Lustracja mistrzów
Lustracja mistrzów
Ostrzej, ale bez skalpela: Konsultant to zawsze brzmiało dumnie. Teraz jednak nie bardzo wiadomo, czy to jeszcze uczeń Hipokratesa, czy już urzędnik państwowy.
Wprawdzie wciąż bez wytwornego biurka, sekretarki, wypasionego laptopa, auta z szoferem i służbowej karty kredytowej, ale za to z prestiżem. To był zawsze taki nobliwy dodatek do profesorskiej togi. Mniejsza o gażę, równą paru poradom z profesorskiego gabinetu prywatnego. Wybitne autorytety lekarskie przyciągał do tej funkcji jej misyjny charakter. Nagrodą był zawsze honor, zaufanie i szacunek władz. Konsultant to był KTOŚ!
Obecnie konsultant nie ma żadnej mocy sprawczej, którą mógłby wykorzystać do realizacji swych rozlicznych obowiązków. Na przykład nikt nie pyta konsultanta o opinię w sprawie kontraktowania świadczeń, które praktycznie przesądzają o powstaniu bądź likwidacji poradni lub oddziału szpitalnego — tu decydują nie względy merytoryczne, ale głównie finansowe.
Głośno lub szeptem, kandydatów na konsultantów wskazują towarzystwa naukowe oraz salony polityczne i towarzyskie, ale i tak ostatnie słowo należy do ministra zdrowia lub wojewody. A ci chcą takiego, który „da rękojmię należytego i bezstronnego wykonywania zadań konsultanta”. Czyli niekoniecznie takiego, który wykazuje się osiągnięciami organizacyjnymi, dydaktycznymi i naukowymi w danej dziedzinie medycyny oraz właściwą postawą etyczną — jak od dawna postuluje Naczelna Rada Lekarska, pozbawiona zresztą ostatnio możliwości opiniowania kandydatów.
Kwestię postawy etycznej konsultantów, zamiast nieskalanej opinii i charyzmy w środowisku, mają teraz załatwić oświadczenia, składane przez konsultantów pod rygorem odpowiedzialności karnej. Jedno z nich składa się z odpowiedzi na 23 pytania dotyczące osobistych związków z instytucjami, fundacjami, stowarzyszeniami prowadzącymi działalność leczniczą, wytwórcami i importerami leków, zajmującymi się obrotem lekami, badaniami naukowymi i ich wdrażaniem. Jeżeli samemu nie prowadzi się badań w swojej dziedzinie, to nie posiada się zdolności do wiarygodnej oceny dowodów naukowych — drwią naukowcy. Wystawienie opinii dotyczącej leków i aparatury medycznej też trzeba będzie ujawnić.
Kolejne oświadczenie muszą składać konsultanci (podobnie jak posłowie i senatorowie) każdorazowo, kiedy przydarzy im się przyjęcie korzyści o wartości powyżej 380 złotych. Do takich korzyści zalicza się darowizny oraz wyjazdy krajowe lub zagraniczne niezwiązane z funkcją konsultanta, których koszt nie został pokryty przez konsultanta lub jego małżonka albo instytucje ich zatrudniające. Oznacza to, że np. z kongresu naukowego w Montrealu trzeba będzie szybko zwijać się do Polski, a nie wracać po tygodniu przez Hawaje lub Karaiby, jak robią to inni koledzy. Dzisiaj żadnego kongresu czy dużego sympozjum nie zorganizuje się tylko z opłat rejestracyjnych uczestników. W Polsce nie ma przecież sponsora publicznego. Jeśli nawet Ministerstwo Zdrowia dołoży jakieś kwoty do konkretnego kształcenia, sympozjum czy kongresu, są one zazwyczaj symboliczne i stanowią niewielki ułamek rzeczywistych kosztów.
Obawiam się, że sponsorowane wykłady konsultanta i jego artykuły w prasie medycznej mogą być również niemile widziane. Gdzie się nie ruszyć, na konsultanta czyhają honoraria. Można bez końca wymieniać, co i ile straci wybitny lekarz i naukowiec, który przez 5 lat poświęci się służbie publicznej. Można kpić, że tylko frajerzy zostają konsultantami. Ale żarty na bok! Dlaczego konsultanci mają sami skazywać się na spadek do drugiej ligi, pomimo że pozostają mistrzami w zawodzie? Czy rozchwytywany po całym świecie wybitny polski profesor zechce się narażać na wątpliwe ryzyko, że ktoś zinterpretuje źródła jego dochodów w sposób dla siebie dowolny i będzie próbował dowieść, że nastąpił konflikt interesów i naruszenie prawa. Ktoś tu chce wylać dziecko z kąpielą.
