Ratujmy ratowników
Ratujmy ratowników
Mawiają o nich z przekąsem: medycy gorszego sortu. Gustowne kolorowe uniformy nie dają niestety tyle prestiżu co śnieżnobiałe kitle lekarskie. Do tej pracy potrzeba zimnej krwi, gruntownej wiedzy, kondycji i nie lada krzepy. To zajęcie dla twardzieli o gołębim sercu.
Kilka razy dziennie dźwigają po kilkadziesiąt kilogramów. Czasem przyjdzie im stoczyć iście zapaśniczy pojedynek z pijanym w sztok menelem, wysłuchać etiudy przekleństw i połajanek ze strony jego otoczenia. Czasem pędzą slalomem w korkach jak szaleni, by na miejscu okazało się, że nie ma ani żadnego poszkodowanego, ani osoby, która wzywała karetkę.

Epokę, kiedy lekarzowi w karetce towarzyszył noszowy, pożegnaliśmy dawno i bez żalu. Dość powszechną kompetencją noszowego, zwanego czasem szumnie sanitariuszem, była umiejętność czytania i pisania oraz dźwigania torby lekarskiej, w której bez przerwy czegoś brakowało. Nikomu się wówczas nie śniło, aby taki jegomość potrafił chorego zaintubować, wykonać defibrylację czy nakłuć opłucną, by odbarczyć odmę. Krótko mówiąc, uratować człowieka od niechybnej śmierci.
Przełom cywilizacyjny przyniósł ochronie zdrowia nowy zawód. Obecnie tytuł zawodowy ratownika medycznego uzyskuje się po ukończeniu 3-letnich studiów. Do 2015 r. tytuł ratownika medycznego można było uzyskać również po ukończeniu 2-letniej szkoły policealnej. Ratownicy medyczni pracują zwłaszcza w zespołach wyjazdowych ratownictwa medycznego, szpitalnych oddziałach ratunkowych (SOR), jednostkach GOPR, WOPR, prowadzą szkolenia z zakresu pierwszej pomocy. Pracują na kilku etatach, bo za pensję z jednego nie da się wyżyć. Do drugiej pracy gonią zwykle po 24-godzinnym dyżurze w karetce. Mogą, bo są zatrudniani jako prowadzący działalność gospodarczą.
Ratownicy medyczni to na ogół ludzie ambitni, którzy oprócz potrzeb, mają marzenia — o zawodowym rozwoju i awansie, rodzinie i życiowej stabilizacji. To nie są jacyś frustraci, którzy kiedyś nie dostali się na medycynę, a dziś zawistnie zerkają na swoich rówieśników w białych kitlach. W zawodzie trzyma ich pasja, ale rozum każe im myśleć o przyszłości. Kończą więc inne kierunki magisterskie. Drugi fach bywa często kołem ratunkowym.
Ale większość nosi w sobie sporo żalu. Bo ludzie traktują karetkę jak taksówkę, a w SOR-ach nie szczędzi się im złośliwych docinków. Są sytuacje, w których ratownik nie jest w stanie podjąć decyzji opartej na wiedzy i doświadczeniu lekarskim, bo go nie posiada. Pół biedy, jeśli ratownik przywozi wszystkich do SOR-u. Gorzej, jeśli pewny siebie pozostawia w domu chorego z tętniakiem rozwarstwiającym, podając mu leki przeciwbólowe i rozkurczowe.
W medycynie zachodniej ratownicy medyczni to ludzie, którzy nie martwią się o to, co do garnka albo na siebie włożyć. W niemieckiej Hesji odpowiednik (Rettungsassistent) może liczyć na początkową pensję 2022 euro. Wraz ze wzrostem doświadczenia jego gaża stopniowo wzrasta do 2599 euro brutto. Brytyjscy paramedycy zarabiają średnio 24 806 funtów rocznie, a ich koledzy za oceanem 24-37 dolarów za godzinę. Portale internetowe puchną od ofert pracy od zaraz. W Polsce ratownicy zarabiają mniej niż kasjerki w hipermarketach.
Minister Radziwiłł zaproponował ratownikom podwyżkę o 170 złotych. Na 2400 złotych brutto przyjdzie im poczekać do roku 2021. Zapowiedzi podwyżek to blef. Minister wie, że nie będzie z czego ich dać, ale takie deklaracje zawsze miło głaszczą zmysły. Sternicy polskiej ochrony zdrowia szykują ratownikom nie lada surwiwal, z nabyciem umiejętności samowystarczalnej egzystencji w warunkach pracy za 13 złotych za godzinę.
