Ostrzej, ale bez skalpela Marek Stankiewicz. Trafiła kosa na kamień
Ostrzej, ale bez skalpela Marek Stankiewicz. Trafiła kosa na kamień
12 lat do matury, 6 lat studiów, roczny staż i 6 lat rezydentury. Co najmniej ćwierć wieku trwa edukacja lekarza, zanim osiągnie on kompetencje specjalisty. Niestety, nie wszystkim tyle czasu na to wystarcza. Głównie za sprawą piekielnie trudnego egzaminu testowego.
Walka, żeby nie powiedzieć wojenka, izby lekarskiej o to, by młodzi lekarze mieli dostęp do odbytych już testów egzaminacyjnych, rozpoczęła się w 2012 roku. Powodem był Państwowy Egzamin Specjalizacyjny (PES) z anestezjologii i intensywnej terapii, który zdało jedynie 13 z 86 lekarzy. Niezłomnym strażnikiem klucza do sejfu z pytaniami było wówczas Ministerstwo Zdrowia. Urzędnicy z ul. Miodowej powoływali się na ustawę o zawodach lekarza i lekarza dentysty, która stanowi, że zadania testowe nie podlegają udostępnianiu na zasadach określonych w ustawie o dostępie do informacji publicznej. Centrum Egzaminów Lekarskich w Łodzi było przez lata nie tylko depozytariuszem, ale bastionem dla bazy pytań. Koniec kropka.

Tymczasem na lekarskich portalach internetowych od dawna pojawiały się całe zestawy pytań wraz z poprawną odpowiedzią, a nawet komentarzem. Kolportowano je w najmłodszym środowisku lekarzy. „Drugi obieg” informacji, niczym piwniczne powielarnie w stanie wojennym, skutecznie przejął inicjatywę. Wielu konsultantów krajowych ostrzegało, że egzamin końcowy to nie walka o mistrzowski pas bokserski, ale spokojna i wnikliwa kulminacja co najmniej 6-letniego kształcenia w swojej specjalności. Nie wiedzieć dlaczego, egzaminom specjalizacyjnym miał koniecznie towarzyszyć stres, w powszechnym odbiorze uważany za zjawisko szkodliwe.
Przeciwnicy ujawnienia pytań twierdzili, że młody lekarz i kandydat na specjalistę musi legitymować się „kompetencją medyczną, a nie wiedzą o bazie pytań”. Na zarzut, że sposób przeprowadzania egzaminów PES i LDEK przypominają sądy kapturowe, odpowiadano, iż egzamin jest narzędziem weryfikacji efektów szkolenia, a nie celem tego szkolenia. Pod moralnym znakiem zapytania postawiono rzetelność i skuteczność egzaminu, a tym samym obniżenie jakości wykształcenia lekarzy oraz w konsekwencji zwiększenie ryzyka popełnienia błędu w sztuce lekarskiej.
Jednak przez lata powstało wiele pytań, które często były unieważniane z powodu kontrowersyjnej odpowiedzi, co kompromitowało dumnych egzaminatorów. Pytania były po prostu wredne i złośliwe. Przedstawiano przypadki kliniczne, ciągnące się przez pół strony karty egzaminacyjnej, z mnóstwem szczegółów oraz testem wielokrotnego wyboru pod opisem. Co więcej, nie brakowało pytań sprawdzających logiczne myślenie w oparciu o totalne abstrakcje. Tu decydowało szczęście i spryt w rozwiązywania łamigłówek i lepsza odporność na stres. A w medycynie jednak nie tylko o to chodzi.
Naczelna Izba Lekarska uznała ograniczenie dostępu do pytań z tych egzaminów za naruszenie konstytucyjnego prawa dostępu do informacji i skierowała sprawę do Trybunału Konstytucyjnego. I wygrała. Trybunał rozprawił się właśnie z kolejnym absurdem. Czas pokaże, czy stanowisko sędziów będzie orzeczeniem, czy jedynie opinią „zespołu kolesiów”, którzy bronią status quo poprzedniej władzy. Czas nas uczy pokory.
