Lekarze muszą stać się znów prawdziwymi liderami [FELIETON]

opublikowano: 28-12-2023, 11:40

Dylemat: kto byłby lepszy na stanowisku ministra zdrowia - lekarz czy menedżer - obrósł już nieco zgrzybiałą legendą. A co więcej, nie rozpala już niczyich emocji. Chyba że czasem zaiskrzy na synapsach rozmaitych cwaniaków o złodziejskich skłonnościach, przyspawanych do partyjnego establishmentu.

Ten artykuł czytasz w ramach płatnej subskrypcji. Twoja prenumerata jest aktywna
Marek Stankiewicz
Marek Stankiewicz
Fot. Archiwum

Od trzech dekad żaden lekarz ni menedżer z Pałacu Paca nie błysnął ani talentem organizacyjnym, ani szczególnym wyczuciem potrzeb zdrowotnych społeczeństwa. Do tej roboty potrzeba bożej iskry i kompetencji ministra finansów.

Teka ministra zdrowia tym razem przypadnie filolożce polskiej, zaś cywilny nadzór nad obroną polskiej ziemi, morza
i nieba spocznie w rękach… lekarza. Na szczęście Izabela Leszczyna wie, po co Fenicjanie wymyślili pieniądze dla rozliczeń między ludźmi, jakie są prognozy makroekonomiczne, nastroje inwestorów, sytuacja gospodarcza na świecie i pomysły na jej stymulację. Do jej obowiązków, gdy była wiceministrem finansów, należały m.in.: identyfikacja ryzyk występujących w systemie finansów publicznych, promowanie problematyki dotyczącej ochrony finansów publicznych czy zagadnień ekonomiczno-społecznych w zakresie objętym działaniami administracji rządowej.

Pani minister Izabela Leszczyna właśnie rozpoczyna swą misję przywrócenia ochrony zdrowia z głowy na nogi i umeblowania jej na nowo. Mam nadzieję, że nie zabraknie jej determinacji, roztropności, dialogu z samorządami zawodów zaufania publicznego i pokory wobec medycyny. Teraz nie ma miejsca na żadne 100 dni na rozgrzewkę, bo system goni resztkami sił przez liczne starannie zaminowane pola i zabetonowane przez ustępujące władze stanowiska. Tak jak od chirurga, pochylonego i skupionego nad krwawiącym pacjentem, również od ministra oczekuje się błyskawicznej gotowości, odważnych i trafnych decyzji, a nie stękania i szukania winnych swojej niemocy. I nieustannego odwoływania się do profesorskiego lobby, które podobno zawsze wszystko wie lepiej. Z tym, że nie na pewno!

Dobrodziejstwa cywilizacji i zawrotny postęp w medycynie na szczęście nie ominęły szpitali w minionym ćwierćwieczu. Medycyna ma się dziś, niestety, lepiej niż jej podopieczni. Bo choć przedłużyła życie, to poskąpiła nam jego jakości. Technologie medyczne z górnej półki, diagnostyka obrazowa z innej epoki i najszersza gama farmakoterapii mogą napawać dumą polską medycynę. Wstydem kładzie się brak gminnych miniośrodków kompleksowej opieki nad starością i godnym umieraniem, wzorem włoskich samorządów lokalnych.

Ale sterty papierowych dokumentów w gabinetach lekarskich oraz administracji szpitalnej, zamiast sprawnych systemów informatycznych, są nadal zakałą postępu, co więcej, budzą grozę. Szpital to nie piekarnia, która może wyprodukować jeszcze więcej pieczywa. Aby mógł bezpiecznie zadbać o pacjentów, nie potrzebuje niczyjego aplauzu ani reklamy. Jak kania dżdżu, szpital łaknie zaufania i szacunku dla trudnego do zmierzenia wysiłku intelektualnego całego personelu medycznego, szczególnie przepracowanych pielęgniarek, jak również coraz hojniejszych nakładów na inwestycje i rozwój. W przeciwnym razie na tle Europy będzie przede wszystkim dziadował, żebrał po kątach, gonił w piętkę, gimnastykował się, jak związać koniec z końcem. A może udawał opiekę i dostępność, by za chwilę w blasku reflektorów dziarsko legitymizować chore koncepcje technokratów i swoich politycznych mocodawców.

