Ktoś, kto ma dobrą pamięć, może zaświadczyć, że zetknęły się wówczas argumenty dochodowe z konstytucyjnymi, bo w sprawie równości rolniczej składki zdrowotnej wypowiedział się Trybunał Konstytucyjny, zrównując zasady jej obliczania dla wszystkich grup rolników: biedniaków, średniaków i kułaków. Upominano ich nawet wtedy, iż otrzymują dość wysokie obszarowe dopłaty bezpośrednie, co ma wpływ na dochody gospodarstw wielkoobszarowych, ale większych danin na ubezpieczenie społeczne i zdrowotne nie generuje. Trzeba było wielkich dyskusji, żeby odseparować dopłaty obszarowe od podstawy wymiaru, bo są one tylko unijną rekompensatą za utracone przez rolników dochody, które by osiągnęli, gdyby żywność była sprzedawana powyżej kosztów produkcji.
Nowe zasady składkowe rzeźbiono z wielkim mozołem przy udziale nie tylko speców od finansowania systemu ochrony zdrowia, ale również samych zainteresowanych, którzy ustami swoich przedstawicieli zgodzili się ponieść koszty, choć adekwatne nie tyle do potrzeb systemu, ile do zawsze trudnej sytuacji rolników. Ten system działał od 2012 do 2016 roku, a obecnie procedowane regulacje mają przedłużyć go jeszcze na rok. Później się zobaczy. I jak na obrady połączonych komisji Zdrowia i Rolnictwa, to kilkanaście zmian zaklepano prawie jednomyślnie w rekordowym tempie 20 minut. Oznacza to, że konsensus ustalony pod poprzednimi rządami dalej będzie obdarzał swych beneficjentów całkiem niemałymi łaskami.
Za rolników prowadzących małe gospodarstwa do 6 ha składkę zdrowotną zapłaci KRUS, pozostali rolnicy uiszczą składkę w wysokości 1 zł od każdego hektara przeliczeniowego za siebie i każdego domownika. Z kolei osoby prowadzące dział specjalny produkcji rolnej (np. hodowcy zwierząt futerkowych) będą oskładkowani w wymiarze 9 proc. kwoty stanowiącej 33,4 proc. przeciętnego wynagrodzenia. Składki są tu modyfikowane w zależności od tego, czy rolnik płaci podatek dochodowy, czy nie.
Bardziej skomplikowany system obowiązuje domowników tych rolników, którym do obliczeń składki potrzebne są komunikaty prezesa GUS w sprawie przeciętnego miesięcznego wynagrodzenia w sektorze przedsiębiorstw w IV kwartale roku poprzedniego. Ciekawe, jak te nietykalne przepisy będą przenoszone do planowanego systemu budżetowego i czy w ogóle się w nim w takiej formie prawnej znajdą. I aż korci zadać pytanie o wysokość stawki od hektara przeliczeniowego i może jej obszarową progresję. Ale czy to warto, skoro wszystko i tak ma być inaczej, żeby w tym przypadku pozostało po staremu?