowadzą działalność gospodarczą" - wyjaśnia M. Kulesza. Tłumaczy jednocześnie, dlaczego fundacja nie może egzystować bez szpitala. "Tu są lekarze, tu jest Poltransplant, tu mieści się wszystko, czym my się zajmujemy w związku z naszymi statutowymi obowiązkami. Robimy bardzo dużo szkoleń, m.in. lekcje dla młodzieży na temat transplantacji. Te programy edukacyjne realizują lekarze, którym płacimy za to śmieszne pieniądze. Ale są to zapaleńcy, którzy mają dobry kontakt z młodzieżą. To ma sens. Trochę byłoby szkoda oderwać się od środowiska" - mówi M. Kulesza.
Dyrekcja szpitala przychyliła się do tej argumentacji. Fundacja Zjednoczeni dla Transplantacji będzie mogła nadal wynajmować od szpitala mały pokoik.
"Także Fundacja Promocji Zdrowia i Jamy Ustnej odpowiedziała nam, że nie udziela świadczeń zdrowotnych w zakresie tożsamym z zakresem świadczeń udzielanych przez nasz szpital. Poinformowali, że zajmują się programami edukacyjno-promocyjnymi i poprawy stanu zdrowia jamy ustnej populacji polskiej, kierowanymi głównie do szkół. W związku z tymi wyjaśnieniami fundacja będzie mogła pozostać na terenie szpitala" - poinformowała Puls Medycyny Małgorzata Ukleja, radca prawny szpitala. Nowej siedziby muszą natomiast poszukać dwie pozostałe fundacje, które prowadzą działalność medyczną, konkurencyjną wobec szpitala: Centrum Rozwoju Medycyny oraz Fundacja Walki ze lepotą i Rehabilitacji Słabowidzących. Dyrekcja zgodziła się tylko na przedłużenie terminu przeprowadzki do końca roku 2006.
Nowa siedziba dla Centrum
Tej decyzji nie kwestionuje prof. Zbigniew Gaciong, prezes zarządu fundacji Centrum Rozwoju Medycyny. CRM na terenie szpitala przy ul. Oczki w Warszawie prowadzi własną działalność diagnostyczną i leczniczą w Zespole Przychodni Specjalistycznych Prima, ma także sklep medyczny. Trudno zaprzeczyć, że medyczna oferta fundacji oraz szpitala pokrywa się. "Jest ustawa i musimy ją realizować. Sam osobiście nie jestem zwolennikiem łączenia tego, co publiczne i prywatne. Dlatego wyprowadzimy się ze szpitala w przewidzianym ustawą terminie. Dziś mogę powiedzieć tylko tyle, że będziemy mieli nową, znaczącą siedzibę" - zapewnia prof. Zbigniew Gaciong.
Ale i w tym wypadku sprawa nie jest jednoznaczna. Wśród lekarzy i pielęgniarek nie brakuje głosów, że ofiarą zapisów antykonkurencyjnych stanie się popularny wśród personelu "Bar pod Chochelką". Oferuje tanie i dobre obiady, ma znakomitych kucharzy i całkiem przyzwoity catering. W czym może być konkurencyjny dla szpitala? Otóż bar ten w Szpitalu Dzieciątka Jezus, a także w budynku warszawskiej Akademii Medycznej i Wydziału Farmacji AM prowadzi ta sama fundacja Centrum Rozwoju Medycyny. I będzie mogła to robić tylko do końca roku. Co dalej z działalnością gastronomiczną, nie wiadomo. Dyrektor biura fundacji CRM Ewa Badecka nie chciała rozmawiać z dziennikarzem Pulsu Medycyny.
Nie wyprowadzimy się
Od problemu fundacji, które do tej pory spokojnie egzystowały na terenie szpitali, nie ucieknie wielu dyrektorów publicznych ZOZ-ów. Na razie niektórzy zdają się problemu nie zauważać.
Próbowaliśmy na ten temat porozmawiać z dyrekcją Szpitala Klinicznego nr 7 w Katowicach-Ochojcu. W rejestrze organizacji pożytku publicznego znajduje się bowiem Fundacja dla leczenia dzieci i dorosłych na serce leczonych w Samodzielnym Publicznym Szpitalu Klinicznym nr 7 Górnośląskiego Centrum Akademii Medycznej w Katowicach-Ochojcu. Zastępca dyrektora ds. med. Wojciech Wróbel twierdził, że nigdy o niej nie słyszał. "Wiem, że niektórzy nasi profesorowie pozakładali sobie jakieś fundacje. Ale o istnieniu podmiotu o takiej nazwie nic nie wiem. Może ktoś podszył się pod szpital, bo w nazwie jest o leczeniu dzieci, a przecież my nie leczymy dzieci. Każdy może założyć konto w banku i nazwać się fundacją szpitalną" - zastanawia się W. Wróbel.
Sprawdziliśmy i okazało się, że ta fundacja istnieje, a jej twórca prof. Tadeusz Petelenz nie wyobraża sobie, by "jego ukochane dziecko" mogło funkcjonować pod innym adresem. "W ciągu 10 lat istnienia fundacji zdobyłem dla szpitala 8 mln zł. Można przyjechać i zobaczyć, jak wyglądają oddziały, jaki mamy sprzęt i aparaturę. Gdyby nie my, klinik nie byłoby stać na kupienie papieru do pisania, bo Akademia Medyczna w tej chwili nie ma na nic pieniędzy. Fundacja szpitalowi płaci za lokal. Wszystko jest uregulowane prawnie. Nie prowadzimy żadnej działalności gospodarczej, utrzymujemy się tylko z tego, co nam dadzą dobroczyńcy. Nie leczymy też pacjentów, bo nie mamy własnej aparatury ani odczynników do badań. Istotą naszej działalności jest umożliwić prawidłową pracę lekarską dla dobra pacjentów. My tylko wspomagamy działalność leczniczą szpitala poprzez zakup aparatury. Dlaczego mielibyśmy się stąd wyprowadzać, jeżeli my służymy szpitalowi? - pyta retorycznie prof. T. Petelenz, przewodniczący rady fundacji.
Źródło: Puls Medycyny
Podpis: Beata Lisowska