Lekarze muszą stać się znów prawdziwymi liderami, a nie rozkapryszonymi gwiazdorami, co chwila domagającymi się atencji i estymy. Nie mam wątpliwości, że współczesnego lekarza powinna charakteryzować bardzo gruba skóra. I nie chodzi o znieczulicę czy lekceważenie pacjentów, lecz o uodpornienie się na ich ataki.

Od dawna twierdzę, że nasze społeczeństwo nie lubi lekarzy. Owszem, pacjent może szanować jednego czy drugiego medyka, który mu pomógł albo po prostu był dla niego bardziej wyrozumiały. Jednak o całej branży polski przeciętny zjadacz chleba lubi mówić źle. Bo tutaj w grę wchodzą wielkie emocje, podgrzewane i odgrzewane przez polityków, gigantyczne interesy gospodarcze i zwyczajna ludzka zawiść, którą karmią się tysiące zawiedzionych i niedoinformowanych rodaków.

Media wciąż puchną od krytyki lekarzy. Fora internetowe to nic innego jak kubeł pomyj, wylewany codziennie na lekarzy. Mimo to chętnych do wykonywania tego zawodu wśród polskiej młodzieży wciąż nie brakuje. W sukurs ich ambicjom nadchodzą organizowane niczym prawem kaduka kierunki lekarskie poza uniwersytetami medycznymi. Co gorsza, podstępem chcą się wedrzeć do Polskiej Komisji Akredytacyjnej, od której zależą uprawnienia do prowadzenia studiów, szkół doktorskich, nadawania stopni i tytułów. A także kwota subwencji, czyli środków finansowych, które jednostki naukowe otrzymują z budżetu państwa. Czas pokaże, czy nie była to zbyt kręta i wyboista droga na szczyty opieki zdrowotnej. A jednoczenie policzek dla uczciwych i wytrwałych pasjonatów zgłębiania nauk medycznych.

Dziś znów coraz donośniej słychać, że sama matura - choć chęć szczera - nie wystarcza. Liceum staje się instytucją przeszkadzającą w dostaniu się na wydział lekarski, bo zajmuje czas przedmiotami innymi niż biologia, chemia. Ten wyścig szczurów zaczyna przekraczać granice rozsądku. Jak przyszły lekarz ma angażować się dla pacjenta, jeżeli od 15. roku życia był zmuszony do nauki jak cyborg? Konkurencja do na wskroś humanistycznego zawodu sprowadziła się do wiedzy w dwóch przedmiotach ścisłych. Przypomina to próbę wyhodowania szybszego konia, nie biorąc pod uwagę wynalazku, jakim jest samochód.

Kandydata na wrażliwego lekarza trzeba zobaczyć na własne oczy, porozmawiać z nim, bo nie tylko samo przygotowanie z poszczególnych przedmiotów powinno mieć znaczenie, ale także predyspozycje psychologiczne. Selekcja jest zasadna, ponieważ nie o wszystkim powinny decydować algorytmy, a potrzeba zdrowego rozsądku.

Kim powinien być zatem dobry lekarz? Wszyscy zgodnym chórem odpowiadamy, że doskonałym i pokornym znawcą lekarskiego rzemiosła, ale przede wszystkim powinien mieć osobowość, empatię oraz talent do wspierania osób cierpiących. Czyli koniec epoki odwróconych pojęć!

[email protected]

Źródło: Puls Medycyny

Najważniejsze dzisiaj
× Strona korzysta z plików cookies w celu realizacji usług i zgodnie z Polityką Plików Cookies. Możesz określić warunki przechowywania lub dostępu do plików cookies w Twojej przeglądarce.