Ostrzej, ale bez skalpela: Biegli na cenzurowanym
Ostrzej, ale bez skalpela: Biegli na cenzurowanym
Według koryfeuszy Dobrej Zmiany, biegli lekarze odgrywają w procesach sądowych zbyt ważną rolę, by ich zadanie powierzać osobom niekompetentnym czy wręcz hochsztaplerom. Czyżby dziś w sprawach trudnych i przepełnionych piętrowymi wątpliwościami o wyrokach decydowali lekarze zamiast niezawisłych sądów?
Sami prokuratorzy przyznają, że znalezienie biegłych lekarzy jest coraz trudniejsze. Przypomnę tylko, że biegły sądowy to instytucja prawa sądowego procesowego ustanowiona dla zapewnienia należytego funkcjonowania organów szeroko rozumianego wymiaru sprawiedliwości. Aby zostać biegłym sądowym, lekarz musi korzystać z pełni praw cywilnych i obywatelskich, mieć nieposzlakowaną opinię, niekiedy rekomendację okręgowej izby lekarskiej i tytuł specjalisty. To co więcej potrzeba sądowi? Świadectwa moralności, a może jakiejś deklaracji lojalności? Tylko wobec kogo i czego?

Tymczasem Dobra Zmiana domaga się, aby wpisy na listę biegłych uaktualniać raz na 5 lat. A biegłym, którzy przedstawią sądowi fałszywą albo nierzetelną opinię, podziękować bez wynagrodzenia. Rzecz jasna, że opinię biegłego, która gruchnęłaby krzywdą na niewinnego człowieka, należy piętnować, besztać, a nawet ciskać na nią gromy. Ale straszenie biegłego, że w wypadku jakiejkolwiek pomyłki surowo się go ukaże, to wylewanie dziecka z kąpielą. Bo doświadczony i wzięty specjalista ma zupełnie gdzieś indziej źródła finansowych przychodów i osobistego prestiżu. I zapewne nie będzie ich dłużej szukał w czeluściach wymiaru (nie)sprawiedliwości.
Dzisiaj biegłymi instytucjonalnymi są zakłady medycyny sądowej. Do tej roli nieśmiało aspirują i przymierzają się izby lekarskie, zachęcane przez Stowarzyszenie Prokuratorów RP. Inicjatywa ma w środowisku na razie tylu szermierzy i trybunów, co żarliwych kontestatorów i polemistów.
Prokuratury czekają na lekarskie opinie średnio pół roku do 2 lat. Śledztwa nie mogą ruszyć z miejsca, bo prokuratorzy muszą czekać na biegłego, który ma często wiele opinii do napisania i brakuje mu czasu, aby je sporządzić. Niska wycena żmudnej i czasochłonnej pracy biegłych dolewa oliwy do ognia. Tajemnicą poliszynela jest fakt, że najdrożej wyceniają swoje opinie biegli profesorowie. Zdecydowanie gorzej jest w tzw. terenie. Specjaliści nie chcą współpracować, bo za swoje opinie dostają 22-32 zł/godz., na dodatek muszą poświęcać swój czas na rozprawach sądowych, pisać opinie uzupełniające. A na to nie mają czasu, bo pracują na kontraktach.
W ostatecznym rozrachunku ustalenie godziwych stawek za usługi biegłych o wiele bardziej opłaciłoby się państwu polskiemu niż obecny niedowład i bałagan. Bicie piany w nieskończoność też jest bardzo kosztowne. Prawnicy zwierzają się, że — delikatnie mówiąc — nie mogą się czasem nadziwić opiniom biegłych, ale zdając sobie sprawę, że uzyskanie drugiej opinii to kolejna droga przez mękę, opierają się na tym, co mają.
Lekarze starszego pokolenia mają wciąż w pamięci niechlubną kolaborację medycyny z wymiarem sprawiedliwości. Każdy rozsądny człowiek mógł się już przekonać, że prowadzi ona na ogół do pogorszenia wymiaru sprawiedliwości. A czasem nawet niesprawiedliwości. Bywa zwykle realizacją pomysłów politycznych albo czyichś indywidualnych uprzedzeń. Ale ofensywa Ministerstwa Sprawiedliwości nabiera tempa. To już pachnie czymś więcej niż tylko dobrotliwymi połajankami Ludwika Dorna o żołnierskich kamaszach dla medyków.
