Trochę cię pozwodzę

  • Lew Starowicz
opublikowano: 30-05-2008, 00:00

O niechęci mężczyzn do leczenia zaburzeń seksualnych wiadomo nie od dziś. A jeśli już się zdecydują — i o tym jakby ciszej — często uciekają do kłamstw i fantazjowania w opowieściach na użytek partnerki.

Ten artykuł czytasz w ramach płatnej subskrypcji. Twoja prenumerata jest aktywna

Jakie są korzyści z tego typu oszustw? W przypadku unikania seksu z partnerką z uwagi na skrywany związek z inną kobietą — to oczywiste. Można również przeciągać poddanie się leczeniu seksuologicznemu. Partnerki często są bardzo cierpliwe, opiekuńcze i ufne. Gorzej, jeżeli kłamstwo się ujawni.

Leczę się u specjalisty. Z powodu zaburzenia seksualnego u mężczyzny dochodzi do kryzysu: kobieta jest rozdrażniona, czasem zniechęcona — z powodu braku kontaktów seksualnych lub nieudanych prób. Nakłania partnera do poszukiwania pomocy u specjalisty. I oto dowiaduje się, że partner podjął leczenie. Czeka na wynik — i jakoś nie widzi rezultatu. Zniecierpliwiona postanawia porozmawiać z terapeutą. Najpierw do gabinetu wchodzi jej partner — i prosi, by lekarz potwierdził, że on już tu był! To najczęstszy wariant. Mężczyzna zachowuje się jak dziecko przyłapane na kłamstwie. Sytuacja — patowa. Dla niego. Dlaczego tak się dzieje? Może to wynikać z oporu wobec leczenia, ale również z chęci rozwiązania problemu na własną rękę — np. ktoś kupował leki za pośrednictwem internetu, bez badań diagnostycznych (mogły to być podróbki albo nieskuteczne — z powodu niewykrycia właściwej przyczyny zaburzenia — medykamenty). Inni mężczyźni wolą się masturbować niż współżyć z partnerką — i dlatego uciekają się do kłamstwa. Zdarza się też, że ktoś jest zdrowy i sprawny, ale... z inną partnerką. Kłamstwo to zawsze zasłona dymna.

Leczenie mi nie pomaga. „Poszedłem do specjalisty, zbadał mnie, dostałem leki, i to nie moja wina, że nie pomagają”. Mężczyzna liczy, że partnerka zostawi go w spokoju i pogodzi się z tym, że leczenie w jego przypadku jest nieskuteczne. Niektórzy panowie finezyjnie przedstawiają nawet dowody terapii: kwity opłat, recepty, wykupione leki. Trudno nie dać wiary... Bywa: rzeczywiście zgłosili się na wizytę i zakupili leki — ale ich nie brali. Do wykrycia kłamstwa może dojść na przykład wtedy, gdy kobieta zgłasza się do specjalisty z pytaniami o skuteczność leczenia zaburzenia seksualnego, przyczyny niepowodzenia konkretnej terapii. I w czasie rozmowy dochodzi do wniosku, że została oszukana.

 

Lekarz: nie mam szansy na wyleczenie. Po takim komunikacie mężczyzna jest przekonany, że partnerka pogodzi się z diagnozą. Nie przewidział jednak determinacji partnerki, która zamierza się dowiedzieć, co skłoniło lekarza do takiego „wyroku”. Zdarza się zatem, że przychodzi para i mężczyzna wmawia terapeucie, że usłyszał od niego taki werdykt. Groteskowa sytuacja!

 

Jeszcze się nie leczę. Naprawdę się leczy — ale nie dla niej. Inny wariant: zaczął leczenie, czeka na efekty i zamierza podjąć współżycie, gdy zyska pewność sukcesu. I wtedy z dumą powie, że problem minął bez leczenia: sam dał sobie z nim radę.

 

Lekarz: jestem zdrowy. W podtekście takiego stwierdzenia może kryć się obwinianie partnerki za nieudane współżycie, za brak podniecenia. Niektórzy mężczyźni starają się uwiarygodnić ową sytuację przez zgłoszenie się na wizytę. Problem w tym, że nie mówili lekarzowi prawdy. Z ich wypowiedzi wynikało, że nie mają problemów z seksem, lecz tylko partnerka „czepia się” i stwarza problem. Była wizyta? Była. Mają dowód. Nie wszystkie jednak kobiety dają się zbyć. I w trakcie wspólnej wizyty sytuacja się wyjaśnia.

 

Lekarz: proszę spróbować z inną. Jasne. Tak bywa, kiedy ujawnił się romans cierpiącego na zaburzenia seksualne partnera. Nic zatem dziwnego, że „porada” specjalisty budzi złość u partnerki. Udaje się zatem do „szalbierza” z pretensjami.

Lekarz: to ty potrzebujesz leczenia, nie ja. Oto strategia niejednego mężczyzny unikającego leczenia, ambicjonalnie reagującego na problem i przerzucającego odpowiedzialność za kryzys w związku na partnerkę. W czasie wizyty pozytywnie ocenia stan swego zdrowia seksualnego i umiejętnie kieruje uwagę terapeuty na zachowania kobiety. Bywa, że przedstawiony przez niego scenariusz wydaje się prawdopodobny. W walce między partnerami nie jest to rzadko praktykowana strategia.

 

Lekarz: trzeba jeszcze poczekać. Niektórzy mężczyźni, szukający pomocy u psychoterapeutów, unikają rozmów o seksie lub kłamią, że wszystko układa się dobrze. Oczekują pomocy w rozwiązaniu innych problemów, ukierunkowują uwagę bynajmniej nie na kwestie seksualne. Terapia trwa miesiącami, a w życiu seksualnym nic się nie zmienia. Partnerka jest cierpliwa, a w przypadku pytań słyszy, że na poprawę trzeba jeszcze poczekać. I tak mija czas.

 

Terapeuci często stają się obiektem manipulacji. Z zasady wierzy się pacjentowi i nie zakłada, że kłamie. Nic dziwnego, że wtedy „leczenie” omija istotę kryzysu w związku. Tajemnica zawodowa nie pozwala lekarzowi ujawnić informacji od pacjenta. Oszukiwanie partnerki i terapeuty bywa świadomą strategią, ale zdarza się także, że nie jest wyrachowane i wtedy kłamstwa należy traktować jak mechanizm obronny. Z tego powodu podkreśla się znaczenie wspólnych wizyt partnerów. Problemy seksualne nie są bowiem kłopotem wyłącznie danej osoby, lecz związku. No i partnerki potrafią podać cenne wiadomości, dobrze przedstawiające stan zdrowia seksualnego partnera i przyczyny trudności w życiu intymnym. l

 

Źródło: Puls Medycyny

Podpis: Zbigniew Lew-Starowicz

Najważniejsze dzisiaj
× Strona korzysta z plików cookies w celu realizacji usług i zgodnie z Polityką Plików Cookies. Możesz określić warunki przechowywania lub dostępu do plików cookies w Twojej przeglądarce.