Jeśli straż pożarna i policja są państwowe, to dlaczego nie ratownictwo medyczne? — wściekają się pracownicy pogotowia i dodają, że w końcu chcą być służbą systemu, a nie służącymi. Ale dopóty dzban wodę nosi, dopóki mu się ucho nie urwie. W nieodległym horyzoncie czasowym jawi się akcja protestacyjno-strajkowa. Roman Badach--Rogowski, szef Krajowego Związku Zawodowego Pracowników Ratownictwa Medycznego już dziś zastrzega, że nie ma mowy o zaniechaniu wyjazdów do nagłych zdarzeń. Taka deklaracja pozwala każdej władzy spać spokojnie, a postulaty mieć w głębokim poważaniu.
Argumentom ratowników daleko jednak do siły argumentów górników czy rolników, dlatego ich zabiegom nie wróżę powodzenia. Nie ma się co emocjonować, żadnych zauważalnych podwyżek nie będzie. Dlaczego? Bo w pierwszej kolejności trzeba zaspokoić zaplecze władzy: resorty siłowe, urzędników, elektorat (500+), a te chłoną pieniądze publiczne jak gąbka. Zresztą ratownictwo medyczne to ma być zmartwienie solidarnego i roztropnego społeczeństwa, a nie garstki ludzi harującej za grosze. To w ich rękach jest nasze życie, jak nas zły los dopadnie.
Ratownicy to dziś jeden z najgorzej opłacanych zawodów medycznych. Najgorzej zarabiają w małych stacjach przy szpitalach powiatowych. Pieniądze na takie stacje trafiają do wspólnego budżetu szpitala, a dyrektorzy przeznaczają je na inne cele. Ratownicy nie tylko zarabiają mniej, ale zdarza się, że pracują na starszym sprzęcie.
Jeśli młody człowiek ma postawić na szali dobro społeczne i własne, ma prawo wybrać swoją karierę, perspektywę rozwoju talentu, spełnienia zawodowych marzeń czy udanego życia rodzinnego. Nikt nie ma obowiązku życia heroicznego ani zaliczania kolejnych surwiwali.
W ochronie zdrowia przybyło już sporo nowej jakości. Niewątpliwie wartością dodaną są ratownicy medyczni — ambitni, wytrwali i na razie jeszcze przywiązani emocjonalnie do nowej profesji. Ale jeżeli ich praca ma nadal nieść im radość, a ludziom ratunek, trzeba aby pozbyli się natrętnych myśli, jak na koniec miesiąca opłacić czynsz i rachunki.
Mawiają o nich z przekąsem: medycy gorszego sortu. Gustowne kolorowe uniformy nie dają niestety tyle prestiżu co śnieżnobiałe kitle lekarskie. Do tej pracy potrzeba zimnej krwi, gruntownej wiedzy, kondycji i nie lada krzepy. To zajęcie dla twardzieli o gołębim sercu.
Kilka razy dziennie dźwigają po kilkadziesiąt kilogramów. Czasem przyjdzie im stoczyć iście zapaśniczy pojedynek z pijanym w sztok menelem, wysłuchać etiudy przekleństw i połajanek ze strony jego otoczenia. Czasem pędzą slalomem w korkach jak szaleni, by na miejscu okazało się, że nie ma ani żadnego poszkodowanego, ani osoby, która wzywała karetkę.
Dostęp do tego i wielu innych artykułów otrzymasz posiadając subskrypcję Pulsu Medycyny
- E-wydanie „Pulsu Medycyny” i „Pulsu Farmacji”
- Nieograniczony dostęp do kilku tysięcy archiwalnych artykułów
- Powiadomienia i newslettery o najważniejszych informacjach
- Papierowe wydanie „Pulsu Medycyny” (co dwa tygodnie) i dodatku „Pulsu Farmacji” (raz w miesiącu)
- E-wydanie „Pulsu Medycyny” i „Pulsu Farmacji”
- Nieograniczony dostęp do kilku tysięcy archiwalnych artykułów
- Powiadomienia i newslettery o najważniejszych informacjach