Z drugiej strony, naiwne myślenie, że sposobem na pokazanie odrębności, jest wykręcanie się od wydania opinii nie tylko nie pomaga, ale wręcz szkodzi. Lekarzom, pacjentom i ogólnie poczuciu i odczuciu sprawiedliwości. Ale przecież wymiar sprawiedliwości i tak wyda wyrok, tylko że „na skróty”, oparty na niefachowej ocenie. Bardzo często jest ona prosta jak metr sznurka. Skoro coś złego się stało, ktoś musi być winny, a cała ta wyszukana fachowa gadanina tylko niepotrzebnie zamąci w głowie publiczności, która domaga się surowych kar.
Trzeba pamiętać, że spraw przeciwko lekarzom wcale nie ubędzie. Jeśli środowisko lekarskie będzie się droczyć z władzą i dystansować od opiniowania, chętnie wyręczą je inni. Do społecznego bon tonu zaczynają się zaliczać komisje weryfikacyjne. A może coś lub ktoś na kształt inspekcji robotniczo-chłopskich rodem ze stanu wojennego? Dobrze pamiętam tamte rozwiązania. Co więcej, widzę i znam dziś chętnych do takiej samej roboty.
Lekarze nie mogą być bezkarni. Ale jeszcze gorzej by się stało, gdyby wymiar sprawiedliwości działał wobec nich na chybił trafił. A tak niestety już bywało. W dyskusjach o sądowych procesach z udziałem lekarzy ciągle odwołujemy się do ironii o niezbadanych wyrokach i cudownego uniknięcia kary. Tylko najwyższej jakości obiektywne opinie, oparte na wiedzy i doświadczeniu, mogą zadusić w zarodku chorobliwe zapędy stawiania lekarzy na baczność. O to już dawno zadbały niemieckie izby lekarskie, których zespoły opiniujące wypracowały sobie przez kilka dekad taką wiarygodność, że ich opinia jest praktycznie najważniejsza. Tak mogłoby być i w Polsce. Ale czy ktoś zechce tego wszystkiego wysłuchać? Zobaczymy.
Według koryfeuszy Dobrej Zmiany, biegli lekarze odgrywają w procesach sądowych zbyt ważną rolę, by ich zadanie powierzać osobom niekompetentnym czy wręcz hochsztaplerom. Czyżby dziś w sprawach trudnych i przepełnionych piętrowymi wątpliwościami o wyrokach decydowali lekarze zamiast niezawisłych sądów?
Sami prokuratorzy przyznają, że znalezienie biegłych lekarzy jest coraz trudniejsze. Przypomnę tylko, że biegły sądowy to instytucja prawa sądowego procesowego ustanowiona dla zapewnienia należytego funkcjonowania organów szeroko rozumianego wymiaru sprawiedliwości. Aby zostać biegłym sądowym, lekarz musi korzystać z pełni praw cywilnych i obywatelskich, mieć nieposzlakowaną opinię, niekiedy rekomendację okręgowej izby lekarskiej i tytuł specjalisty. To co więcej potrzeba sądowi? Świadectwa moralności, a może jakiejś deklaracji lojalności? Tylko wobec kogo i czego?
Dostęp do tego i wielu innych artykułów otrzymasz posiadając subskrypcję Pulsu Medycyny
- E-wydanie „Pulsu Medycyny” i „Pulsu Farmacji”
- Nieograniczony dostęp do kilku tysięcy archiwalnych artykułów
- Powiadomienia i newslettery o najważniejszych informacjach
- Papierowe wydanie „Pulsu Medycyny” (co dwa tygodnie) i dodatku „Pulsu Farmacji” (raz w miesiącu)
- E-wydanie „Pulsu Medycyny” i „Pulsu Farmacji”
- Nieograniczony dostęp do kilku tysięcy archiwalnych artykułów
- Powiadomienia i newslettery o najważniejszych informacjach