Byłoby to ciągle nieszkodliwe upodobanie, gdyby z niewinnej usługi polepszającej samopoczucie, nie przekształciło się w formę pseudozdrowotnego szpanu i szarlatanerii fitness. Nawet w centrach handlowych można było skorzystać z łóżka opalającego i uzyskać brazylijską cerę przy okazji rodzinnego shoppingu. Szybko jednak przekonaliśmy się, iż proceder nie jest niczym więcej, jak tylko biznesem, żerującym na pragnieniu bycia pięknym, zwłaszcza w ekspresowym tempie. Choć widziałem też reklamę łóżka, które dostarcza…witaminy D i likwiduje depresję.
Słusznie więc prezydent chce takie reklamowe praktyki ukrócić, dodatkowo zakazując korzystania z solariów osobom poniżej 18. roku życia, choć chciałoby się zapytać, dlaczego nie w ogóle? Prezydencka inicjatywa szybko skojarzyła mi się z ustawą antytytoniową i nie był to zły trop, bowiem w uzasadnieniu podano ją jako wzorzec, z którego zaczerpnięto inspirację i poszczególne przepisy.
Oczywiście nie o samo uzależnienie od solariów chodzi, ale przede wszystkim o najgroźniejszego raka skóry — czerniaka, którego częstość występowania zwiększyła się od połowy lat 90. ubiegłego wieku, kiedy solaria wybuchły jak plamy na słońcu. Powstające w wyniku proliferacji melanocytów zmiany skórne w postaci czerniaka, jak podaje WHO, dotykają szczególnie rasy białej kaukaskiej. Aż 80 proc. przypadków czerniaka jest spowodowanych przez promieniowanie UV, ale biorąc pod uwagę nawet globalne ocieplenie to zdecydowanie za dużo, jak na możliwości słońca.
Obiektyw uczonych padł więc na maszyny do kąpieli słonecznych, których wysyp na polskim rynku trwał od połowy lat 90. aż do alarmujących doniesień o obrażeniach, jakie solaria czyniły opalającym. Co prawda rynkową wolnoamerykankę zastąpiono częstszymi kontrolami solariów oraz certyfikacją urządzeń, ale badania nad tym zjawiskiem poszły zdecydowanie dalej. Zauważono, że im więcej ludzi korzysta z solariów, tym obfitsze żniwo zbiera czerniak. I to na te badania powołuje się prezydent w uzasadnieniu projektu ustawy, zresztą kompetentnie i z podaniem źródeł.
Komisja Europejska zleciła odpowiednie badania Scientific Committee on Health, Environmental and Emerging Risks (SCHEER), na podstawie których jesienią 2016 roku opublikowano raport. Wynika z niego, iż ryzyko zachorowania na czerniaka jest o 20 proc. wyższe u osób, które kiedykolwiek poddały się sztucznemu opalaniu, i rośnie za każdym kolejnym seansem. Generalnie, w im młodszym wieku się to robi, tym gorzej oraz im częściej — tym pewniejsze późniejsze zachorowanie.
Raport, a za nim projekt ustawy, wymienia także inne typy raka, do których rozwoju przyczynia się opalanie w solarium. Projekt jest zresztą małym kompendium wiedzy, dotyczącym uregulowania tej kwestii w innych krajach, za co warto pochwalić prezydenta, który wprowadza zakazy do sfery uregulowanej ustawą o swobodzie działalności gospodarczej. Nie ogranicza jej, ale bardzo limituje dostęp do solariów, eliminując dzieci i młodzież, a dorosłych zmuszając do zapoznania się ze zdrowotnymi konsekwencjami korzystania z łóżek opalających. W solariach mają znajdować się „bijące po oczach” napisy ostrzegawcze o treści zgodnej z rozporządzeniem wydanym na podstawie ustawy. Podobne do występujących na paczkach papierosów.
Jerzy Papuga,komentator parlamentarny, specjalizujący się w opisie prac komisji sejmowych i senackich oraz procesu ustawodawczego.