O przejrzystości mówi się sporo również w medycynie. Pierwszy raz jesteśmy świadkami ujawnienia finansowej strony współpracy producentów leków i lekarzy. Niektóre firmy podały właśnie do publicznej wiadomości umowy o współpracy z wybranymi lekarzami. Czyli kto, od kogo, ile i za co dostał pieniądze. Jak to bywa, środowisko się podzieliło. Doskonale rozumiem argumenty, że zaglądanie tylko lekarzom do kieszeni nie jest sprawiedliwe. Czemu nie towarzyszy temu na przykład ujawnienie dochodów menedżerów tych firm? Przecież nie tylko oni, ale również lekarze cenią sobie prywatność i bezpieczeństwo.
Przejrzystość relacji między producentami leków a lekarzami może jednak pomóc w wielu kwestiach. Przede wszystkim przyczyni się do odbudowy zaufania pacjentów, że ordynowane leki są naprawdę potrzebne i ich wybór wynika jedynie z wiedzy medycznej, a nie działań marketingowych. Z tego punktu widzenia ogłoszenie pierwszych raportów firm farmaceutycznych może stanowić krok w dobrą stronę. A raczej kroczek — bo dopóki nie zrobią tego wszyscy producenci leków i dopóki nie będą ujawniane wszystkie powiązania o charakterze finansowym, dopóty będzie to działanie połowiczne, w dużej mierze symboliczne, bliskie donkiszoterii.
Moda na dyskusje o przejrzystości trafiła także do Ministerstwa Zdrowia, gdzie jeden z wiceministrów stał się obiektem zarzutów o niejasne działania i powiązania. Jakoś dziwnie się to zbiegło z jego zabiegami o tzw. uszczelnianie koszyka, czyli obniżaniem wycen na wiele świadczeń. Nawet tak prozaiczna czynność, jak zalepianie dziur, okazuje się niebezpieczna. Z drugiej strony warto sobie przypomnieć życie żony Cezara, która musiała pozostawać poza wszelkimi podejrzeniami. Pilnowała się o wiele bardziej niż jakakolwiek inna Rzymianka. Nie chodziło o to, że była cnotliwa — to nie wystarczyło. Musiała się wystrzegać każdego dwuznacznego gestu, ważyć każde słowo, aby nie stwarzać okazji niechętnym i nie dawać pretekstu do plotek.
Często najbardziej agresywny przeciwnik nie rozpocznie ataku, dopóki nie podsuniemy mu casus belli. Asumptem do oskarżeń o nieprzejrzystość może się stać kalendarz z logotypem firmy w gabinecie albo zasiadanie przy jednym stoliku na konferencji. Albo też jakikolwiek fałszywy gwizdek, wynikający choćby z tego, że sędzia nie zdążył dobiec do miejsca zdarzenia. Trudno. Mając zawód zaufania publicznego i otrzymując dochody ze środków publicznych, nie można się obrażać na tę publiczność, która nam zagląda do kieszeni. Ona ma prawo się upewnić, że sytuacja jest transparentna, a publiczne pieniądze (jej pieniądze) są uczciwie wydawane.
Z okazji rozpoczynających się wakacji życzę wszystkim Państwu trafionych wyborów miejsc odpoczynku, aby udało się tam znaleźć tak potrzebną przejrzystość — nieba, wody oraz myśli.
[email protected]