Nolens volens wypada przyznać, że ograniczanie pola pokusy i rozbrajanie arsenału korupcji jest zawsze krokiem w dobrą stronę. Daleko nam jeszcze do Finlandii i Danii, liderów w zwalczaniu tego wstydu cywilizacji. Cecilia Malmström z Komisji Europejskiej oznajmiła niedawno, że odkryty w Europie rozmiar korupcji aż zapiera dech w piersiach. Obok przestępczości zorganizowanej, uważa się ją za największe zagrożenie dla demokracji i wolnego rynku.
Trudno też szlochać nad niedolą konsultantów, a jeszcze trudniej nad ministrem zdrowia. W zadumę wprawia fakt, że władza, która przecież sama sobie dobiera doradców, już od początku tym ekspertom nie ufa. Nawet gdy reprezentują zawody zaufania publicznego. Nic bardziej nie wzmacnia ambitnego lekarza i nie pobudza jego intelektu, niż okazane mu zaufanie. Zmiana prawa podobno miała mieć na celu wzmocnienie roli konsultantów. Nowe przepisy jako żywo zmierzają w przeciwnym kierunku. Idę o zakład, że wykoleją się przy pierwszym kłamstewku lustracyjnym niewygodnego dla władzy konsultanta. Obrzydliwie hardcorowa wersja dogmatu o negatywnym konflikcie interesów doczeka się wnet dowodu, że znów dała nam się we znaki lekarska sitwa.

Ostrzej, ale bez skalpela: Konsultant to zawsze brzmiało dumnie. Teraz jednak nie bardzo wiadomo, czy to jeszcze uczeń Hipokratesa, czy już urzędnik państwowy.
Wprawdzie wciąż bez wytwornego biurka, sekretarki, wypasionego laptopa, auta z szoferem i służbowej karty kredytowej, ale za to z prestiżem. To był zawsze taki nobliwy dodatek do profesorskiej togi. Mniejsza o gażę, równą paru poradom z profesorskiego gabinetu prywatnego. Wybitne autorytety lekarskie przyciągał do tej funkcji jej misyjny charakter. Nagrodą był zawsze honor, zaufanie i szacunek władz. Konsultant to był KTOŚ!Obecnie konsultant nie ma żadnej mocy sprawczej, którą mógłby wykorzystać do realizacji swych rozlicznych obowiązków. Na przykład nikt nie pyta konsultanta o opinię w sprawie kontraktowania świadczeń, które praktycznie przesądzają o powstaniu bądź likwidacji poradni lub oddziału szpitalnego — tu decydują nie względy merytoryczne, ale głównie finansowe. Głośno lub szeptem, kandydatów na konsultantów wskazują towarzystwa naukowe oraz salony polityczne i towarzyskie, ale i tak ostatnie słowo należy do ministra zdrowia lub wojewody. A ci chcą takiego, który „da rękojmię należytego i bezstronnego wykonywania zadań konsultanta”. Czyli niekoniecznie takiego, który wykazuje się osiągnięciami organizacyjnymi, dydaktycznymi i naukowymi w danej dziedzinie medycyny oraz właściwą postawą etyczną — jak od dawna postuluje Naczelna Rada Lekarska, pozbawiona zresztą ostatnio możliwości opiniowania kandydatów. Kwestię postawy etycznej konsultantów, zamiast nieskalanej opinii i charyzmy w środowisku, mają teraz załatwić oświadczenia, składane przez konsultantów pod rygorem odpowiedzialności karnej. Jedno z nich składa się z odpowiedzi na 23 pytania dotyczące osobistych związków z instytucjami, fundacjami, stowarzyszeniami prowadzącymi działalność leczniczą, wytwórcami i importerami leków, zajmującymi się obrotem lekami, badaniami naukowymi i ich wdrażaniem. Jeżeli samemu nie prowadzi się badań w swojej dziedzinie, to nie posiada się zdolności do wiarygodnej oceny dowodów naukowych — drwią naukowcy. Wystawienie opinii dotyczącej leków i aparatury medycznej też trzeba będzie ujawnić. Kolejne