Mówiąc o dorobku 25 zespołów parlamentarnych działających w obszarze szeroko pojętej ochrony zdrowia, warto przypomnieć, iż są to ciała nie podlegające dyscyplinie politycznej. Skupiają one posłów i senatorów według ich zawodów, zainteresowań, hobby, pasji, a często nawet przynależności terytorialnej. Generalnie, zespoły nakierowują zainteresowanych parlamentarzystów bądź na zagadnienia przekrojowe (np. zdrowia publicznego czy rozwiązywania problemów uzależnień), bądź specjalistyczne (np. stwardnienia rozsianego, raka czy cukrzycy).
Od przedostatniej kadencji przyjęło się, że zespoły, nawet bardziej niż parlamentarne komisje branżowe, wgłębiają się we właściwą sobie tematykę, a dorobek publicznych debat i dyskusji (naliczyłem ich w mijającym roku blisko 20) prezentują bezpośredniemu zapleczu politycznemu i społecznemu. Ma to tę obopólną korzyść, iż zapewnia posłom i senatorom dostęp do wiedzy znakomitych specjalistów (wybitnych kardiologów, onkologów, pediatrów…), którzy chętnie przychodzą na posiedzenia zespołów, jak i poznanie poglądów stowarzyszeń pacjentów. Co nie jest bez znaczenia przy zdecydowanej niechęci prezydium Komisji Zdrowia do uczestnictwa przedstawicieli pacjentów w parlamentarnych pracach nad projektami ustaw. Jest to zresztą w pewnym stopniu usprawiedliwione, gdyż komisja branżowa powinna zajmować się uchwalaniem prawa, a nie sprawami wszystkich pacjentów, choćby nie wiem jak palącymi.
Na posiedzeniach zespołów odbywa się edukacja ustawodawców na szczegółowe tematy zdrowotne i dyskutowane są pomysły, które otrzymują niekiedy ponadpartyjny szlif i odbywają pełną drogę ustawodawczą. Wiedzą o tym doskonale wszyscy ci, którzy właśnie tam szukają dróg dotarcia ze swoimi postulatami, co ostatnio miało miejsce w trakcie prac nad nowelizacją ustawy o prawie farmaceutycznym. Konsultacji przepisów ograniczających liczbę aptek podjęły się bowiem nie tylko właściwe zespoły zdrowotne, ale także te promujące patriotyzm gospodarczy. Mówię o tym nie bez kozery, bo zbliża się dyskusja nad rządową ustawą o sieci szpitali, która z pewnością uruchomi lawinę postulatów poszczególnych środowisk, od samorządów poczynając, na właścicielach prywatnych szpitali kończąc. Byłoby dobrze, gdyby przyjście ministra Radziwiłła z tym kluczowym projektem do Sejmu zostało poprzedzone przynajmniej kilkoma debatami w zespołach parlamentarnych, by rozbroić miny, jakie mogą być przy tej okazji zdetonowane.
Tak postąpiono swego czasu przy projekcie prawa wodnego i nie była to zła socjotechnika, tylko czy będzie ona odpowiadała Ministerstwu Zdrowia? Obowiązuje tam żelazny aksjomat separacji legislacji od zaplecza i grup nacisku, mimo że wypuszczenie nawet roboczego tekstu projektu ustawy dałoby szansę określenia punktów krytycznych i tego, na czym skoncentruje się krytyka oponentów.
Kwitując więc dorobek 25 parlamentarnych zespołów zdrowotnych, stworzone zostało przez miniony rok całkiem spore zaplecze specjalistyczne, które nie ociąga się z trudnymi tematami (hit ostatnich tygodni to smog a zdrowie Polaków), jest zdyscyplinowane (praca jest dobrowolna a frekwencja pełna) i systematyczne (posiedzenia zwoływane są nawet dwa razy w miesiącu). Gdyby prześledzić aktywność poszczególnych zespołów, to palma pierwszeństwa należy się zespołowi ds. organizacji ochrony zdrowia. Następne są zespoły do spraw: zdrowia publicznego, poz i profilaktyki, rozwiązywania problemów uzależnień. To moja subiektywna lista. Każdy, kto interesuje się tą formą pracy parlamentarnej i jako gość w niej uczestniczy, ma zapewne swoją.