Dobry i ofiarny lekarz musi dobrze zarabiać [FELIETON]

opublikowano: 08-05-2024, 16:34

Sędziwy Hipokrates i nowożytny Tomasz Judym to najczęstsza para rodem ze stanu lekarskiego, którą mają w zanadrzu wszelkiej maści hejterzy, drążący temat. Czy w polskiej służbie zdrowia skończyło się łapówkarstwo? Dwoi się i troi obecny resort sprawiedliwości oraz sejmowe komisje rozliczeniowe, przed którymi obwiniani luminarze Zjednoczonej Prawicy, nawet ci z drugiego szeregu, na razie grają na nosie opinii publicznej.

Ten artykuł czytasz w ramach płatnej subskrypcji. Twoja prenumerata jest aktywna
Marek Stankiewicz
Marek Stankiewicz
Fot. Archiwum

A więc przykład i precedens podpowiadają ci, którzy sprytnie znów wspięli się na szczyty. Sejmiki wojewódzkie, które są gospodarzami szpitali wojewódzkich, niczym w średniowiecznym podziale dzielnicowym, przypadną teraz tylko dwóm, już lekko podstarzałym plemionom PO i PiS. Pół biedy, jeśli tylko ich juniorskim formacjom, chociaż seniorzy wciąż trzymają cugle.

Młodzieży, również lekarskiej, nie da się zbajerować. Bo ona chce żyć tu i teraz, a nie mozolnie liczyć dni i chlipać w rękaw lekarskiego kitla, pokornie czekając, kiedy lekarska starszyzna dopuści ich do leczenia konkretnego pacjenta czy to na sali operacyjnej, czy endoskopowej, a nie zgubi go w odmętach obłędnej sprawozdawczości dla NFZ przy komputerze. Czekając, aż do czasu samodzielnego, skutecznego wykonania zabiegu, ponieważ dopiero to, a nie codzienne połajanki, budują zastępy przyszłych specjalistów.

Notabene, emocjonalnie rozdygotana Lewica, poganiająca medialnym biczem wszelkie elektoraty do poparcia depenalizacji aborcji i tak naprawdę zniesienia ograniczeń aborcyjnych, ugrała w wyborach do sejmików raptem 8 radnych w całym kraju, czyli jednego na dwa sejmiki. Ale, sorry, to tak nie działa.

Dzisiejsza łapówka to nie paczka kawy dla pani doktor za skuteczną poradę dla niemowlęcia z biegunką, ale wciągnięcie stroskanej matki w machinę stosowania tego, a nie innego leku. Legendę tzw. porady farmaceutycznej i propozycji zamiennika o tym samym wzorze chemicznym powoli schowajmy sobie między parlamentarne bajki. Recepta wystawiona przez każdego lekarza, posiadającego ważne prawo wykonywania zawodu, obliguje aptekarza lub jego pomocników do wydania leku pacjentowi. Tu nie ma pola do negocjacji ani propozycji dalszego leczenia. Mam nadzieję, że apteka pozostanie bastionem tajemnicy lekarskiej, bo jest depozytariuszem lekarskiego rozpoznania i sposobu leczenia pacjenta/klienta apteki.

Ja nie wywodzę się z tego obozu felietonistów, który tylko czeka na setny dzień urzędowania kolejnego ministra zdrowia, aby wypomnieć mu całą narrację zwycięskiej koalicji, zbyt ostrożnie stąpającej po zaminowanym przez poprzedników przedpolu. Igrzyska powoli się kończą, wiece liczą się już nie na setki tysięcy uczestników, wraca do nas proza życia. Do codziennych zakupów w sklepie osiedlowym, rachunków za ogrzewanie domu i energię elektryczną, żłobek i szkołę dla dzieci, angielski lub francuski oraz akademię piłkarską po szkole... Bo tak chcą żyć tysiące młodych polskich rodzin.

Czy wszystko zależy od nowego zamysłu administracji ekipy minister Izabeli Leszczyny, czy może ostrej determinacji premiera Donalda Tuska na arenie międzynarodowej?

Mam nieodparte wrażenie, że po jesiennych sukcesach wyborczych szybko znów uchodzi z nas powietrze. Bo niby teraz rzekomo niewidzialna siła ma nas poprowadzić ku świetlanej przyszłości, zmiatając z tej drogi szkodników i malkontentów. Cicha wojenka polityki z lekarzami chyba trochę straciła rumieńce. Nie ma już wprawdzie aresztowań i wyprowadzania doktorów w kajdanach ze szpitali, ale krok po kroku odbiera się im dominujące znaczenie w leczeniu ludzi.

I co gorsza, lekarze, zwłaszcza młodszego pokolenia, pokornie się na to zgadzają. Tego nawet za czasów nieboszczki komuny nie było. Wtedy w dobrym tonie było sprzeciwić się administracyjno-politycznym instrukcjom. Odważnych nagradzano nie „kasiorą”, lecz koleżeńskim, serdecznym uściskiem dłoni w szpitalnej windzie, w stołówce lub wyróżnieniem w oddziałowym raporcie. Szkoda, że dziś odwaga staniała i ustąpiła miejsca wyścigowi szczurów. O tempora! o mores!

Szkoda też, iż tak niewielu gminnych
i powiatowych polityków udaje, że nie wie, o co chodzi i nie dostrzega niebezpieczeństwa nie tyle dla lekarzy, co dla chorych. Nigdzie za granicą praktykujący lekarze nie są urzędnikami i nie określają uprawnień ubezpieczeniowych pacjentów, z wyjątkiem naszego polsko-polskiego bałaganu, partyjnej administracji, która nie umie nawet zorganizować ani opanować zmian w rejestrze praktyk lekarskich.

Jeśli jeszcze do niedawna polski górnik, który spocony, usmolony pyłem węglowym (acz uśmiechnięty do kamer), heroicznie wydobywał z głębi ziemi polskie czarne złoto, to polscy lekarze, choćby przez analogię, mogliby uchodzić za depozytariuszy narodowego białego złota — zdrowia i ukojenia w cierpieniu.

Ale to se ne vrati! Nie ma białego i czarnego złota. Dobry i ofiarny lekarz musi dobrze zarabiać. A społeczeństwo, ciągle unoszące się w oparach odwróconych pojęć i narracji, wzdychające do niego, musi to raz a dobrze zrozumieć.

[email protected]

Źródło: Puls Medycyny

Najważniejsze dzisiaj
× Strona korzysta z plików cookies w celu realizacji usług i zgodnie z Polityką Plików Cookies. Możesz określić warunki przechowywania lub dostępu do plików cookies w Twojej przeglądarce.