oświadczenie muszą składać konsultanci (podobnie jak posłowie i senatorowie) każdorazowo, kiedy przydarzy im się przyjęcie korzyści o wartości powyżej 380 złotych. Do takich korzyści zalicza się darowizny oraz wyjazdy krajowe lub zagraniczne niezwiązane z funkcją konsultanta, których koszt nie został pokryty przez konsultanta lub jego małżonka albo instytucje ich zatrudniające. Oznacza to, że np. z kongresu naukowego w Montrealu trzeba będzie szybko zwijać się do Polski, a nie wracać po tygodniu przez Hawaje lub Karaiby, jak robią to inni koledzy. Dzisiaj żadnego kongresu czy dużego sympozjum nie zorganizuje się tylko z opłat rejestracyjnych uczestników. W Polsce nie ma przecież sponsora publicznego. Jeśli nawet Ministerstwo Zdrowia dołoży jakieś kwoty do konkretnego kształcenia, sympozjum czy kongresu, są one zazwyczaj symboliczne i stanowią niewielki ułamek rzeczywistych kosztów.Obawiam się, że sponsorowane wykłady konsultanta i jego artykuły w prasie medycznej mogą być również niemile widziane. Gdzie się nie ruszyć, na konsultanta czyhają honoraria. Można bez końca wymieniać, co i ile straci wybitny lekarz i naukowiec, który przez 5 lat poświęci się służbie publicznej. Można kpić, że tylko frajerzy zostają konsultantami. Ale żarty na bok! Dlaczego konsultanci mają sami skazywać się na spadek do drugiej ligi, pomimo że pozostają mistrzami w zawodzie? Czy rozchwytywany po całym świecie wybitny polski profesor zechce się narażać na wątpliwe ryzyko, że ktoś zinterpretuje źródła jego dochodów w sposób dla siebie dowolny i będzie próbował dowieść, że nastąpił konflikt interesów i naruszenie prawa. Ktoś tu chce wylać dziecko z kąpielą.Nolens volens wypada przyznać, że ograniczanie pola pokusy i rozbrajanie arsenału korupcji jest zawsze krokiem w dobrą stronę. Daleko nam jeszcze do Finlandii i Danii, liderów w zwalczaniu tego wstydu cywilizacji. Cecilia Malmström z Komisji Europejskiej oznajmiła niedawno, że odkryty w Europie rozmiar korupcji aż zapiera dech w piersiach. Obok przestępczości zorganizowanej, uważa się ją za największe zagrożenie dla demokracji i wolnego rynku.Trudno też szlochać nad niedolą konsultantów, a jeszcze trudniej nad ministrem zdrowia. W zadumę wprawia fakt, że władza, która przecież sama sobie dobiera doradców, już od początku tym ekspertom nie ufa. Nawet gdy reprezentują zawody zaufania publicznego. Nic bardziej nie wzmacnia ambitnego lekarza i nie pobudza jego intelektu, niż okazane mu zaufanie. Zmiana prawa podobno miała mieć na celu wzmocnienie roli konsultantów. Nowe przepisy jako żywo zmierzają w przeciwnym kierunku. Idę o zakład, że wykoleją się przy pierwszym kłamstewku lustracyjnym niewygodnego dla władzy konsultanta. Obrzydliwie hardcorowa wersja dogmatu o negatywnym konflikcie interesów doczeka się wnet dowodu, że znów dała nam się we znaki lekarska sitwa.
Dostęp do tego i wielu innych artykułów otrzymasz posiadając subskrypcję Pulsu Medycyny
- E-wydanie „Pulsu Medycyny” i „Pulsu Farmacji”
- Nieograniczony dostęp do kilku tysięcy archiwalnych artykułów
- Powiadomienia i newslettery o najważniejszych informacjach
- Papierowe wydanie „Pulsu Medycyny” (co dwa tygodnie) i dodatku „Pulsu Farmacji” (raz w miesiącu)
- E-wydanie „Pulsu Medycyny” i „Pulsu Farmacji”
- Nieograniczony dostęp do kilku tysięcy archiwalnych artykułów
- Powiadomienia i newslettery o najważniejszych informacjach