Wyjazd za granicę to świetna odtrutka na polskie medyczne piekiełko

opublikowano: 15-02-2005, 00:00
Ten artykuł czytasz w ramach płatnej subskrypcji. Twoja prenumerata jest aktywna
- Wyjechałeś do Szwecji korzystając z pomocy firmy pośrednictwa pracy. Jak z perspektywy ponad półrocznego pobytu oceniasz swoje przygotowanie do pracy za granicą?
- Kurs języka szwedzkiego organizowany przez firmę Medena Rek jest bezsprzecznie profesjonalny. Ma wysoki poziom, duże tempo oraz zróżnicowane metody dydaktyczne - od klepania na pamięć, przez dyktanda, wypracowania, testy gramatyczne, dialogi, słuchanie taśm, oglądanie filmów, na pracy z programem komputerowym analizującym wymowę skończywszy. Dzięki temu, że firma wypłaca ekwiwalent utraconych zarobków - ok. 3000 zł miesięcznie - i w związku z tym nie trzeba pracować, na wszystko jest dość czasu. Wieczorem oglądałem jeszcze wiadomości po szwedzku w hotelowym telewizorze lub film na wideo/DVD w szkole.
Chyba nie można nauczyć się tego języka samodzielnie w tym samym wymiarze czasu, zwłaszcza pracując i biorąc dyżury albo przyjmując dodatkowo w prywatnym gabinecie. Koledzy, którzy brali udział w programach lokalnych samorządów szwedzkich, np. jechali do Szwecji i tam próbowali się nauczyć języka i od razu pracować, mają raczej złe doświadczenia. Podobnie nie bardzo wierzę w skuteczność kursu językowego w Polsce w wymiarze 2 razy w tygodniu po 2 godziny. Ale to specyfika języka szwedzkiego, którym włada 10 mln ludzi na świecie.
Teoretycznie można próbować wyjechać do pracy samemu, ale to trudna droga przez urzędy. Trzeba by mieć zgodę na zatrudnienie przez pracodawcę szwedzkiego, uznanie prawa wykonywania zawodu przez Socialstyrelse i zezwolenie na pobyt w Szwecji. Małym pocieszeniem jest to, że nie trzeba mieć zgody na pracę, bo przecież Szwecja, tak jak Irlandia czy Wielka Brytania zrezygnowały z tzw. okresów przejściowych po wejściu Polski do Unii Europejskiej. Jednak na pewno jest wtedy gorzej z nauką języka, a nie każdy jest przecież anestezjologiem i musi trochę z pacjentem pogadać. Ja wybrałem to biuro oraz Szwecję, ponieważ jestem z natury ostrożny i lubię się uczyć języków obcych. Poza tym Szwecja jako jedyna stwarza możliwości ?miękkiego startu" w nowym środowisku.

- Jak przebrnąć przez postępowanie kwalifikacyjne poprzedzające ewentualny wyjazd do pracy za granicę?
- Najważniejsze to starannie wypełnić formularze zgłoszeniowe. Błędy lub niechlujstwo w CV czy liście motywacyjnym mogą bowiem skutecznie zdemotywować drugą stronę. Oczywiście, trzeba znać albo niemiecki, albo angielski i w czasie dwudniowych próbnych lekcji szwedzkiego wykazać się zdolnościami gwarantującymi nauczenie się tego języka w krótkim czasie. Na kursie językowym pracuje się podobnie, jak na studiach - w ok. 10-osobowych grupach, ale ma się kontakt także z innymi.
Ważne, żeby nie zapominać o rodzinie, bo to w końcu ponad pół roku rozłąki, same weekendowe spotkania mogą nie wystarczyć. A motywacja do wspólnego wyjazdu musi być silna, inaczej to nie ma sensu.

- Jak wygląda kontakt z przyszłym pracodawcą?
- Jedzie się zwykle z dublerem na rozmowę kwalifikacyjną do konkretnej przychodni czy kliniki. Potem podpisują kontrakt z tobą lub z tym drugim. I to jest wiążące, przynajmniej dla Szwedów. Dużo zależy od tego, z kim prowadzi się rozmowę. Na pewno atutem są tzw. communication skills i umiejętność swobodnej autoprezentacji, przedstawienia planów dalszej kariery zawodowej. I żeby było jasne: nie miałem wpływu na wybór miejsca w Szwecji. Bałem się, że wyląduję za kręgiem polarnym.

- Opierając się na własnym doświadczeniu, powiedz, czy lepiej wyjeżdżać do pracy za granicę samemu, czy z rodziną?
- Decyzja, czy wyjeżdżać od razu z rodziną, czy sprowadzić ją później, jest trudna. Zależy od tego, kim jest partner życiowy i jaki ma zawód, a w związku z tym, jakie są jego szanse na znalezienie pracy. Doświadczenia poprzedników wskazują, że lepiej pomyśleć o tym dużo wcześniej. Dobrze zadbać o naukę języka także dla małżonka i starszych dzieci - mają wówczas większą szansę na integrację.
Można pojechać najpierw samemu, żeby załatwić trochę papierkowych spraw i samemu przekonać się na miejscu, jak wygląda praca. Rodzina nie zawsze musi być świadkiem gorączkowego nadrabiania niektórych lekcji. Poza tym jest trochę czasu, by porozglądać się za docelowym mieszkaniem. Lepiej unikać wielokrotnych przeprowadzek, które są dużym stresem i generują dodatkowe koszty.

- Jesteś zadowolony z wyjazdu?
- Na razie nie żałuję i traktuję pobyt tutaj jako świetną odtrutkę na polskie medyczne piekiełko. Nie emigrowałem z powodów politycznych, paląc za sobą mosty, nie zarzekam się, że nie wrócę, ale z czasem coraz trudniej będzie mi wyobrazić siebie w pracy na kontrakcie z NFZ.



Źródło: Puls Medycyny

Najważniejsze dzisiaj
× Strona korzysta z plików cookies w celu realizacji usług i zgodnie z Polityką Plików Cookies. Możesz określić warunki przechowywania lub dostępu do plików cookies w Twojej przeglądarce.