Trybunał przyjął, że treść zestawów egzaminacyjnych z egzaminów, które już się odbyły, jest informacją publiczną i nie ma powodów, aby w tym zakresie konstytucyjne prawo dostępu do informacji publicznej było ograniczane. Bo jakież zagrożenie i dla kogo może stanowić ujawnienie treści pytań LEP czy specjalizacyjnych, gdy egzamin dawno się skończył i znane są jego wyniki? Ani to zagrożenie dla bezpieczeństwa narodowego, ani to tajemnica handlowa, ani ochrona danych osobowych. Bezpieczeństwu mieszkańców naszego kraju może za chwilę zagrozić zbyt mała liczba specjalistów, a nie udostępnienie pytań egzaminacyjnych.
Ale nie to jest najważniejsze. Jeśli w gąszczu spraw nie wiadomo, o co chodzi, to pewnie temat trąca o kasę. Ujawnienie pytań nic nie pomoże, jeśli PES dalej będzie traktowany jako metoda zredukowania liczby lekarzy mających dostęp do konfitur. Nie bez powodu najtrudniejszy jest PES ze specjalizacji uważanych dziś za „dochodowe”. Rekordy bije okulistyka, kardiologia, interna, alergologia czy diabetologia. Wśród młodych dentystów obiektem westchnień jest wciąż ortodoncja, zamiast mozolnej dłubaniny nad leczeniem kanałowym. Na razie szanse na tę rezydenturę w województwie ma czasami tylko jedna osoba.
Nie ma w tym nic złego, bo każdy ma prawo sprzedawać swoją wiedzę za wysoką stawkę. Przewiduję, że za dziesięć lat, jeśli nie będzie wojny wszystkich ze wszystkimi, siłą postępu cywilizacyjnego wzrośnie liczba osób starszych i zamożniejszych w średnim wieku. Starszym potrzebni będą okuliści, urolodzy, geriatrzy i onkolodzy. Bogatszej klienteli — chirurdzy plastyczni i sztukmistrze od tzw. medycyny estetycznej. Specjaliści nie tylko spełnią kaprysy mniej lub bardziej zakompleksionych osób marzących o szczuplejszej sylwetce, większych piersiach czy ustach. W czasach rozbujanego kultu pięknego ciała dokonają również korekcji małżowin usznych, zmarszczek, powiek, zmienią kształt nosa, a z piersiami też zrobią, co trzeba.
A może trzeba ustalić, po co kształcimy kadry medyczne? Czy system ma spełniać oczekiwania lekarzy, ich dążenia do zrealizowania wymarzonej specjalizacji, czy zabezpieczać rzeczywiste potrzeby pacjentów?
Źródło: Puls Medycyny
12 lat do matury, 6 lat studiów, roczny staż i 6 lat rezydentury. Co najmniej ćwierć wieku trwa edukacja lekarza, zanim osiągnie on kompetencje specjalisty. Niestety, nie wszystkim tyle czasu na to wystarcza. Głównie za sprawą piekielnie trudnego egzaminu testowego.
Walka, żeby nie powiedzieć wojenka, izby lekarskiej o to, by młodzi lekarze mieli dostęp do odbytych już testów egzaminacyjnych, rozpoczęła się w 2012 roku. Powodem był Państwowy Egzamin Specjalizacyjny (PES) z anestezjologii i intensywnej terapii, który zdało jedynie 13 z 86 lekarzy. Niezłomnym strażnikiem klucza do sejfu z pytaniami było wówczas Ministerstwo Zdrowia. Urzędnicy z ul. Miodowej powoływali się na ustawę o zawodach lekarza i lekarza dentysty, która stanowi, że zadania testowe nie podlegają udostępnianiu na zasadach określonych w ustawie o dostępie do informacji publicznej. Centrum Egzaminów Lekarskich w Łodzi było przez lata nie tylko depozytariuszem, ale bastionem dla bazy pytań. Koniec kropka.
Dostęp do tego i wielu innych artykułów otrzymasz posiadając subskrypcję Pulsu Medycyny
- E-wydanie „Pulsu Medycyny” i „Pulsu Farmacji”
- Nieograniczony dostęp do kilku tysięcy archiwalnych artykułów
- Powiadomienia i newslettery o najważniejszych informacjach
- Papierowe wydanie „Pulsu Medycyny” (co dwa tygodnie) i dodatku „Pulsu Farmacji” (raz w miesiącu)
- E-wydanie „Pulsu Medycyny” i „Pulsu Farmacji”
- Nieograniczony dostęp do kilku tysięcy archiwalnych artykułów
- Powiadomienia i newslettery o najważniejszych informacjach